To nie twoja wina

24 6 0
                                    


Poznawanie Tii należało do kategorii doświadczeń pozaziemskich. Każdy dzień spędzony w jej towarzystwie przynosił kolejne ciekawostki i smaczki, tworzące Tię. Chcąc zwizualizować złożoność jej osobowości, wyobraziłam sobie kłębek wielobarwnej wełny. Już na pierwszy rzut oka widać, że jest wyjątkowy i nieoczywisty. Kolejne warstwy poplątanej włóczki kryją krainę nieznanych barw. Stopniowo odwijałam wełnę, poznając kolejne fakty dotyczące Tii.

Czasem wystawiała mi się na talerzu, uzewnętrzniając to, co w danym momencie pragnęła uwolnić. Innym razem sama dochodziłam do pewnych wniosków – na podstawie jej zachowania, mowy ciała, gestów i słów, układałam w głowie nowy, nieznany dotąd fragment Tii. Tamtego dnia to Adam otworzył księgę jej tajemnic i choć informacja, którą mi przekazał nie była ogromnym zaskoczeniem, czułam się jak oszustka. Choć nie zrobiłam niczego złego, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że zabrałam jej coś bardzo osobistego. Być może nigdy nie powiedziałaby mi o próbach samobójczych. Przecież każdy człowiek potrzebuje przestrzeni osobistej, w której skrzętnie ukryte sekrety są bezpieczne. Z jakiegoś powodu zostałam obdarowana tajemnicą Tii i zdecydowanie nie czułam się z tym dobrze.

Siedziałyśmy w pokoju hotelowym, Tia włączyła The Office. Zadzwoniła do ochroniarza, prosząc o dostawę chipsów i słodyczy. Wydało mi się to skrajnie dziecinne, jednak mężczyzna, który kilkanaście minut później zapukał do drzwi nie przejawiał najmniejszych oznak niezadowolenia. Gdybym nie znała Tii, prawdopodobnie uznałabym, że jest rozpieszczoną księżniczką, która za pieniądze sławnego brata spełnia swoje zachcianki. Prawda była jednak zupełnie inna. Ludzie ją lubili, część z nich z pewnością wiedziała z jakimi problemami zmaga się siostra Adama, dlatego pozwalali jej na więcej, niż komukolwiek innemu.

– Co teraz będzie? – zapytałam, by uwolnić się od nieznośnego nawału myśli.

– Z czym?

– Ze wszystkim. Z Barnettem? Z zespołem? Z trasą koncertową? Z niewykorzystanymi biletami?

– Barnett wyleciał. To chyba jasne. Ten skurwiel nie ma prawa zbliżyć się do zespołu nawet na krok. Podejrzewam, że David, dla dobra zespołu, będzie chciał polubownie zakończyć konflikt. Nie mogę mieć pewności, nigdy wcześniej nie doszło do niczego podobnego. Czasem skakali sobie do gardeł – sama widziałaś, ale coś takiego... Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się wydarzyło naprawdę. – Wepchnęła sobie do ust chrupki o smaku ketchupu. Okruszki rozsypały się na kołdrze. – Koncerty zostaną odwołane, co do tego nie ma najmniejszych wątpliwości. Nie wyobrażam sobie Davida śpiewającego w łóżku szpitalnym. Ludzie odzyskają bilety. A zespół... – Zamyśliła się na chwilę i wzruszyła ramionami. – Nie pamiętam już czasów, w których było naprawdę dobrze. Teraz to tylko gra pozorów, oni już dawno przestali być prawdziwym zespołem.

– Adam się nie odzywa – zauważyłam, czując ucisk w piersi. – Możesz do niego napisać? Chcę mieć pewność, że David żyje.

Kilka minut później telefon Tii zawibrował. Odebrała połączenie wideo od Adama, przeżuwając kolejną porcję chipsów.

– Widzisz mnie? – zapytał, przełączając kamerkę. Widziałyśmy jego zarośniętą brodę. Pochylił twarz, posyłając nam smutny uśmiech. – Nie powinienem tego robić, ale wiem, że nie dasz mi spokoju.

– Gdzie idziesz?

– Do Davida – mruknął.

Zimny dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie. Znowu zachciało mi się wymiotować. Chciałam uciec. Wyjść z pokoju, zejść po schodach i wybiec z hotelu. I zapomnieć. Zapomnieć o tym, że to wszystko moja wina.

– Jest z tobą Marie?

– Jestem – wydukałam.

– Już z nim rozmawiałem, ale jeśli czujesz taką potrzebę, możesz sama mu to powiedzieć.

Pokręciłam głową, robiąc wszystko, by się nie rozpłakać. Tia objęła mnie ramieniem. Oparłyśmy się o zagłówek, nasłuchując kroków Adama. Liczyłam je w myślach. Dwadzieścia. Dwadzieścia jeden. Dwadzieścia dwa. Szpital musiał być duży. Dwadzieścia pięć.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił. – Mogę? – zapytał kogoś, a kiedy uzyskał potwierdzenie, przeszedł kilka kolejnych kroków. – Może nas pani zostawić samych?

Poruszył telefonem. Davida widziałam tylko przez ułamek sekundy. Moje oczy zaszły mgłą. Organizm bronił się przed katastrofą. Odsunęłam się od Tii, by kamera nie objęła mojej twarzy. On z pewnością nie chciał mnie widzieć, a mi było zwyczajnie wstyd.

– Cześć siostrzyczko – powiedział słabym głosem.

– Cześć braciszku – zaśmiała się, tłumiąc łzy. – Jak się czujesz?

– Jak gówno.

– Czyli dokładnie tak samo, jak wyglądasz.

Uśmiechnął się krzywo. Na dolnej wardze widniało duże rozcięcie. Otarcie na lewym policzku rozciągało się od nosa, do ucha. Leżał przechylony na prawą stronę, dlatego z łatwością dało się ocenić obrażenia.

– Możecie już przestać się martwić – wtrącił Adam. – David ma się całkiem dobrze.

– Marie rwie sobie włosy z głowy – powiedziała Tia, spoglądając w moją stronę. Przewróciłam oczami. – Chcesz coś powiedzieć? – Pokręciłam głową. Nie chciałam. Zdecydowanie nie.

– Ruda, dzieciaku. – Głos Davida wprawił mnie w osłupienie. Mówił do mnie? Naprawdę? – To nie twoja wina.

Wydałam z siebie cichy jęk. Nie chciałam tego, to stało się wbrew mojej woli, zupełnie poza świadomością. Jego słowa trafiły dokładnie w miejsce, w którym bolało najbardziej.

To nie twoja wina:

że David Evans został ciężko pobity,

że tajemnica Laury wyszła na jaw,

że Ophelia całowała się z Leonem,

że nie masz pomysłu na życie,

że Lily przestała widzieć w tobie ukochaną siostrę,

że mama ciągle pracuje,

że tata nie żyje.

To nie twoja wina.

A może jednak moja?

Your WhisperOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz