Wróciłem dla Ciebie

164 8 65
                                    

Setki krwistoczerwonych okazałych róż, które zajmowały większą część pomieszczenia były pierwszym elementem, który rzucił jej się w oczy zaraz po przebudzeniu. Upajający kwiatowy zapach okalał jej nozdrza. Zaraz potem poczuła otulające ją od tyłu w silnym uścisku wokół jej talii ramiona.

— Wyspałaś się? — zapytał.

Albo dalej śniła, albo rzeczywiście znajdowała się nadal w przepełnionej przepychem sypialni. A u jej boku znajdował się prawdziwy Sebastian.

Szyfonowe zasłony łóżka były zasłonięte po bokach. Jednak materiał był na tyle transparentny, by mogła dostrzec wszystko dookoła. By dotarły do niej jasne promienie światła wpadającego do pomieszczenia zza okna oddzielającego ją od świata zewnętrznego.

— Jesteś może głodna? Chcesz się czegoś napić? — zadał kolejne pytania, chociaż nie otrzymał na poprzednie od niej żadnej odpowiedzi.

Onieśmielona nie mając odwagi odwrócić się i skonfrontować się z nim jedynie pokiwała nieśmiale głową na tak. Niedaleko jej ucha rozległ się dźwięk pstryknięcia palcami, a na stoliku nocnym obok pojawiła się taca z porcelanową zastawą zawierająca ciepły, parujący posiłek i szklankę z wodą.

Powoli próbowała unieść się do siadu. Czuła lekkie zawroty głowy niewiadomego pochodzenia. Jego ręka spoczyłana jej klatce piersiowej popychając ją lekko w stronę poduszek.

— Byłaś wyczerpana i zemdlałaś, pamiętasz? Leż, a ja Cię nakarmię — powiedział spokojnym tonem, aczkolwiek nieznoszącym sprzeciwu.

W jej głowie kłębiły się myśli na temat tego jak tutaj się znalazła. Nie pamiętała, aby jakoś wcześniej słabo się czuła. Zdążyła też zjeść śniadanie zanim się spakowała, więc o wygłodzeniu nie było mowy. Ocknęła się z rozmyślań dostrzegając szatyna siedzącego na skraju jej połowy łóżka, który kierował łyżeczkę z owsianką w jej stronę.

— Nie trzeba, nie jestem dzieckiem. Sama sobie poradzę — wypowiedziała pierwsze słowa w jego stronę, na co on zmarszczył brwi.

Jakby głuchy na jej sprzeciw ciągle nalegał niewerbalnie na to by dała mu się nakarmić w pozycji pół siedzącej, na co czuła się niekomfortowo. Po zjedzonym posiłku bez pytania sięgnął po szczotkę z toaletki, która również znajdowała się w pokoju i zaczął rozczesywać jej pasma włosów. Podczas gdy ona usiadła do niego tyłem.

— Anne zawsze lubiła, gdy zaplatałem jej warkocz, myślę że Tobie też on by pasował — powiedział z dziwną dla niej nutą w głosie.

To wszystko wydawało się dla niej wciąż nierealne. To miejsce, te wszystkie rzeczy, te gesty jakby była porcelanową lalką. Jego obecność.

Gdy skończył swoje dzieło, usiadł naprzeciwko niej. Po kolejnym pstryknięciu palcami, taca z pozostałościami śniadania zniknęła. Zmieniła pozycję siadając naprzeciwko niego. Wraz z tym ruchem, satynowy materiał pościeli zsunął się z jej ramion. Poczuła chłód pomieszczenia. Odsłonięta skóra jej ramion i obojczyków pokryła się gęsia skórką, z którego to powodu zapragnęła znowu zanurzyć się w pościeli. Postanowiła zignorować tę potrzebę, gdyż to był dla niej znak. To chyba rzeczywiście wszystko działo się naprawdę.

— Sebastian, to naprawdę Ty — wypowiedziała z niedowierzaniem próbując zignorować łzy cisnące się do jej oczu.

Położyła swoje dłonie na jego policzkach. Lekko kciukami pogładziła ich nieco szorstką strukturę chcąc udowodnić samej sobie, że to ten sam człowiek, który zniknął z jej życia 5 lat temu, wcześniej wywracając je do góry nogami. Przyglądała się jego piegom, bujnym brwiom, nieco dużemu nosowi i pełnym wargom. Był niemalże taki, jaki go zapamiętała, tylko że nieco bardziej wydoroślały i jakby zmęczony. Azkaban odbił na jego ciele widoczne piętno.

Oczy szeroko zamknięte | Sebastian Sallow x MCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz