Po powrocie z wakacji, tydzień przeleżałem w łóżku. William i tak dostępny był w kratkę, twierdząc, że ma do pozałatwiania swoje sprawy, a ja po prostu chciałem odpocząć i nawet było mi to na rękę, że nie rozmawialiśmy codziennie. Chyba by mnie rozniosło od kotłowania w sobie tych emocji, gdybym musiał dzień w dzień przybierać maskę zadowolonego ze wszystkiego.
Wszystko to mnie co najwyżej denerwowało. Było po prostu nie tak, jak chciałem. A czas uciekał niczym piasek przez palce i nic nie mogłem z tym zrobić. Dosłownie siedziałem i patrzyłem to na zegar, to w kalendarz, denerwując się, że żadne mieszkanie na wynajem nie ostanie, kiedy będziemy załatwiać te sprawy na ostatnią chwilę. A ja też nie miałem zamiaru mieszkać ani w ruderze, ani w akademiku. Rodzice hojnie ogłosili się, że mam skupić się na studiach, a nie pracy, bo pracować będę do końca życia. Byłem im za to bardzo wdzięczny, bo wizja nauki na stopniu wyższym już wystarczająco mnie przerażała, a gdybym musiał dołożyć do tego jeszcze pracę...
Uważałem, że nie było nic złego w korzystaniu z tego, jaki trafił nam się los. Mój był akurat z rodzaju tych bogatszych i nie miałem zamiaru przed tym uciekać. Nie przechwalałem się przesadnie z tym, że u mnie w domu całkiem nam się powodzi, ale też nie ukrywałem się z tym nie wiadomo jak. Gdyby ktoś spytał, odpowiedziałbym całkiem szczerze, że na razie sponsorują mnie rodzice, bo tak jestem z nimi dogadany.
Z łóżka wyciągnęła mnie wizyta Diany, która wydawała się być czymś bardzo przejęta.
— Nie jestem już z Kamilem — zakomunikowała mi. — I ten chuj przespał się ze swoją byłą...
— ...a ty z Barthem, więc? — przerwałem jej.
— Ugh! Miałeś być po mojej stronie!!
— Nie jestem po żadnej — odpowiedziałem szczerze. — Ale przynajmniej jesteście po równo tak samo okropni, więc chyba nie jest źle?
Pokręciła głową.
— Dobra, już walić Kamila. Mamy gorsze problemy. Patrz. — Podała mi swój telefon z otwartą konwersacją z Barthem. Rzuciłem na nią okiem. — On do mnie cały czas pisze. Przecież to miał być numerek albo dwa na wakacjach i niewracanie więcej do tematu, więc dlaczego?
— Jesteś pewna, że dla niego to też był seks bez zobowiązań?
— Chyba brzmiałam dosyć jasno mówiąc, że nie mam zamiaru żyć jak ty i zarywać nocek, a potem ładować się w dziesięciogodzinny lot, żeby zaliczyć. Kandydatów w Polsce mam pod dostatkiem, nie jestem zaraz taka brzydka.
Oddałem jej telefon i westchnąłem.
— Tylko nie złam mu serca zbyt mocno.
— Ty naprawdę nie jesteś dzisiaj po mojej stronie!
Podniosłem ręce w geście obronnym.
— Czy ty w ogóle dalej się dąsasz o to wszystko?
Nie odpowiedziałem jej.
— Igi — jęknęła — przecież już ustaliliśmy, że nikt nic nie wie. Naprawdę nie rozumiem, czemu uważasz, jakbyśmy poznali odpowiedź wcześniej niż ty. Będziesz pierwszy, serio, czuję to.
— Zaraz wyniki matur — zmieniłem temat.
— Właśnie!! — krzyknęła i dopadła do swojego telefonu. — Jezu, portal umarł. Ja zaraz do niego dołączę.
CZYTASZ
Wake up, I miss you
BeletrieIgnacy zaczął udostępniać swoje życie w Internecie z nudów. Szybko jednak przerodziło się to w coś większego. Sam nie wiedział od czego zależał jego fenomen w sieci, a przecież obserwujących przybywało mu z każdym kolejnym dniem, kiedy tylko publiko...