Rozdział 19 ➰

251 81 5
                                    

Jeden z najsłynniejszych nocnych łowców naszych czasów, Alexander Gideon Lightwood, ginie podczas polowania w walce z demonami. Jego parabatai wariuje z bólu i poczucia winy, jego siostra jest załamana. Jednak facet, wbrew wszelkim prawom, wraca z innego świata. A winna jest dziewczyna o ognistoczerwonych włosach i szmaragdowych oczach.


➰➰


Wayland nie upadł z powodu bólu tylko dlatego, że Isabelle potrzebowała wsparcia. Dziewczyna zaczęła wpadać w prawdziwą histerię, a Jace musiał jej pomóc, uspokoić. Przycisnął ją do siebie, początkowo nie pozwalając jej uciec, spokojnie czekając i nie reagując na ciosy, które zadawała zrozpaczona dziewczyna. A potem po prostu osłabła. Jej ręce opadły bezwładnie, a z jej gardła nie wydobywały się już krzyki, ale łkanie i łkanie, które rozrywało dusze wszystkich. Sam Jace mocniej przytulił brunetkę i spojrzał na swojego przyjaciela, brata. Spojrzeniem pełnym bólu i rozpaczy... W tym momencie Jace zdał sobie sprawę, że oddałby wszystko, byle tylko cofnąć czas. I umrzeć minutę wcześniej, żeby nie zaznać tego bólu. Żeby tylko nie czuć tego wszystkiego, nie patrzeć na martwe ciało swojego parabatai...

— Alec, Alec – szepnęła Izzy, czując, jak łzy zostawiają ślady na jej policzkach.

Jace, wpatrując się tępo w bladą twarz brata, zacisnął zęby, ale w dźwięcznej ciszy nocy wciąż rozbrzmiewał pełen bólu krzyk.

Wzór runiczny, składający się ze skrzyżowanych gładkich linii, znikał ze skóry Waylanda.

Clary nadal szeptała słowa, które były ze sobą zupełnie niezwiązane. Dwie łzy spłynęły po jej policzkach, spadając na twarz Aleca i rozpuszczając się na jego skórze. Głowa faceta leżała na kolanach Clary, a ona sama lekko się kołysała, przytulając ciało bruneta, jakby go uśpiła. Z zewnątrz mogło się wydawać, że po prostu oszalała... Może to była prawda...

Nagle dziewczyna przypomniała sobie jedną rzecz. W jej głowie, wypełnionej jedynie bólem i rozpaczą, pojawiła się ta sama wizja, którą widziała na samym początku walki. Teraz wszystko było dokładnie takie, jak w fatamorganie. Alec nie żyje, jego głowa jest na kolanach Clary, co oznacza, że ​​można go uratować. Musi po prostu zrobić tak, jak zrobiła to w tej chwilowej wizji.

Niespodziewana nadzieja pojawiła się w sercu dziewczyny i wyprostowała się. Pociągnęła nosem i szybko otarła łzy z oczu i policzków.

— Będziesz żył, Alec. Nie umrzesz, nie opuścisz nas. Nadal będziesz mnie nienawidzić, ale przeżyjesz. Nie umrzesz, Lightwood. Zdecydowanie nie teraz i nie tutaj – jej głos brzmiał pewnie, choć można było w nim wyczuć nutę bólu i rozpaczy.

Clary pamiętała każdy szczegół swojej wizji i zrobiła wszystko dokładnie tak samo. Położyła prawą dłoń na jego ranie i skrzywiła się lekko, czując lepką krew na skórze. A lewą ręką ścisnęła dłoń faceta, przyciskając ją do własnej piersi. Fray zamknęła oczy i całkowicie poddała się swoim myślom. Przepełnione były bólem, żalem i rozpaczą. To była prawdziwa modlitwa o cud, o życie, o zbawienie, o magię. To był krzyk duszy, kochającej duszy, która nie chce stracić swojego szczęścia, swojego sensu życia. Clary modliła się do wszystkich bogów, których znała, aby ocalili Aleca, aby nie zabrali go jego krewnym, rodzinie, samej Clary. Tak bardzo chciała zobaczyć jego oczy znów otwarte i pełne życia, usłyszeć jego głos, zobaczyć jego uśmiech, że po prostu zapomniała o wszystkim innym. Tylko to było teraz ważne i za to dziewczyna była gotowa oddać swoje życie, zamienić się z nim miejscami.

— Odbierz mi życie, nie jest ważne, nie jest nic warte. Nikomu to nie zaszkodzi, ale dajmy mu żyć. Jest zbyt drogi swojej rodzinie, jest zbyt drogi mnie. Proszę Cię, zabierz moje życie i zwróć mu jego. Pozwól mi tylko zobaczyć jego niebieskie oczy i jeszcze raz usłyszeć jego głos, zanim umrę. A potem będę mogła spokojnie odejść i wtedy będziesz mógł mnie zabrać. Przysięgam, jestem na to gotowa. Po prostu przywróć mu życie, proszę…

I Hate, I Love YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz