22. Mogę być twoim bohaterem.

107 10 1
                                    

Opuściliśmy ten przeklęty dom, a ja nadal miałam łzy w oczach, obwiniając się, że może jednak dało coś się zrobić. Daryl chyba zauważył, że męczy mnie sumienie.
- Zrozum, nie mogłem czekać, aż pociągnie za spust. Miałem wybór, ty, albo ona - podszedł do mnie. Ostatni raz zaciągnęłam się papierosem i wyrzuciłam filtr.
- Wracajmy już na farmę - ruszyłam w stronę motoru.
- Liz - Dixon zatrzymał mnie, chwytając za ramię - nie obwiniaj się za to - dodał cicho.

W odpowiedzi przytuliłam delikatnie mężczyznę, wtulając się w niego. Daryl objął mnie jedną ręką, bo w drugiej trzymał kuszę. Mężczyzna jest zbyt twardy, żeby powiedzieć to na głos, ale ja wiedziałam, że troszczy się o mnie.
- Chcesz prowadzić? - spytał nagle. Odchyliłam się od niego minimalnie, aby spojrzeć mu w oczy. Tym pytaniem, od razu odciągnął moje myśli, od przykrej sytuacji, która właśnie miała miejsce.
- Naprawdę mogę? - uśmiechać się lekko.
- Tak, kapelusz zachaczymy o bagażnik, z tyłu - zdjął mi kapelusz - usiądź z przodu - dodał.

Usiadłam na miejscu kierowcy na motorze i chwyciłam za kierownicę. Daryl usiadł za mną. Przylegał do moich pleców, całym sobą. Czułam bijące od Dixona ciepło, które rzadko komu okazywał. Objął mnie, a dłonie położył na moich, żeby mógł kierować. Jego głowa znalazła się obok mojej, aby widział drogę. Prawie stykaliśmy się policzkami. To było cudowne uczucie. Nigdy wcześniej nie czułam się tak kochana i bezpieczna.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Dodaliśmy trochę gazu i ruszyliśmy do przodu. Czułam się wspaniale.

Przypomniał mi się Texas. Gorące promienie słońca muskały moją twarz. We włosach czułam prędkość jaką nabrał motor.

Było późne południe kiedy wróciliśmy na farmę. Byłam szczęśliwa i zdążyłam, już zapomnieć o martwej dziewczynie w ciąży.

Po przyjeździe, na kolację, zawołała nas Beth, młodsza córka Hershela. Dawno nie jadłam tak sycącej kolacji. Mimo wisielczego nastroju, było całkiem przyjemnie. Glenn powiedział jakiś żart i nawet przez ułamek sekundy, Carol się uśmiechnęła. Biedna kobieta.

Z pełnym brzuchem, wyszłam na dwór. Oparłam się o balustradę, podziwiając słońce, chylące się powoli ku zachodowi, nad gęstym lasem. Teraz przydałby się papieros. Obok mnie przeszedł Dale, schodząc w dół. Po chwili wyszedł Daryl. Mam wrażenie, że mimowolnie przyciągam go do siebie. Mężczyzna z kieszeni koszuli wyjął papierosy i włożył sobie jednego do buzi.
- Umiesz czytać w myślach? - podniosłam na niego wzrok.
- Hmm? - spytał zajęty zapaleniem papierosa.
- Nie ważne - wzięłam mu papierosa i zaciągnęłam się nim.
- Ej... - burknął, a jego wzrok powędrował dalej - ciekawe gdzie Shane jedzie z tym gościem - stwierdził.
- Hershel potrzebuje respiratora, żeby wyjąć ostatnie łuski od naboju z Carla. Shane się zgłosił na ochotnika.
- Dobrze, że ten dupek w końcu się do czegoś
przyda - mówiąc to Daryl przeniósł wzrok na mnie. Wpatrywaliśmy się w siebie w milczeniu.
- Chodź - chwyciłam Daryla za rękę i pociągnęłam do stajni.

      - Chyba nie chcesz ukraść konia... - zaśmiał się, widząc, że wyprowadzam z boksu jednego rumaka.
- Nie ukraść, tylko pożyczyć, kotku - puściłam do niego oczko. Naszemu rumakowi założyłam siodło i lejce. Następnie wsiadłam na niego.
- Ty pokazałeś mi jak się jeździ motorem, a ja cię teraz nauczę jak się jeździ na koniu, wskakuj.

Jesteśmy szczupli, więc zmieściliśmy się w jednym siodle. Daryl siedział za mną. Byliśmy praktycznie przyklejeni do siebie. Między mną a Darylem, przestrzeń osobista, już dawno przestała mieć znaczenie.
- Powiedz mi chociaż, gdzie jedziemy - zamruczał mi nad uchem.
- Zobaczysz - uśmiechnęłam się.

Poprowadziłam nas do lasu, wokół natury, czyli tam gdzie czuję się najlepiej. Słońce zachodziło, wiał chłodny wiatr, było bardzo przyjemnie. Chciałam z Darylem miło spędzić wieczór, może nawet udałoby mi się dziś go uwieść. Kto wie...

Pół godziny później, zaszło słońce.
- Już mnie tyłek boli, muszę zejść z tego
konia - zatrzymaliśmy się i Daryl zsiadł z konia.
- Chyba widzę jakieś światło... - Daryl skierował się w stronę rozległego parkingu. Niestety na tym parkingu znajdowało się bardzo dużo sztywnych. Zsiadłam z konia i ruszyłam za nim.
- Daryl, nie wychylaj się za bardzo, bo nas zauważą - chwyciłam go za ramię.
- Czy to Shane - stwiwrdziłam, widząc dwóch biegnących mężczyzn, w stronę auta. Gonili ich sztywni.
- Pomóżmy im...

CDN

Dziękuję za gwiazdki ⭐️

Knockin' On Heaven's Door - TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz