Położyła się do łóżka i udawała przez jakiś czas, że śpi, obawiając się, że i tej nocy postanowi się ją nawiedzić.
Ku jej uldze, a zarazem rozczarowaniu nie pojawiał się nawet w momencie, gdy Księżyc w pełni górował na nocnym niebie otoczony gwiazdami.
To był ten moment. Nie mogła czekać dłużej. Wstała i rzuciła na pomieszczenie zaklęcie Muffiato. Nie mogła ryzykować przemykania się korytarzami, podczas gdy nadal nie poznała w pełni tego miejsca. Gdy bez problemu mógł ją wykryć i plan spaliłby się na panewce.
— Czy panienka potrzebuje eliksiru bezsennego snu? — nagle odezwał się głos za jej plecami należący do wcześniej poznanego skrzata, Paprocha.
Nie usłyszała trzasku aportacji, toteż podskoczyła wystraszona jego nagłą obecnością. Odwróciła się powoli przybierając uprzejmy uśmiech.
— Nie trzeba, lubię po prostu obserwować nocne niebo — powiedziała łagodnie.
Stworzonko przekrzywiło główkę jakby nie do końca dowierzając, po czym zostawiło fiolkę z eliksirem na szafce nocnej i opuściło pomieszczenie tak niespodziewanie jak się pojawiło.
Marie złapała się za pierś próbując się uspokoić. Było tak blisko.
Musiała znaleźć inną drogę, a jedynym innym łącznikiem zeświatem zewnętrznym poza drzwiami były okna. Okna, które co prawdy zmieniały swój widok co 10 sekund, ale nie wpływało to na przedstawioną porę dnia. Nie wiedziała jak była wysoko, mimo wszystko postanowiła zaryzykować.
Po omacku szukała klamki, która nie istniała. Zaklęcia nie działały. Musiała spróbować mugolskim sposobem. Ze stanowczą siłą uderzyła w szybę z łokcia. Udało się.
Kawałki szkła rozbryzły się na parkiecie, a jeden z ułamków przeciął jej skórę powyżej łokcia. Syknęła i zaklęła siarczyście pod nosem na widok dosyć obficie krwawiącej rany.
Prowizorycznie owinęła się skrawkiem rozerwanej wcześniej koszuli. To musiało jej wystarczyć, zanim dorwie się do jakiegoś eliksiru wiggenowego, albo uzdrowiciela. Nigdy nie miała talentu do zaklęć leczniczych.
Wyjrzała przez okno nie zauważając jak płatki róż uschnęły i zaczęły opadać na ziemie komponując się w swej elegancji wraz ze szczątkami okiennicy i kilku plam jej krwi.
Wychyliła się ostrożnie przez okno oceniając odległość do Ziemi. Jedno piętro.
Uniosła swój wzrok by poznać prawdziwy widok za oknem. Ogród pokryty głównie rozsnącymi wierzbami o różnych wysokościach. Niektóre musiały stać tu setki lat, podczas, gdy niektóre z nich wyglądały dosyć młodo. Ledwie widoczna ścieżka pokryta runem leśnym, a w oddali zarys metalicznego płotu. Słychać było szum morza, czuć było górskie powietrze.
Krytycznym okiem oceniła szanse skoku. W najlepszym wypadku będzie obdrapana w wyniku lądowania w winnych krzewach, a w najgorszym połamie nogi. Gdyby tylko jedno z drzew było dostatecznie blisko...
Wtem dostrzegła sznur zwinięty nieopodal budynku przypominającego szklarnie. Wychylilła rękę z różdżką, aby przywołać go do siebie za pomocą Accio. Poza różdżką nie posiadała nic osobistego. Wszystkie jej rzeczy Sebastian musiał gdzieś ukryć, a ona nie miała pojęcia gdzie zacząć ich szukać. Trudno, zdobędzie wszystko nowe na któryś ze znanych je sposobów...
Ze względu na odległość dzielącą ją od pożądanego obiektu, musiała się mocniej skupić. Myśląca jedynie o tym jak zaraz zasmakuje wolności i dokąd powinna się udać. Czy wokół były bariery antyaportacyjne? Czy był jakiś most łączący wyspę z lądem? Czy była łódka, czy też będzie musiała przepłynąć wpław przez morze? Nie zauważyła, jak lina zahacza o taczkę, która przewróciła się wywołując rumor.
CZYTASZ
Oczy szeroko zamknięte | Sebastian Sallow x MC
RandomJedna decyzja z przeszłości, przez którą znaleźli się w obecnym położeniu. Spotkanie po latach, którego się nie spodziewała, to podświadomie pragnęła i to z tym, który wprowadził ją w magiczny świat kilka lat temu i wywoływał od tamtego czasu niesko...