Powietrze w piwnicy stawało się ciężkie, a walka o każdy oddech graniczyła z cudem. Chłód jaki panował dookoła jak i ciemność, niczym plaga egipska pochłaniała każdy najmniejszy promień nadziei. Wokół nie było słychać żadnych dźwięków, najmniejszego znaku, że ktoś może niedaleko być.
Marinette budząc się z potwornym, wręcz palącym bólem głowy i suchym gardłem nie wiedziała w pierwszej chwili co się stało. Zamrugała kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do panującego półmroku. Wytężyła wzrok jak i słuch próbując dostrzec w jakim jest położeniu.
Ręce bolały ją niemiłosiernie. Paraliżujący ból rozlewał się w jej kończynach w skutek związanych na wiele godzin nadgarstków. Sznur owijał także jej kostki oraz brzuch. Nie miała szans na uwolnienie się w tych więzów. Do tego dochodził paraliżujący ból żeber przy choćby najmniejszym ruchu. Wiedziała, że w skutek pobicia pewnie jej żebra jak i brzuch są całe w siniakach.
-Obudziłaś się - usłyszała pełen ulgi głos, na który lekko podskoczyła na twardym krześle.
Na początku nie rozpoznała właściciela tego głosu. W końcu chwilę temu odzyskała świadomość i jeszcze nie wszystkie zmysły w pełni działały.
-Kto tu jest? - wysiliła się na zadanie tego krótkiego pytania czując jak brakuje jej sił na więcej.
-To ja, Will - odpowiedział jej mężczyzna. - Mocno oberwałaś, bałem się, że nie obudzisz się zbyt prędko.
-Co? - zamrugała zdezorientowana nie mogąc zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. - Will co my tu robimy, gdzie jesteśmy i co najważniejsze kto jest za to odpowiedzialny? - bombardowała go pytaniami czując narastającą w środku panikę.
-Hej, spokojnie, wdech i wydech. Musisz się uspokoić - polecił spokojnym tonem i choć Marinette nie mogła dostrzec jego twarzy to widziała niewyraźny zarys jego sylwetki i z każdą kolejną sekundą coraz bardziej rozpoznawała jego głos. - Nie znam odpowiedzi na większość z tych pytań.
-Na większość? Więc jednak coś wiesz - upierała się walcząc z bólem migrenowym jaki ją dopadł.
Dobiegło ją głośne westchnienie z drugiego końca pomieszczenia. Dziewczyna rozejrzała się ponownie, ale oprócz małego okienka przy samym suficie, nie ujrzała nic konkretnego. Po jej lewej stronie stał mały stolik wykonany z płyty pilśniowej, a na nim zapalona była wysoka świeca.
Starała się przysunąć swoje krzesło choć trochę bliżej ognia, aby poczuć odrobinę ciepła, lecz jej próby były na nic.
-Podczas twojej rozmowy z Su-Hanem, Zen chciał porozmawiać z Denem. W końcu znalazł w sobie na tyle odwagi, żeby się z nim zmierzyć. Jednak, gdy przyszedł do jego i Luke'a celi, ona była pusta - wyznał, a wtedy do pamięci Marinette zaczęły napływać szczątki zdarzeń z jej zejścia do lochów. - Powiedział o tym Su-Hanowi i kazał niezwłocznie wszystkich o tym powiadomić, zwłaszcza ciebie. Powiedzieli mi, ze poszłaś do Agresta, więc poszedłem cię szukać. Gdy zszedłem do lochów widziałem jak ktoś stał nad tobą i cię bił. Wtedy mnie zauważył i też oberwałem.
Marinette czuła jakby coś ciężkiego spadło na jej głowę. Jak tylko usłyszała, że Den i Luke uciekli momentalnie każdy najmniejszy mięsień w jej ciele się spiął. Miała ochotę wrzeszczeć z frustracji. Szybko połączyła fakty. To oni musieli za tym stać. To przez nich są teraz uwięzieni nie wiadomo gdzie i jak daleko od Tybetu.
-Jego cela - przerwała mu marszcząc brwi. - Ona też była pusta - wyznała.
-Teraz już to wiem - odparł jakby z niechęcią w głosie. - Zobacz jakie mamy cudowne towarzystwo - dodał kąśliwie wskazując głową na kąt pomieszczenia.
CZYTASZ
Masquerade of Superheroes
FanfictionBędąc opiekunem magicznych klejnotów trzeba wiedzieć co się z tym wiąże. Znać nie tylko same pozytywy, lecz również te najciemniejsze strony. Zdolności to jedna rzecz, natomiast to determinacja jest kluczem do sukcesu. W skutek intryg, które powiąz...