15

87 6 0
                                    

Wyszliśmy wszyscy z tej jaskini i poszliśmy do marynarzy, którzy mieli szukać pożywienia i wody.

Ja z Łucją szłyśmy pierwsze obok nas Kaspian, a za nami Edmund. Czułam jego wzrok na sobie. Nawet nie wiem dlaczego...

- Znaleźliście coś ? - zapytał Kaspian.

- Ta wyspa to tylko goła skała, niewiele tu rośnie. - odpowiedział mu jeden z nich.

- Gdzie Eustachy ? - zapytała rozglądając się Łucja.

- Zdaje się, że poszedł nie szukać z nami prowiantu. - odpowiedział Ryczypisk.

- Eustachy ! - zaczęła wołać Łucja. - Edmund mam złe przeczucie. - odwróciła się do bruneta.

- Znajde go. - powiedział i odwrócił się, żeby iść.

- Pójde z tobą. - oznajmił Kaspian i razem odeszli szukać naszej zguby, my w tym czasie mieliśmy wrócić na statek.

Byliśmy na statku. Ja i Łucja patrzyłyśmy na wyspę z nadzieją, że uda im się odnaleść Eustachego, nagle usłyszeliśmy jakiś odgłos. Jakby ryk. Czy coś w tym stylu.

- Co to było ? - odwróciła się do Driniana Łucja, a dźwięk powtórzył się, lecz tym razem na wyspie było widać ogień.

- Czy to wulkan ? - zapytała mała Gael.

- Myśle, że to nie jest wulkan - odpowiedziałam i odwróciłam się do Driniana. - lepiej byłoby się przygotować. - odpowiedziałam, a on przytaknął i zszedł po schodach na dół.

- Kusznicy na stanowiska ! - krzyknął, a wszyscy kusznicy zabrali się do roboty.

Ryk znowu się powtórzył, a zza skał wyleciał ogromy smok. To właśnie miałam na myśli. Zaczął lecieć w stronę statku. Słyszałam, że Drinian coś rozkazywał kusznikom, a smok przyleciał jeszcze bliżej statku i zaczął latać wokół niego. Usiadł na chwilę na maszcie, który złamał się pod jego ciężarem. Na szczęście, albo nie szczęście odleciał, dzięki Ryczypiskowi. My z Łucją spojrzałyśmy na siebie. Obie wiedziałyśmy, że na wyspie byli jeszcze chłopcy. Strasznie się o nich bałam. I nie tylko ja, Łucja zakładałam, że też.

Po chwili smok wrócił, ale trzymał coś, a raczej kogoś w łapach. Na początku nie wiedziałam kto to, lecz już za chwilę okazało się, że to Edmund.

- Edmund ! - krzyknęłam przerażona.

- Lilly, Łucja ! - odkrzyknął tylko i już zaraz smok odleciał z nim ku wyspie.

Wszyscy zebraliśmy się, aby mu pomóc, ale on z Kaspianem nas wyprzedził. Powiedzieli, że ten smok to tak naprawdę Eustachy. No myślałam, że coś mi się ze słuchem stało. Eustachy był teraz smokiem. Ani ja, ani Łucja, ani nikt inny nie mógł w to uwierzyć. Podpłynęliśmy na wyspę, aby wszystko wyjaśnić.

Smok, a raczej Eustachy stał teraz obok Edmunda i Kaspiana jak gdyby nigdy nic i próbował zdjąć z łapy złotą bransoletke.

- Widocznie połaszył się na złoto. - powiedział Edmund.

- Każdy wie, że smocze skarby są zaczarowane - powiedział Kaspian. - przynajmniej każdy stąd. - dodał, gdy Eustachy krzywo na niego spojrzał.

Podeszłam do niego i wystawiłam ręce, aby zdjąć mu tą bransoletke. Gdy już to zrobiłam, ryknął przeraźliwie, a ja tylko się od niego uśmiechnęłam, co odwzajemnił.

- Jest jakiś sposób, żeby go odczarować ? - zapytał Edmund.

- O ile wiem nie. - odpowiedział mu Kaspian, spoglądając na Driniana.

- Ciocia Alberta nie będzie zadowolona. - powiedział Edek, a Eustachy spojrzał na niego lekko poirytowany.

- Przepraszam za rękę, mój drogi, czasami trochę za bardzo ponosi mnie zapał do walki. - powiedział Ryczypisk, patrząc na zranionął łapę Eustachego.

- Szalupy gotowe panie ! - krzyknął minotaur.

- Nie możemy go zostawić. - powiedziała Łucja, a ja jej przytaknęłam.

- Na pokład też nie możemy go zabrać. - odpowiedział z kamienną twarzą Drinian.

- Drinian, wracaj z ludźmi na statek, my spędzimy noc tutaj...i może coś wymyślimy. - powiedział Kaspian.

- Ale noce tutaj mogą być bardzo ciemne, zamarźniecie. - powiedział tata Gael, a po chwili Eustachy rozpalił ognisko.

- Mówiłeś coś ? - zapytał Ryczypisk, a my zaśmialiśmy się.

Już była noc, wszyscy siedzieli przy ognisku. Łucja i Gael rozmawiały. Z drugiej strony siedział Eustachy, widziałam jego smutek i już chciałam podejść do niego, ale zrobił to Ryczypisk. Popatrzyłam jeszcze na Edmunda i Kaspiana, którzy rozmawiali ze sobą.

Chwilę później Edmund odwrócił się do mnie. Nie odwracałam się do niego, ale ten nie dawał za wygraną. Robił głupie miny, a ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.

- Możesz przestać ? - zapytałam śmiejąc się.

- Nie mogę - zaśmiał się. - jak się czujesz ? - zapytał na poważnie.

- Ty się martwisz ? - zapytałam. - nawet dobrze. - odpowiedziałam po chwili, ale zaraz za sobą usłyszałam głos. Głos, który bardzo dobrze znałam.

Usłyszałam głos mojego ojca...

- Cześć kochanie. - powiedział, odwróciłam się gwałtownie.

- Co ty tu robisz ? Jakim cudem ? - zapytałam zdezorientowana. Jakim cudem mógł się tu dostać.

- Chce ci coś powiedzieć... - zaczął.

- Nie...to jest nie możliwe ! Nie jesteś prawdziwy ! - krzyczałam wiedziąc, że coś jest nie tak.

- Oczywiście, że jest to możliwe...i chce ci powiedzieć, że niestety, ale już czas wracać - powiedział - to co się tu dzieje nie jest prawdziwe, czas wracać do Londynu, do mnie. - powiedział.

- Nie ! To nie prawda..! - krzyczałam ze łzami w
oczach.

- Twój chłopaczek, który swoją drogą jest zły i inny niż ci się wydaje nie istnieje - powiedział, a ja nie wytrzymałam i zaczęłam ryczeć nie płakać

Ale na szczęście już za chwilę usłyszałam głos Edmunda.

- Lilly ? Lilly ?! Halo Lilly ! Do jasnej cholery Lilliana ! - krzyknął machając mi rękami przed twarzą - boże Lilly...wszystko w porządku ? - zaczął. - normalnie rozmawialiśmy, ale nagle się zacięłaś...zaczęłaś coś mówić i... - mówił, ale mu przerwałam.

- Tak...wszytko w porządku... - odpowiedziałam.

- Przecież widzę, że nie...Lilly co się stało ? - zapytał, a ja nie mogłam kłamać .

- No...mówiłeś coś do mnie i nagle usłyszałam głos mojego ojca... - mówiłam, a Pevensie uważnie mnie słuchał. - zaczął mówić jakieś głupoty na twój i Narnii temat i... - w tym momencie się rozpłakałam, a Edek przysunął mnie i przytulił.

- Wszystko będzie dobrze Lilly... - próbował mnie uspokoić. - nie płacz już... - powiedział i lekko pocałował mnie we włosy. - to pewnie dalej te złe moce, nie przejmuj się... - powiedział.

Po tym jak mnie przytulił widziałam jak Łucja na nas patrzy i się uśmiecha. Teraz miała pretekst, żeby gadać o tym, że jestem razem z Edmundem. Wiedziałam też, że teraz będzie cały czas o tym gadać.

Po krótkiej chwili już się uspokoiłam i nadal przytulając się do Edmunda zasnęłam.

I always be with you || Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz