11. Życie to życie.

109 6 0
                                    

       Następnego dnia, od rana dokończyłam naprawę sprzęgła. Kiedy odpaliłam auto, trochę śmierdziało, ale ogólnie wszystko dobrze chodziło.
- Widzę, że naprawa udała się - podszedł do mnie Rick, z uśmiechem.
- Tak, mając takie auto, trzeba wiedzieć, jak się z nim obchodzić - stwierdziłam spuszczając maskę.
- Elizabeth? Dobrze pamiętam?
- Tak, ale jeśli chcesz możesz mówić Liz - uśmiechnęłam się przyjaźnie do mężczyzny.
- Jak wiesz, jutro opuszczamy to miejsce. Rozumiem, że wyjdziesz z nami?
- Tak, chcę przyłączyć się do waszej grupy. Po śmierci siostry, nic mi już nie zostało... - spuściłam wzrok w dół.
- Im więcej osób tym lepiej i przykro mi, z powodu twojej siostry. Liz, potrzebuje twojej pomocy. Musimy zgromadzić zapas wody, na podróż dla nas wszystkich. Potrzebuje dwóch osób, które pojadą pod magazyn w mieście i przywiozą trochę baniaków z wodą - stwierdził. Czułam, że jestem coś winna tym ludzią.
- Mogę jechać, tylko kto ma być tą drugą osobą?
- Został tylko Daryl. Reszta jest zajęta.
- A Glenn, albo Andrea? Ktokolwiek? - spytałam. Rick rozejrzał się dokładnie.
- Glenn gdzieś zniknął. Andrea kiepsko się czuje, Shane mi pomaga wywozić ciała, a Dale raczej się do tego nie nadaje - powiedział spoglądać na starszego mężczyznę, kszątającego się przy camprze.
- Rozumiem...
- Z resztą Darylowi już powiedziałem. Powinien za raz do ciebie przyjść - dodał Rick odchodząc.
- Super, nie mogę się doczekać - westchenlam do siebie sarkastycznie.

       Po chwili przyszedł Daryl. Wsiedliśmy do auta.
- Gdzie jedziemy pani kowboj?
- Rick kazał nam przywieść wodę, na podróż, panie Chupacabra - odparłam wyjeżdżając z obozu, na drogę.
- Co? Dlaczego? - spytał zaskoczony.
- Bo wyglądasz i pachniesz podobnie - zaśmiałam się. Nie mogłam się powstrzymać, od tej ukąśliwej uwagi. Wkurzało mnie, kiedy nazywał mnie panią kowboj, a poza tym wczoraj przesadził, podglądając mnie nago nad jeziorem.

      Po nie całej godzinie, wjechaliśmy do miasta. Daryl miał adres, gdzie znajduje się magazyn.
- Hej złośnico, chyba przejechałaś bramę - powiedział leniwie, z papierosem w ustach.
- Mogłeś mówić wcześniej, że to tu - odburkłam nawracając.

       Zatrzymaliśmy się pod bramą, pod którą kiedyś podjeżdżały ciężarówki i wykładały towar. Daryl włamał się drzwiami, do magazynu i poszedł mi otworzyć bramę od środka. Chwilę się na niego naczekałam. W między czasie, jak siedziałam w samochodzie poczułam dziwny smród. W tym samym momencie Daryl otworzył bramę i już myśl uciekła mi z głowy. Skupiłam się na zadaniu.

       Kwadrans później, cały samochód był już zapakowany, aż po sam sufit. Wzięliśmy tyle baniaków z wodą, ile się dało. Podwozie mustanga prawie rysowało o asfalt.

      Wyjechaliśmy z terenu magazynu, na ulicę Atlanty. Każdy sztywny, który nas zauważył swoim mozolnym krokiem podążał za nami.

      Niespodziewanie smród się nasilił, a auto zaczęło szarpać, aż się zatrzymało.
- Cholera! Co jest z tym gruzem? - wysyczał przez zęby Dixon.
- To nie gruz, tylko pożądny samochód - odburknęłam wściekła.
- Kurwa! Znów coś zepsułaś! Widziałem, jak wczoraj przy nim grzebałaś... - stwierdził wysiadając z wozu i podniósł klapę, od maski, zaglądając do środka.
- Silnik, akumulator, tutaj wszystko w porządku. No tak, to musi być to sprzęgło - spojrzał na mnie, jak na blondynkę. Następnie położył się na rozgrzanym asfalcie i wślizgnął się pod wóz. Kiedy tak leżał, pod mustangiem, a letni wiatr podwiał mu koszulę, wydał mi się na swój sposób seksowny. Był bardzo męski, tego nie mogłam zaprzeczyć.

      Sztywni zauważali nas i zaczęli do nas podchodzić.
- Nie naprawię tego teraz, musimy zatrzymać się w bezpieczniejszym miejscu - stwierdził wstając z ziemi i otrzepując ręce - wsiadaj będziesz kierować, ja będę pchać.
- No co ty, pomogę ci - zaparliśmy się z Darylem i zaczęliśmy pchać samochód, z całej siły. Auto zaczęło się toczyć. Niestety sztywni byli szybsi. Było ich za dużo. Daryl wyjął pistolet i trafił bardzo celnie w paru osobników.

     Nagle samochód zaczął szybciej się toczyć. Spojrzałam do przodu. Trasa prowadziła ostro z górki. W ostatnim momencie chwyciłam za spojler i  wskoczyłam na bagażnik samochodu. Daryl zaczął szybko biec. Wyciągnęłam w jego stronę rękę. Mężczyzna chwycił mnie, a drugą ręką podparł się o spojler i wskoczył na wąski bagażnik, obok mnie.
Następnie wślizgnęliśmy się, przez otwarte okna, do środka wozu, który nabrał dużej prędkości.
- To było zajebiste - stwierdził Dixon zapalić papierosa i wystawiając łokieć za okno.
- Yeehaa! I tak żyją kowboje, na dzikim zachodzie - dodałam uśmiechając się szeroko, w stronę Daryla. Mężczyzna odwzajemnił uśmiech.

Może on nie jest wcale taki zły...

CDN

Dziękuję za gwiazdki  ⭐️

Knockin' On Heaven's Door - TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz