𝔀𝔂𝓻𝔃𝓾𝓬́ 𝓽𝓸 𝔃 𝓼𝓲𝓮𝓫𝓲𝓮

26 0 1
                                    


Siedziałam na łóżku bezczynnie wpatrując się w ścianę. Czułam wypełniającą mnie od stóp do głów pustkę, która towarzyszyła mi niezmiennie każdego dnia, po wydarzeniach w mojej posiadłości. Byłam zmuszona widywać idiotyczne nagłówki gazet, w których co drugi artykuł dotyczył śmierci moich rodziców. Mimo, że ministerstwo zajęło się tą sprawą, to cały czas stała w miejscu, a ja dostawałam szału będąc sama ze swoimi myślami. Nie miałam dokąd iść, więc wylądowałam w rezydencji Potterów. Prawie nie wychodziłam z pokoju gościnnego, w którym spałam i mimo, że każdy z osobna próbował zainicjować ze mną rozmowę, ja byłam nieosiągalna. 
Spojrzałam przez okno. Spokojny zimowy wieczór i sypiący śnieg za oknem. Na zegarze widniała godzina druga trzydzieści, a ja ponownie nie mogłam zasnąć. Dręczące mnie myśli i sny o tamtym feralnym dniu, nie pozwalały mi zmrużyć oka prawie każdej nocy. 
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Skonsternowana postanowiłam otworzyć. Podeszłam powolnym krokiem i uchyliłam drzwi. Zobaczyłam przed sobą Jamesa. Chciałam je szybko zamknąć, lecz chłopak nie pozwolił mi na to i wszedł do środka przekręcając klucz w drzwiach. 

— Roxanne, nie możesz ukrywać się wiecznie. Wyglądasz jak wrak człowieka. — wskazał na mnie ręką. 

Byłam świadoma co ma na myśli. Piżama i potargane włosy. Cienie pod oczami i kamienny wyraz twarzy. 

— Dzięki Potter, każda dziewczyna marzy, żeby usłyszeć coś takiego. — prychnęłam i usiadłam na łóżku. 

Nie patrzyłam na chłopaka. Nie miałam siły. 

— Kurwa, Roxie! Wrzeszcz na mnie. Płacz. Cokolwiek. — przykucnął przede mną.

Wziął mnie za ramiona i potrząsnął. Zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co chodzi brunetowi. 

— Nie mogę znieść twojej obojętności. Musisz znów zacząć czuć cokolwiek, bo się wykończysz. 

Podniosłam na niego spojrzenie. Zobaczyłam, że jego oczy są szklane i poczułam w środku nieprzyjemne ukłucie.

— Jak? — wyszeptałam. 

Chłopak usiadł obok mnie. 

— Połóż mi głowę na kolanach. 

— Co? — wyrwało mi się. 

— Kładź się, głowa na kolanach. — powiedział stanowczo. 

Wykonałam jego polecenie, w duchu miałam nadzieję, że nie jest to jakiś jego głupi żart. 
Poczułam jak ręką gładzi moje włosy. Oczy zaczęły mnie szczypać od wstrzymywania łez. 

— Wyrzuć to z siebie. — wyszeptał. 

Nie wiem czy to jego słowa, moje zmęczenie, czy pęknięta bariera w sercu wypuściła potok łez. Chłopak nie przestawał gładzić moich włosów, ani nie odsunął się choćby na sekundę. Był przy mnie i mimo, że nie chciałam tego wcześniej przyznać, potrzebowałam czegoś takiego. Potrzebowałam bliskości. W końcu oczy zaczęły mi ciążyć i pierwszy raz od długiego czasu zasnęłam bez ponurych myśli...



Obudziło mnie silne uczucie dyskomfortu i przeszywający ból w plecach. Uchyliłam leniwie powieki i lustrowałam wszystko wokół. Fala wydarzeń mających miejsce w nocy, uderzyła we mnie. Zorientowałam się, że zasnęłam na brunecie, a on został przy mnie całą noc. Delikatnie podniosłam się nie chcąc go obudzić. Okryłam go ostrożnie kocem i chodząc na palcach zgarnęłam ubrania i skierowałam się do łazienki. Zamknęłam się w niej na klucz i zrzuciłam z siebie piżamę. Nie brałam prysznica od kilku dni, nie byłam w stanie się ruszyć z łóżka. W nocy coś się zmieniło. Zdałam sobie sprawę, że nie mogę żyć w ten sposób. Moi rodzice nie chcieliby, bym zbyt prędko do nich dołączyła. 
Odkręciłam wodę pod prysznicem i dokładnie wyszorowałam każdy milimetr mojego ciała. Czułam jak strumienie chłodnej wody spływają mi po plecach i delektowałam się każdą sekundą. W końcu wyszłam i okryłam swoje ciało ręcznikiem. Spojrzałam na odbicie w lustrze i spostrzegłam, że cienie pod moimi oczami są delikatnie mniejsze. 
Zawinęłam ociekające z wody włosy w turban i wciągnęłam na siebie ubrania. Umyłam porządnie zęby i wyszłam z pomieszczenia kierując się do kuchni. Wiedziałam, że zastanę tam państwo Potter. Byłam gotowa zadać pytanie, które nurtowało mnie od dłuższego czasu. 

— Dzień dobry. — powiedziałam delikatnie zachrypniętym głosem. 

Zarówno pan i pani Potter odwrócili się w moją stronę przejęci. 

— Roxanne! Jak się czujesz kochanie? Siadaj, zrobię ci coś do jedzenia! — zawołała pani Potter z nerwowym uśmiechem. 

Usiadłam przy stole na przeciwko pana Pottera. 

— Czuję się nieco lepiej. Dziękuję. 

Sławny na cały świat czarodziejów Harry Potter. Siedział przede mną i popijał czarną kawę, przeglądając przy tym proroka codziennego. 

— Proszę pana? — spytałam niepewnie. 

— Słucham cię Roxanne. 

— Czy w proroku codziennym pisano o Isaacu Black? 

Wyraz zdziwienia pojawił się na jego twarzy. Nerwowo poprawił okulary, które opadły mu na nos i spojrzał przelotnie na swoją żonę. 

— Black? Jesteś pewna, że tak nazywał się twój kolega?

— Tak. Jestem pewna. — odparłam nieco zirytowana. 

Pan Potter poprawił się na krześle i pokiwał przecząco głową. Westchnęłam ciężko próbując nie stracić resztek nadziei. Nie miałam żadnej wiadomości od Isaaca. Nie wiedziałam czy żyje, ani czy jest zdrowy. 
Moje rozmyślania przerwały głośne kroki, oznaczające, że ktoś schodzi na dół. Moim oczom ukazała się cała trójka rodzeństwa Potter, którzy jak zobaczyli mnie ubraną, siedzącą przy stole, rzucili się w moim kierunku. Zostałam zamknięta w szczelnym uścisku. 

— Wróciła! Nasza Roxie wróciła! — zawołała radośnie Lily. 

Zaśmiałam się delikatnie. 
Poddenerwowana zamieszaniem pani Potter spojrzała karcąco na swoje dzieci i kazała im usiąść przy stole. Postawiła przed nami kilka talerzy z różnymi pysznościami i za pomocą magii nakryła do stołu. Gdy śniadanie było zjedzone państwo Potter udali się do pracy zostawiając nas samych w domu. Rozsiedliśmy się na kanapie i włączyliśmy telewizor. Dom państwa Potterów był pełen mugolskich przedmiotów co uważałam za fascynujące. Niecodziennie widzi się takie sprzęty w domach czarodziejów, lecz jest to duże udogodnienie. 
W pomieszczeniu panowała mało komfortowa cisza, którą w końcu postanowiła przerwać Lily. 

— Roxanne? — spytała niepewnie. 

— Tak? 

— Wiadomo coś o twoim chłopaku?

Westchnęłam lekko. 

— Nie. — powiedziałam krótko. 

Wiedziałam, że muszę z nimi odbyć szczerą rozmowę, lecz nie wiedziałam od czego zacząć. Albus nie odzywał się do mnie. Nie usłyszałam od niego ani jednego słowa od długiego czasu. Miał prawo być na mnie zły, a ja nie mogłam mieć do niego o to pretensji. 

— Przepraszam was. — powiedziałam, lecz nie byłam pewna czy usłyszeli, mój głos się załamał. 

James odwrócił głowę w moją stronę i posłał mi łagodne spojrzenie. 

— Nie przepraszaj za to, że się zakochałaś. Każdy ma coś takiego za sobą — wzruszył ramionami. 

— Właśnie! Nie spędzałaś z nami zbyt wiele czasu, to fakt, ale nie jesteśmy na ciebie źli. Nadrobimy to! My też mogliśmy się odezwać! — uśmiechnęła się rudowłosa łapiąc mnie za dłoń. 

Łza przecięła mi policzek. 

— Albus? — spytałam patrząc na bruneta, który do tej pory milczał. 

Chłopak gwałtownie wstał i stanął przede mną. 

— Jeśli myślisz, że przeprosiny sprawią, że wiele tygodni ignorowania zniknie, to się mylisz. Nie jestem zły. Jestem wkurwiony, bo miałaś nas wszystkich głęboko w dupie i myślałaś tylko o sobie! — wrzasnął wściekły i pobiegł schodami na górę. 

Westchnęłam ciężko i poczułam coraz więcej zbierających się w moich oczach łez. 

— Pójdę z nim porozmawiać. — rzucił James i ruszył za bratem. 

Lily usiadła obok mnie i wtuliła się w mój bok. Łzy spływały mi po policzkach. Albus był ostatnią osobą jaką chciałam zranić. Nie mogłam go stracić. Nie chciałam go stracić...

𝐸𝓍𝓅𝑒𝓁𝓁𝒾𝒶𝓇𝓂𝓊𝓈 • James Sirius PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz