Rozdział 21

1.1K 68 3
                                    

Natalie

Od zawsze myślałam, że ludzie chcą mnie skrzywdzić. Z góry oceniałam każdego na podstawie tego jednego chłopaka, który zostawił mnie na polu bitwy, którą sam wyrządził w mojej głowie. Oceniałam, a tak wiele razy przyszło mi się pomylić. Z tym, że przyznanie się do błędu było ogromną ujmą na mojej dumie. Lecz tym razem musiałam schować ją głęboko w kieszeń.

Swoją małą torbę poprawiłam na ramieniu i skierowałam się do wyjścia ze szpitalnego budynku. Ta noc nie należała do najprzyjemniejszych, a do głowy wciąż napływały wspomnienia. Atmosfera tego miejsca sprawiała, że mój sen trwał marne trzy godziny, które były niespokojnym przekręcaniem się z boku na bok. Tak bardzo pragnęłam porzucić wszelkie złe myśli i w końcu iść do przodu. Pragnęłam tego od tak dawna...

Potrząsnęłam głową i jak najszybciej opuściłam budynek. Na zewnątrz ku mojemu zaskoczeniu zamiast mojego ojca czekał samochód Maximiliana, przy którym stał właściciel.

- Wsiadaj. - rzucił otwierając przednie drzwi.

- Cóż za dżentelmen. - pokręciłam głową z rozbawieniem.

- Przyzwyczajenie. - wyznał.

- Nigdy nikt nie otwierał dla mnie drzwi.

- Czyli będę pierwszym? - zapytał zalotnie odnajdując drogę do moich ust. - Uwielbiam twoje usta. Dziś smakują... - nim zdążył dokończyć swoją myśl wtrąciłam:

- Nutką wanilii i malinami. Mogę narzekać na to miejsce, ale mają tutaj zajebiste ciasta. - wyznałam oblizując usta.

Wsiadłam na swoje miejsce obracając się do tyłu, aby rzucić na tylne siedzenia swój bagaż, lecz te miejsce było okupowane przez małego chłopczyka, który nieco wystraszył mnie swoją obecnością.

- Jezu Chryste! - pisnęłam teatralnie łapiąc się za serce.

- Aż tak cię wystraszył ten mały diabeł? - zapytał szatyn łapiąc dłońmi za skórzaną kierownicę.

- Nie jestem żadnym diabłem! - wyrzucił z oburzeniem.

- W takim razie jak masz na imię? - zapytałam obracając się w jego stronę.

- Jestem Oliver. - wyciągnął swoją małą dłoń w moją stronę, a ja ją uścisnęłam.

- Ja jestem...

- Jego dziewczyną? - zapytał z wyprzedzeniem. - Dołączyłaś do klasy mojego brata na ostatni rok, często robisz nierozsądne rzeczy i Max cię za to uwielbia.

- Aż tyle o mnie mówił? - rozbawiona zapytałam. - Nie jestem jego dziewczyną, tylko koleżanką, mały.

- Ej! Wcale nie jestem taki mały. - założył ręce na piersiach. - Zobaczysz, że za kilka lat cię przerosnę.

- Nie wątpię. - odłożyłam swoją torbę na miejsce obok chłopca i wygodniej rozsiadłam się na siedzeniu.

- Jest upierdliwy, ale da się przyzwyczaić. - powiedział chłopak.

- Słyszałem to! - oburzył się mały Oliver.

- Nie przesadzaj, jest dzieckiem. - dodałam zapinając pas.

W tym samym czasie szatyn odpalił auto i opuścił szpitalny parking. Jego lewa dłoń sprawnie panowała nad kierownicą pojazdu, prawa zaś zakradła się do okrytej skóry mojego uda. Mknęła coraz wyżej, a ja wbiłam wzrok w jego twarz z wyraźną reprymendą, którą zbagatelizował. Mocniej ścisnął skórę, a ja znacznie wbiłam się w swoje siedzenie.

- Max jesteś chodzącym zboczeńcem! - krzyknęła młodsza wersja chłopaka siedzącego obok.

- Milcz. - skarcił go Foster. - Skąd ty w ogóle znasz takie słowa?

Before I Loved You [ZAWIESZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz