[6] Niebiańskie dziedzictwo

183 11 7
                                    

Zniekształcone, niewyraźne dźwięki roznosiły się głucho po pomieszczeniu. Nikły płomień świecy niedaleko oświetlał słabo pomieszczenie. 

Tępy ból głowy jak i kończyn od ciężkich łańcuchów nie opuszczał bohaterki na krok odkąd tylko ocknęła się w nowym miejscu. Obecne pomieszczenie było zdecydowanie mniejsze od tego, w którym jeszcze niedawno była przetrzymywana wraz z Willem i Agrestem. Była tu betonowa posadzka, ściany obłożone kamieniem i ani jednego okna. Tylko świeca.

Była ponownie przywiązana do krzesła, tylko tym razem sznury zastąpione zostały stalowymi łańcuchami. Ocierały się one nieprzyjemnie o nadgarstki dziewczyny, przez co przy nawet najmniejszym ruchu z jej ust wydobywał się syk. 

Jej superbohateski strój, w którym była od momentu porwania, był w tragicznym stanie. Przez więzy zrobiły się w nim dziury i przetarcia, a w miejscu gdzie Den wbił jej nóż był cały poszarpany. Mimo iż w teorii jej kombinezon powinien być niezniszczalny, Den musiał znaleźć sposób aby w jakiś sposób go niszczyć. Biedronka podejrzewała, że wcześniejsze liny jak i nóż musiały być nasączone jakąś substancją, która z łatwością niszczyła materiał. 

Czuła również nieznośne pieczenie na przedramionach. Spojrzała na swoje ręce i momentalnie zbladła. Metalowe druty z ostrymi zakończeniami były owinięte wokół jej rąk, a ostre końcówki wbijały jej się w skórę, przez co krew zbierała się w okól metalu. 

Ból nasilał się z każdą kolejną sekundą. Marinette zacisnęła szczęki i powieki z całej siły próbując chodź odrobinę ulżyć sobie w bólu. Traciła dużo krwi. 

Zbyt dużo. 

Zbyt prędko. 

Spuściła wzrok dysząc ciężko. Musieli zrobić jej to w momencie, gdy była nieprzytomna. Domyśliła się, że musiało minąć sporo czasu od momentu stracenia przez nią świadomości. Nie wiedziała ile, ale mogła zgadywać, że na pewno kilka długich godzin. 

Myśli same powędrowały w kierunku Paryża i jej rodziców. Czy na pewno jej rodzice byli bezpieczni? Zauważyli nieobecność córki? Nawet nie wiedziała ile czasu minęło od porwania, zastanawiała się, czy jej rodzice jej szukaj. Czy jeśli zostanie uwolniona, będzie wiedziała jak wyjaśnić im swoją nieobecność? 

Pokręciła szybko głową. Nie mogła myśleć teraz o takich sprawach. Musiała skupić się jedynie na tym, aby wyjść z tego cało i co najważniejsze - przeżyć. Potem  mogła się zamartwiać o takie rzeczy. 

Liczyło się dla niej jedynie ich bezpieczeństwo. 

Myślała często o tym ile godzin, dni, być może tygodni już była trzymana w uwięzieniu. Każda głębsza myśl na ten temat kończyła się pustką i uczuciem frustracji. Czas jakby się dla niej zatrzymał. Przestał płynąć i stanął w miejscu. 

Nagle do pomieszczenia wkroczył Den. 

Podszedł bliżej, a Marinette wciąż nie mogła pojąć, jakim cudem ten człowiek jeszcze nie znudził się jego chorą wizją zemsty. Wytężyła wzrok, aby w półmroku ujrzeć Luke'a, ale ku swojej uldze nie było go. 

Obecnie miała przed sobą jedynie barczystego mężczyznę ze sztyletem przypasanym do pasa oraz z czymś okrągłym przykrytym jakimś zabrudzonym materiałem. 

Dziewczyna zmarszczyła brwi i skupiła uwagę na mężczyźnie.

-Te druty to już lekka przesada, nawet jak na ciebie - wysyczała starając się nie skrzywić z bólu. 

-No wiesz, to tylko takie zabezpieczenie - odparł jak gdyby mówił o pogodzie. - Może i jesteś osłabiona, ale wie też, że jesteś sprytna, więc ostrożności nigdy nie za wiele. Nie z tobą. 

Masquerade of SuperheroesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz