11

95 6 0
                                    

Wyszliśmy na pokład. Kaspianowi i Edmundowi najwyraźniej się nudziło, bo zaczęli się pojedynkować.

Podobno Kaspian chciał sprawdzić umiejętności Edmunda. Zresztą nie tylko jego. Do walki zaciągnąć chciał też mnie, ale nie udało mu się to.

Zaraz po ich jakże wybitym pojednyku, wszyscy wrócili do pracy, a Edmund podszedł do nas.

- Edmund, Lilly ? - zapytała Łucja. - gdyby wciąż trzymać kurs na wschód, dopłynęło by się na koniec świata ? - zapytała.

- Nie przejmuj się Łucja, to kawał drogi stąd. - odpowiedział jej chłopak.

Chwilę później spod pokładu wyłonił się Eustachy, czyli kuzyn rodzeństwa Pevensie.

- A ci swoje, jak zwykle gadają bzdury. - powiedział znudzony.

- Czujesz się lepiej ? - zapytałam, żeby nie wyjść na zołze.

- Tak, ale to nie wasza zasługa, całe szczęście mam stalowe nerwy. - powiedział z grymasem na twarzy.

- No proszę ! Wstało nasze słoneczko ! - zaśmiał się Ryczypisk. - polubiłeś już morze ? - zapytał.

- Zawsze je kochałem, to chyba normalne, że byłem zaskoczony - powiedział. - matka mówi, że jestem wybitnie wrażliwy, jak to jednostki wybitne. - powiedział, a Edmund prawie zaksztusil się wodą, ja z Łucją zaśmiałyśmy się.

- A w każdym razie wybitnie irytujące. - powiedziałam cicho, na co Edek, Łucja i Ryczypisk się zaśmiali.

- Wypraszam sobie ! - krzyknął. - gdy tylko dotrzemy do jakiejś cywilizacji pójdę do brytyjskiego konsula ! Wszystkich was aresztują za porwanie ! - krzyknął, odwrócił się i wpadł na Kaspiana.

- Porwanie, powiadasz ? - powiedział prześmiewczo Kaspian. - śmieszne, uratowaliśmy ci życie - powiedział.

- Trzymacie mnie tu wbrew woli ! Na dodatek w nie higienicznych warunkach ! - krzyknął, a ja aż niedowierzałam, że to kuzynostwo rodzeństwa Pevensie.

- Straszny z niego malkontent, zgodzicie się ? - zapytał Ryczypisk.

- Dziś to tryska humorem. - odpowiedział Edmund.

Na szczęście albo na nie szczęście nasz malkontent gdzieś sobie polazł.

- Może jednak dasz się przekonać na mały trening ? - zapytał po chwili Edmund.

- Nie ma szans. - powiedziałam.

- Ejj no - powiedział. - dam ci fory. - powiedział.

- To chyba ja powinnam dać fory tobie. - powiedziałam z uśmiechem.

- Sprawdzmy. - wyciągnął miecz.

- Nie Edek - powiedziałam. - już mówiłam, nie chcę.

- Boisz się. - powiedział, więc tak się bawimy, prowokacja.

Odwrócił się i już miał odejść, lecz Edek usłyszał jak wyciągam swój miecz i energicznie się odwrócił i zaatakował.

- A jednak ! - krzyknął.

Obroniłam się na szczęście i zaczęłam go atakować. Nawet dobrze mi szło, ale nie potrwało to długo bo już zaraz podknęłam się i straciłam równowagę, co Edmund wykorzystał. Chciał mnie przewrócić, ale nie tak łatwo. Obroniłam się i zaraz to on prawie się potknął, co wyglądało komicznie. Nie tylko dla mnie, marynarze zaśmiali się z niego pokryjomu i dalej oglądali nasz mały trening.

Szło mi bardzo dobrze, nie tylko mi, Edmundowi też szło nie źle. Nie źle to mało powiedziane, nie miałam z nim szans. Był za dobry dla mnie, ale nie poddawałam się. Nadal walczyliśmy, czasami nawet udawało mi się dominować, ale nie na długo. Wiedziałam, że nie mam szans więc musiałam podejść do tej walki mądrze. Gdy przesuwał się do tyłu, szybko podstawiłam mu nogę, dzięki czemu przewrócił się.

I always be with you || Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz