Rozdział 20

125 7 6
                                    

Dzień w domu rodziny Shirain toczył się spokojnym rytmem, pan domu wraz ze swoją córką i wnuczką oraz ich nowym, czworonożnym przyjacielem, znajdowali się na zewnątrz, korzystając z promieni słonecznych, a pozostała dwójka mężczyzn znajdowała się w domu, zajmując się własnymi sprawami. 

Jednak w końcu ich drogi skrzyżowały się w salonie, gdzie agent już od dłuższego czasu czekał na swoją ofiarę, która była na to przygotowana. 

- Powiedz mi, Jake, jak to jest wykorzystywać osobę, która cię kocha? - zadał mu to pytanie Tony, podchodząc bliżej do zamaskowanego mężczyzny. 

- Nigdy nie robiłem tego celowo. To, że tu jestem, jest wynikiem obietnicy, jaką złożyłem Cassly pod jej naciskiem - wytłumaczył, hardo wpatrując się w tęczówki swojego rozmówcy, który uśmiechnął się lekko kpiąco.  

- W tym jednym masz rację. Gdyby nie ona, już dawno zadbałbym o to, żebyś był tam, gdzie twoje miejsce - przyznał mu to, robiąc chwilę przerwy. - Gdybyś był normalnym facetem, może mniej bym się do ciebie przyczepiał, ale nie jesteś... - kontynuował, przybliżając jego twarz do swojej. - Narażasz ją na coś, czego ona chce uniknąć. Uciekasz od rządu, od odpowiedzialności, od przeszłości... - szepnął mu do ucha, obserwując tylko z zadowoleniem jak zielonooki zaciska pięści. - Czy kiedykolwiek opowiadałeś jej o swojej przeszłości, Jakie? 

- Nigdy mnie o to nie prosiła - odparł spokojnie, choć wciąż był spięty. - To prawda, nie mogę zagwarantować jej stabilności, wybudować domu, założyć rodziny... Nie mogę pozwolić sobie na normalne życie, ale jeśli coś by jej groziło, zrobiłbym dla niej wszystko. Dałbym się złapać, dałbym się zabić - zapewnił, robiąc kilka kroków do przodu, chociaż w odpowiedzi otrzymał jedynie pogardliwy śmiech.

- Naprawdę? To chyba musisz się poddać, bo nawet nie wiesz, że przez 2 dni, gdy cię z nią nie było, ktoś ją śledził - oświadczył, a haker spojrzał na niego zdziwiony, nie mając na to żadnego kontrargumentu. - Na pewno też nie wspomniała o tym, że chce wrócić do FBI, żeby ci pomóc. Cassly może mówić, że ci ufa, ale tak naprawdę o wielu rzeczach nigdy się nie dowiesz. A wiesz dlaczego? - przerwał na chwilę swój wywód. - Bo za bardzo cię kocha. Masz jej miłość, choć wcale na nią nie zasługujesz - te słowa wręcz wypluł z obrzydzeniem, łapiąc bruneta za bluzę. - A teraz posłuchaj uważnie. Jeśli coś jej się stanie z twojego powodu i jeśli choć raz ją zranisz, zrobię z tobą rzeczy, których nie możesz sobie nawet wyobrazić - zagroził mu, jednak słysząc kroki, puścił go, odsuwając się. 

A do pokoju weszła Cassly, spoglądając na nich podejrzliwie. 

- Możemy porozmawiać? - zwrócił się w jej Jake, po którego głosie słyszała, że nie ma sprzeciwu, jedynie przytakując na tę propozycję, by udać się z nim do ich pokoju. - Dlaczego o tym, iż ktoś cię śledził, dowiaduję się od twojego brata, a nie od ciebie? - zadał to pytanie, gdy usiadła na łóżku, głosem tak spokojnym, że aż lodowatym, na co szarooka spuściła swój wzrok na podłogę. 

- Myślałam, że to ciebie nie dotyczy - rzuciła, czując na sobie ciężkie spojrzenie swojego ukochanego. 

- Nie dotyczy? Obiecałem ci, że zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna. Obiecałem ci, że ci zaufam i nie będę ingerował w twoje działania, ale nie mogę patrzeć jak wystawiasz się na niebezpieczeństwo - zaczął, zwracając się do niej twarzą. - Mogło coś ci się stać, mogłem już nigdy więcej ciebie nie zobaczyć - wypomniał jej, przykucając przy niej, by schować jej dłonie w swoich. - Cassly spójrz na mnie - nakazał jej, a ta posłusznie wykonała jego polecenie. - Nie ma nikogo na tym świecie, kto jest dla mnie ważniejszy niż ty. Nikogo nie kocham tak bardzo jak ciebie, nawet swojego rodzeństwa. Ale nie jestem w stanie cię kochać, jeśli nasz związek pozbawiony będzie zaufania z twojej strony. 

- Jak mogę mówić ci wszystko, gdy czuję, że już jestem dla ciebie ogromnym problemem? - powiedziała, nie hamując już łez, jakie zaczęły spływać po jej policzkach. - Nie jestem dzieckiem, Jake, potrafię sama się obronić, sama o siebie zadbać - zapewniła go o tym, spoglądając głęboko w jego oczy. - Po prostu chcę zdjąć z ciebie trochę tego ciężaru, pomóc ci z tym, ale nigdy nie dajesz mi na to szansy... - i na ten widok zielonooki poczuł bolesne ukłucie w sercu, zaczynając ocierać jej łzy. - Jeśli nie będę miała innego wyboru, wrócę do swojej starej pracy, bo za bardzo cię kocham, żeby znowu pozwolić tobie odejść. 

- Wiem, kochanie... Masz rację co do tego, że cię ograniczam, choć nie robię tego celowo - zapewnił ją, siadając obok niej, by najzwyczajniej w świecie ją przytulić. - Jestem po prostu zły i sfrustrowany... - przyznał, czując jak jego towarzyszka wtula się w niego bardziej, co przyjął z zadowoleniem. - Twój brat ma rację, nie zasługuję na twoją miłość - na te słowa długowłosa dźgnęła go delikatnie, na co mimowolnie się zaśmiał. - Co ty na to, żeby w końcu połączyć nasze siły w tej sprawie i zakończyć ją raz na zawsze? - zaproponował, w odpowiedzi dostając tylko szybkiego całusa w policzek, co było dla niego wystarczającym dowodem poparcia. 

Spojrzał na nią jeszcze raz, czując jak wszelkie negatywne emocje go opuszczają. Nigdy nie potrafił długo się na nią gniewać, gdy widział te pełne żalu oczy, jakie zawsze świetnie odgrywały swoją rolę. 

- Mógłbyś sprawdzić kim był ten mężczyzna? - wróciła do akcji ze śledzeniem, na co tylko przytaknął, po chwili całując ją delikatnie, co odwzajemniła, mimowolnie czując ulgę z powodu przebiegu ich ,,kłótni".

Love is a promise || Jake DuskwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz