[1] Pusta cela

191 12 6
                                    

Powietrze w piwnicy stawało się ciężkie, a walka o każdy oddech graniczyła z cudem. Chłód jaki panował dookoła jak i ciemność, niczym plaga egipska pochłaniała każdy najmniejszy promień nadziei. Wokół nie było słychać żadnych dźwięków, najmniejszego znaku, że ktoś może niedaleko być. 

Marinette budząc się z potwornym, wręcz palącym bólem głowy i suchym gardłem nie wiedziała w pierwszej chwili co się stało. Zamrugała kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do panującego półmroku. Wytężyła wzrok jak i słuch próbując dostrzec w jakim jest położeniu. 

Ręce bolały ją niemiłosiernie. Paraliżujący ból rozlewał się w jej kończynach w skutek związanych na wiele godzin nadgarstków. Sznur owijał także jej kostki oraz brzuch. Nie miała szans na uwolnienie się w tych więzów. Do tego dochodził paraliżujący ból żeber przy choćby najmniejszym ruchu. Wiedziała, że w skutek pobicia pewnie jej żebra jak i brzuch są całe w siniakach.

-Obudziłaś się - usłyszała pełen ulgi głos, na który lekko podskoczyła na twardym krześle. 

Na początku nie rozpoznała właściciela tego głosu. W końcu chwilę temu odzyskała świadomość i jeszcze nie wszystkie zmysły w pełni działały. 

-Kto tu jest? - wysiliła się na zadanie tego krótkiego pytania czując jak brakuje jej sił na więcej. 

-To ja, Will - odpowiedział jej mężczyzna. - Mocno oberwałaś, bałem się, że nie obudzisz się zbyt prędko. 

-Co? - zamrugała zdezorientowana nie mogąc zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. - Will co my tu robimy, gdzie jesteśmy i co najważniejsze kto jest za to odpowiedzialny? - bombardowała go pytaniami czując narastającą w środku panikę. 

-Hej, spokojnie, wdech i wydech. Musisz się uspokoić - polecił spokojnym tonem i choć Marinette nie mogła dostrzec jego twarzy to widziała niewyraźny zarys jego sylwetki i z każdą kolejną sekundą coraz bardziej rozpoznawała jego głos. - Nie znam odpowiedzi na większość z tych pytań. 

-Na większość? Więc jednak coś wiesz - upierała się walcząc z bólem migrenowym jaki ją dopadł. 

Dobiegło ją głośne westchnienie z drugiego końca pomieszczenia. Dziewczyna rozejrzała się ponownie, ale oprócz małego okienka przy samym suficie, nie ujrzała nic konkretnego. Po jej lewej stronie stał mały stolik wykonany z płyty pilśniowej, a na nim zapalona była wysoka świeca. 

Starała się przysunąć swoje krzesło choć trochę bliżej ognia, aby poczuć odrobinę ciepła, lecz jej próby były na nic. 

-Podczas twojej rozmowy z Su-Hanem, Zen chciał porozmawiać z Denem. W końcu znalazł w sobie na tyle odwagi, żeby się z nim zmierzyć. Jednak, gdy przyszedł do jego i Luke'a celi, ona była pusta - wyznał, a wtedy do pamięci Marinette zaczęły napływać szczątki zdarzeń z jej zejścia do lochów. - Powiedział o tym Su-Hanowi i kazał niezwłocznie wszystkich o tym powiadomić, zwłaszcza ciebie. Powiedzieli mi, ze poszłaś do Agresta, więc poszedłem cię szukać. Gdy zszedłem do lochów widziałem jak ktoś stał nad tobą i cię bił. Wtedy mnie zauważył i też oberwałem. 

Marinette czuła jakby coś ciężkiego spadło na jej głowę. Jak tylko usłyszała, że Den i Luke uciekli momentalnie każdy najmniejszy mięsień w jej ciele się spiął. Miała ochotę wrzeszczeć z frustracji. Szybko połączyła fakty. To oni musieli za tym stać. To przez nich są teraz uwięzieni nie wiadomo gdzie i jak daleko od Tybetu. 

-Jego cela - przerwała mu marszcząc brwi. - Ona też była pusta - wyznała. 

-Teraz już to wiem - odparł jakby z niechęcią w głosie. - Zobacz jakie mamy cudowne towarzystwo - dodał kąśliwie wskazując głową na kąt pomieszczenia. 

Masquerade of SuperheroesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz