9. Bladnące światła.

115 8 3
                                    

      Dzisiejsza noc była cicha, jak makiem zasiał. Słychać było tylko cykady. Wszyscy siedzieli w namiotach. Po wczorajszym wydarzeniu, nikt nawet nie chciał rozpalić ogniska.

       Usiałam na masce swojego samochodu i spojrzałam na puszkę fasoli, którą dostałam od Glenna. Po tym wszystkim, nie miałam ochoty jeść. Matka nie wybaczyłaby mi, że nie dopilnowałam Emmy i zginęła. Po policzkach zaczęły spływać mi zły. Dlaczego ja nie mogłam umrzeć? Ona była jeszcze dzieckiem. Wyjęłam nóż z kieszeni i przyłożyłam do wewnętrznej części nadgarstka.
- Masz spalone sprzęgło - nagle podszedł Daryl. Wzdrygnęłam się przestraszona, nie spodziewając się go tu. Na jego widok, wszystkie moje mięśnie napięły się. Szybko schowałam nóż do tylnej kieszeni. Daryl oparł się o maskę samochodu i zapalił papierosa.
- Co? - zmarszczyłam brwi.
  - Śmierdzi, a samochód szarpie przy ruszaniu - stwierdził cicho niskim i zachrypniętym
głosem - zauważyłem, kiedy odjechałem twoim wozem, za to, że mnie okradłaś.
- Musiałbym znaleść części zamienne, jeśli bym się podjęła naprawy... mogę papierosa? - spytałam po chwili.
- A co z tą paczką, którą mi zabrałaś? - spojrzał na mnie przelotnie.
- Wypaliłam wszystko, ze stresu - odparłam cicho.

       Daryl, bez słowa wyciągnął paczke papierosów, w moją stronę. Wzięłam jednego, włożyłam do ust i zapaliłam.
- Dziękuję, że nie powiedziałeś nikomu, że moja siostra była ugryziona.
- Nie lubię cię, ale zasługujesz na życie w tej grupie - stwierdził zaciągnąć się papierosem.
- Wiesz, że poradziłabym sobie sama - uśmiechnęłam się odważnie. Mężczyna tylko okręcił się w moją stronę i spojrzał na mnie, jakby nie dowierzał, a na jego twarzy pojawił się niezauważalny uśmiech.
- Masz tu kluczyki - podrzucił nimi. Chwyciłam je, żeby nie spadły w piach.
- Dzięki - stwierdziłam cicho.

       Daryl spędził ze mną jeszcze dłuższą chwilę. Wypaliliśmy po kolejnym papierosie. Ja też, za nim nie przepadam, ale od tego momentu, zaczęłam czuć się przy nim swobodnie.

       Na noc weszłam do swojego samochodu i położyłam się na tylnym siedzeniu. Postanowiłam, że nie będę się ciąć. Apokalipsa zombie, to nie najlepszy moment na depresje.

      Obudziły mnie promienie słońca, wcześnie rano. Na żołądku zacisnęła mi się pętla, z głodu. Musiałabym coś upolować. Wyszłam z samochodu, rozprostować kości. Wyjęłam za paską rewolwer. Otworzyłam komory. Wszystkie puste.
- Kurwa - burknęłam pod nosem. Muszę skądś wziąć naboje. Rozejrzałam się wokół. Dixon, może on będzie jakieś miał.

       Mężczyzna akurat coś zwijał i sprzątał.
- Daryl, masz trochę naboi? - spytałam. Jedną rękę oparłam o biodro, a drugą przysłoniłam oczy, aby słońce mnie nie raziło.
- Idź do Ricka - stwierdził niewyraźnie, trzymając sznurek w zębach. Był naprawdę zajęty, więc postanowiłam mu nie przeszkadzać.

       Rick stał przy camperze i rozmawiał ze starszym mężczyzną.
- Cześć Rick - podeszłam do niego. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie, przyjaźnie.
- Witaj Elizabeth, nie miałem okazji, ale chciałem ci podziękować, za to, że uratowałaś mojego syna, Carla.
- Nie ma sprawy. To też zasługa Daryla, bo w ostatnim momencie uratował nam życie - ukradkiem spojrzałam na mężczyznę.
- Nie znam go za dobrze, lepiej na niego uważaj - stwierdził szeryf.
- Tak, wiem... - nagle mi się przypomniało, po co do niego podeszłam - Rick miałbyś trochę naboi? - wyciągnęłam rewolwer i pokazałam mu puste komory.
- Piękna broń. Dawno, takiego starego rewolweru nie widziałem. Mogę? - wręczyłam mu broń. Mężczyna chwycił ją i dokładnie obejrzał.
- Z którego roku? - spytał.
- 1969, mój dziadek jeszcze nią strzelał - Rick oddał mi rewolwer.
- Powinienem mieć, jeszcze trochę naboi - wszedł do campera. Coś tam pogrzebał i po chwili wyszedł. Dał mi stare przeżółkłe pudełko, było w nim kilkanaście naboi.
- To niewiele, ale wystarczy. Dziękuję.
- Nie wiem, czy Daryl ci to mówił, ale opuszczamy obóz. Po tym zamieszaniu, przedwczorajszej nocy, zachodzi tu coraz więcej sztywnych. Prawdopodobnie są to zombie, z miasta, które usłyszały strzały.
- Hałas je tu ściągnął - wtrącił straszy
mężczyna - Jestem Dale - wyciągnął w moją stronę rękę.
- Elizabeth, miło pana poznać - uścisnęłam mu dłoń.
- Już dziś, od rana, było ich dziesieciu.
- A będzie ich coraz więcej - dodałam spoglądając na skraj lasu, gdzie Daryl właśnie zabił sztywnego - Kiedy chcecie ruszać?
- Za trzy dni. Musimy ustalić, w którą stronę pojedziemy.

       Wewnątrz, miałam jednak nadzieję, że obieranie kierunku podróży i pakowanie rzeczy, potrwa dłużej niż 3 dni. Muszę jeszcze naprawić mój samochód. Jak Daryl zauważył, sprzęgło jest lekko spalone. Jeśli jazda będzie długa, może się to źle skończyć.

CDN

Dziękuję za gwiazdki ⭐️

Knockin' On Heaven's Door - TWDOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz