Rozdział 18

58 4 0
                                    

Cassly westchnęła głęboko, spoglądając w niebo, jakie właśnie zyskiwało pomarańczowej barwy, bo słońce właśnie zachodziło za horyzont, kończąc swoją zmianę.

To był dla niej bardzo męczący dzień.

Najpierw rozprawa z kobietą, która nie dawała za wygraną, zaślepiona miłością do syna, dopóki nie przekazała jej wiadomości od syna, w której przyznawał się do tego, iż ją także zamierzał zabić. Potem rozmowa z dziennikarzami, których ciekawość musiała w jakiś sposób zaspokoić.

- Już zapomniałam jak to jest - przyznała, nie spoglądając na swoją ciemnoskórą towarzyszkę, która zaśmiała się na jej słowa. - Dziękuję za pomoc, Lea. Bez ciebie potrwałoby to zdecydowanie dłużej.

- Dałabyś sobie radę - odparła jedynie jej przyjaciółka, przyglądając się długowłosej, która mimo wszystko wydawała się nieobecna, jakby intensywnie nad czymś rozmyślała. - Co ci chodzi po tej pięknej główce? - zadała jej to pytanie, czym wywołała na jej ustach lekki uśmiech.

- Zastanawiam się nad powrotem do FBI. Myślę, że czas skończyć okres buntu - rzuciła jakby nie było to niczym ważnym. Usiadły na chwilę na ławce, w końcu znajdując odpowiednią w tym parku. - Wszystko byłoby bardziej dyskretne, miałabym więcej spokoju...

- Nigdy nie skróciłabyś swojej wolności, gdyby chodziłoby tylko o to - przejrzała ją pani adwokat, zwracając wzrok na jej szare tęczówki, które wciąż wbite były w zachód słońca. - Coś się dzieje, Cassly? Wiesz, że jestem tu dla ciebie.

- Tak, wiem - zapewniła, posyłając jej radosny uśmiech, który tak naprawdę nie był prawdziwy. - Pójdę już, jutro czeka mnie droga powrotna - usprawiedliwiła się, wstając, by po tym spokojnie odejść od swojej towarzyszki, która bezradnie westchnęła na jej zachowanie.

Pani detektyw miała na głowie wiele rzeczy, którymi musiała się zająć, ale teraz najbardziej zajęta była jedną z nich.

Od kiedy tylko wyjechała z domu, czuła się śledzona. Każdy jej krok był obserwowany przez jakiegoś mężczyznę, który zmieniał auta, jeżdżąc za nią. I to jej się bardzo nie podobało, ale nie chciała angażować w to Jake'a.

Tym razem to go nie dotyczyło, a przynajmniej takie miała wrażenie.

Specjalnie udała się do jednej z ciemniejszych alejek, chcąc by jej obserwator za nią podążył i tak się właśnie stało, a ona stanęła twarzą w twarz z wysokim zamaskowanym mężczyzną, który ukrywał swoją twarz pod kapturem.

Nie powiedział nic, od razu zbliżając się do niej, ale ta zamiast jakkolwiek zareagować, patrzyła tylko hardo w miejsce jego oczu. W końcu wymierzył cios, lecz zamiast uderzyć w nią, uderzył w ścianę, czego się spodziewała.

- Zawsze miałeś dziwną metodę okazywania miłości, braciszku - powiedziała na przywitanie, widząc jak ściąga kaptur i maskę, by uśmiechnąć się cwanie, czego tak bardzo nie lubiła.

- Do usług, paskudo - odpowiedział jedynie, kładąc jej swoją dłoń na włosach, jak miał to w zwyczaju robić, gdy była jeszcze dzieckiem. - Twój haker jest w domu?

- Nie pozwoliłam mu jechać - wytłumaczyła, na co ten lekko spoważniał, co było dość niespotykanym zjawiskiem. - Wrócisz ze mną do domu? - zadała mu to pytanie z nadzieją, zmieniając temat.

- Tak, muszę porozmawiać ze Sky. Eva zrobiła to już po raz 3 i ostatni. Nie mogę tak narażać małej, dla jej egoistycznych pobudek - na te słowa otrzymał jedynie twierdzące mruknięcie swojej siostry.

Ale mimo, że jej obserwatorem okazał się Tony, jej przeczucie nie zniknęło.

Jakby oprócz niego ktoś jeszcze ją obserwował, ale jej brat nie wydawał się tego zauważyć, a może po prostu nie chciał jej tego pokazać.

W każdym razie spędzili tą noc razem, rozmawiając na różne tematy w wynajętym przez Cassly pokoju, unikając jedynie wzmianki o Jake'u, na którego myśl Tony nie reagował zbyt dobrze.

- Chciałabym jutro kupić coś Sky... - wyznała, biorąc łyk ciepłej herbaty, kiedy jej brat zajęty był przyglądaniem się jej.

Jak zawsze była piękna, ale w jej oczach, oprócz charakterystycznego dla nich połysku, kryło się też coś, czego nie potrafiła ukryć.

Kryła się w nich miłość, jakby informując, że ma kogoś, kto zajął jej serce.

- Nie mogę uwierzyć, że naprawdę go kochasz... - zaczepił o ten temat, z nutką pogardy w głosie, na co pani detektyw tylko westchnęła, na jego zachowanie.

- On jest inny niż myślisz. Troszczy się o mnie, dba o moje bezpieczeństwo... - w tym momencie przerwał jej.

- Narażając cię na nie? Czy to nie jest tego przeciwieństwem?

- Sama chciałam z nim podróżować, on od początku był temu przeciwny - stanęła w jego obronie, przechodząc na bardziej rzeczowy ton, czym zdziwiła swojego towarzysza. - Kocham go i nie zmienię swoich uczuć do niego z powodu twojego niezadowolenia. Nawet tata go akceptuje.

Nie odpowiedział na jej słowa, lekko zdziwiony jej stanowczym sprzeciwem i tonem, którego w stosunku do niego użyła.

To był pierwszy raz, kiedy to zrobiła w stosunku do niego.

I tym razem odpuścił, zmieniając temat. Rano udali się razem do pobliskiego sklepu, gdzie szarooka widziała wcześniej ślicznego misia z czerwoną kokardką, do których dziewczynka miała słabość.

Wciąż mając dziwne uczucie, że coś jest nie tak.

W końcu jednak wraz z bratem odjechali w kierunku swojego rodzinnego domu, każdy własnym samochodem, choć tym razem żadne auto nie jechało za nimi non stop.

Włączyła muzykę, akurat trafiając na jedną ze swoich ulubionych piosenek - Save me od Gentle Bones, jaka przypominała jej o latach spędzonych bez hakera i jednocześnie napełniała nadzieją na lepsze jutro.

Save me, save me, I loved you for an eternity,
Save me, love me, can't help but feel the other side of me,
Can't help but love you more, come back please babe I adore you,
Save me, love me, woah baby would you save me...

Love is a promise || Jake DuskwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz