Czy dla Ciebie to tylko żart?!

71 5 62
                                    

Zamachnęła się i wymierzyła mu siarczysty policzek, gdy tylko go zobaczyła kiedy jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło, snuł się lustrzanym korytarzem.

Sebastianowi aż odrzuciło głowę na bok. Odruchowo położył swoją dłoń na rozgrzanym policzku czując ciepło wraz z pulsującym bólem. Zawsze wiedział, że MC potrafiła nieźle przyłożyć. Bądź co bądź, był jednym z nielicznych, który doświadczył jej napadu złości. Zarazem jednym z nielicznych, który po tym miał szczęście przeżyć i jeszcze dychać.

— Coś się stało MC? Czyżby te dni? — zapytał nie wiedząc do końca, za co oberwał.

Marie stała zaledwie kilka kroków od niego dysząc ze złości. W jej oczach tańczyły kurwiki, które mimowolnie zawsze wywoływały uśmiech na jego twarzy.

W reakcji na jego odpowiedź uniosła ponownie dłoń obierając prawdopodobnie za punkt docelowy dla niej drugą stronę jego twarzy. Tym razem jednak był przygotowany w pełni na to co zamierzała, toteż bez trudu chwycił jej dłoń w locie i korzystając z okazji przyciągnął ją do siebie zamykając w szczelnym uścisku dopóki się nie uspokoi.

— Idiota — wymruczała mając przyciśniętą twarz do jego klatki piersiowej.

Czuła jak krew w jej ciele buzuje bardziej niż zazwyczaj doświadczając jego bliskości. Nadal miała ochotę go ukatrupić za jego wybryk. Tym bardziej była zła za to, że kompletnie jak gdyby nigdy nic się nie stało po prostu funkcjonował jak na codzień. Podczas, gdy ona tak się martwiła. Dosłownie wyszła z sypialni na godzinę, by za namową skrzatów zjeść posiłek w jadalni i się odświeżyć. Chociaż w jednym miał częściową rację. Jej menstruacja powinna nadejść lada dzień.

Była taka zła...

Jego dłoń czule gładziła jej włosy jakby była jedynie podirytowanym niegrzecznym kociakiem. Chociaż było to miłe uczucie, to miała dosyć. Nie będzie dłużej tolerować zamiatania wszystkiego pod dywan za pomocą czułych gestów.

— Jak mogłeś postąpić tak bezmyślnie?! Mogłeś zginąć! — wykrzyczała mu prosto w twarz wyrywając się z jego objęć.

Spojrzał na nią marszcząc brwi. Dla niego odpowiedź była oczywista, tak jak to, że nazywa się Sebastian. Co on miał jeszcze zrobić, by w końcu dała temu wszystkiemu spokój i odpuściła. By opuściła gardę i pozwoliła sobie się zrelaksować. By mu zaufała, że wszystko on robi dla niej. Dla ich wspólnej przyszłości, aby jawiła się w znacznie jaśniejszych barwach niż przeszłość.

— Zrobiłem, co chciałaś. Uznaj to za podzielenie się kluczami od domu. Oficjalnym zamieszkaniem razem. Nie wiem. Chciałem, abyś w końcu poczuła się jak rzeczywista Pani tego domu, którą od dawna tak naprawdę jesteś. Tak jak jesteś od dawna Panią mojego losu. Czy nie mogłabyś, chociaż na chwilę odpuścić i cieszyć się spokojnymi chwilami? — powiedział nieco podirytowany.

Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem. Jego spięta postawa by przy tym utwierdzała ją w przekonaniu, że ten człowiek nie jest poważny. Że pomimo upływu lat wcale nie dojrzał. Że nadal traktował mroczne odmęty magii lekceważąco. Związać się z nią w ten sposób magicznie wiążąc ją z dziejami tego rodu. To było wręcz szaleńcze lekceważenie własnego bezpieczeństwa. Przecież obecnie jakby tylko chciała mogła spakować wybrane przez siebie kosztowności i tak po prostu wyjść i nie wrócić zostawiając go z niczym. Biorąc pod uwagę na to, że jej urodziny wypadały wiosną, zaś jego pod koniec lata, miała nawet władze nad tym, by po prostu go stąd wyrzucić. Jak on mógł być taki bezmyślny?

Stał z założonymi rękoma wpatrując się w nią z równą determinacją. Jego zaciśnięte wargi i zmarszczone brwi tylko ją prowokowały do posunięcia się dalej. Do tego by się przekonał jak bardzo nierozsądnie postąpił.

Oczy szeroko zamknięte | Sebastian Sallow x MCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz