Rozdział 9

297 12 0
                                    

- Przepraszam, muszę odebrać – pani detektyw wypowiedziała te słowa tuż po tym, jak ujrzała kto do niej dzwoni, a by nie przeszkadzać swoim gościom, odeszła dalej, znikając im z pola widzenia. – Coś się stało? – zaczęła pomijając kwestię przywitania.

- Cześć księżniczko, powinnaś wiedzieć, że należy się przywitać – słysząc dobrze jej znany, męski głos uśmiechnęła się szczerze pod nosem, ponieważ trochę jej go brakowało.

- Wszelkie pretensje względem mojego wychowania zgłaszaj do tego niezbyt przykuwającego uwagę człowieka, który był odpowiedzialny za moją kulturę.

- Nie mów tak o Tony'm, to twój starszy brat – upomniał ją, na co wywróciła oczami, nadal nie mogąc powstrzymać uśmiechu, jaki mimowolnie zagościł na jej ustach. – Chyba rzeczywiście muszę się do niego zwrócić w tej kwestii – dodał, na co zareagowała śmiechem. – Jak tam mijają wakacje? – szatynka spodziewała się tych słów od niego.

- Na tyle dobrze, iż postanowiłam je zakończyć – odpowiedziała, opierając się o komodę, jaka stała niedaleko niej. – Czyżby towarzystwo mojego braciszka ci nie wystarczało?

- Och, po prostu brakuje mi jeszcze kogoś do pełni szczęścia – mogła usłyszeć dźwięk skrzypiących drzwi, na co spięła się nieznacznie.

- Proszę nie wchodź do mojego pokoju, tato – powiedziała szybko, po drugiej stronie słysząc śmiech w odpowiedzi i zamykane drzwi, przez co westchnęła z ulgą.

- Chciałem cię sprawdzić – odparł najzwyczajniej na świecie, sprawdzając, czy pomieszczenie na pewno jest zamknięte. – Ukrywasz tam coś przede mną? – zapytał w żarcie, spodziewając się odpowiedzi.

- Tak, wszystkie moje dziecięce rzeczy, żebyś mi o nich nie opowiadał – rzuciła także żartem, stukając palcami o komodę rytmicznie, z powodu braku innego dla nich zastosowania.

- Nie opieraj się na meblach, córciu – zgodnie z jego zaleceniem, szarooka przestała, mając nieco niezadowoloną minę. – Brakuje mi ciebie – jasnooka zesmutniała trochę, gdy to usłyszała.

- Jak przyznasz, że kochasz mnie bardziej od tego niedołęgi to rozważę odwiedziny – postawiła warunek, słysząc westchnięcie.

- Przecież wiesz, iż kocham was po równo – na chwilę nastała cisza. – Może ciebie troszkę bardziej – przyznał w końcu.

- Ja ciebie też kocham, tato – pożegnała się, po tym rozłączając, by wrócić do czekających na nią przyjaciół, którzy zdążyli zająć się rozmową. – Jeszcze raz przepraszam, lecz nie wiedziałam, że nie będzie to aż tak ważne – przeprosiła, dołączając się.

- To był twój staruszek? – to pytanie zadał Dan, natomiast ta kiwnęła nerwowo głową, chowając telefon do kieszeni spodni. – Córeczka tatusia, co? – mruknął na co zaśmiała się równie nerwowo, kładąc jedną dłoń na karku.

- Nie trudno się domyślić, iż jestem jego największą słabością – stwierdziła Cassly, jak zwykle z uśmiechem na twarzy, który nieustannie jej towarzyszył, zmieniając tylko swoją postać. – Żal mi go, bo Tony nie spełnia jego wymogów w całości – dodała posiadaczka szarych tęczówek, obserwowana przez wszystkich.

- Tony? To twój brat? – to pytanie zadał jej Jake, na co zwróciła na niego swój wzrok, aby spojrzeć w jego szmaragdowe tęczówki, hipnotyzujące ją i potaknęła, z lekkim rumieńcem, zrywając z nim kontakt wzrokowy.

- Więc uroda jest u was kwestią dziedziczną – zaczepiła o to Cleo, kiedy młodsza dziewczyna pokazała im zdjęcie brata, który w rzeczywistości dorównywał jej wyglądowi, ale nie byli do siebie bardzo podobni, oprócz tego, że posiadali ten sam blask w oczach i sam ich wyraz.

- Laluś – mruknęła tylko pani detektyw, na co usłyszała śmiech Jessy. – I kobieciarz, a im dłużej żyję, tym bardziej wierzę w to, iż jest adoptowany – zażartowała uszczypliwie, następnie ktoś zmienił temat i ich spotkanie szybko się skończyło.

Gdy tylko jej goście wyszli, dziewczyna wróciła do jednego zdjęcia z jej dzieciństwa, które przedstawiało ją, jako jeszcze małą dziewczynkę, ubraną w sukienkę, która stała nad szatynem, który miał o dużo ciemniejszy od niej odcień włosów, jaki spał, opierając się o gruby konar wiekowego drzewa. Uśmiechnęła się lekko.

Tęsknie za wami. Bardzo... – wypowiedziała w myślach, po czym schowała telefon do kieszeni, czując, że ktoś ją obserwuje, więc odwróciła się do jej jedynego towarzysza, jaki przenikał ją spojrzeniem na wskroś, budząc w niej zawstydzenie, którego powodu nie znała.

- Jake? – mówiąc to szatynka starała się zapanować nad różem, który mimowolnie zagościł na jej policzka, bawiąc trochę wcześniej wspomnianego mężczyznę. – Możesz mi w czymś pomóc? – zadała mu pytanie, na jakie po chwili namysłu, przytaknął twierdząco, a ta złapała go delikatnie za dłoń, kierując się w stronę dotychczasowej sypialni, gdzie usiedli na łóżku. – Czy mógłbyś przeanalizować coś ze mną? – spytała młodsza od niego, posiadaczka szarych tęczówek, za to zielonooki ponownie kiwnął głową, następnie przyjmując od niej kilka teczek, które szybko przeczytał.

- To Alan dał ci tę sprawę? – dopytał się jej, otrzymując twierdzącą odpowiedź, jakiej się spodziewał. – Więc rodzice Stefany, nie byli dobranym małżeństwem, wiemy też, iż jej ojciec ma słabe alibi, jednak matka nie ma go wcale. Od Dana natomiast wiemy, że dziewczyna często bywała w bibliotece, raz całkowicie roztrzęsiona – podsumował wszystkie wiadomości, jakie na obecną sprawę posiadali, wbijając swoje szmaragdowe tęczówki w te szare o bystrym poblasku, należące do jego młodszej rozmówczyni.

- Do biblioteki zajrzę jutro i zorientuję się na miejscu – oznajmiła pani detektyw, odruchowo zerkając na zegarek, na jej nadgarstku, by zamyślić się na chwilę. – Matka ofiary podobno cały dzień była w domu, ojciec jednak wyszedł około południa na spotkanie z kolegami i niewrócił na noc, lecz o tym nie wspomniał w przeciwieństwie do swojej żony – zwróciła swoją uwagę tej kwestii, otrzymując zainteresowanie swojego towarzysza.

- Więc próbował coś ukryć?

- A moim zadaniem jest dowiedzieć się, co to takiego, ale wnioskując po jego nocnej nieobecności i zawahaniu jego jedynego światka, spotkał się ze swoją kochanką, a znajomy go krył – wywnioskowała dość szybko, co nie uszło uwadze jej słuchacza, który uśmiechnął się, widząc motywację do działania w jej hipnotyzujących oczach o jasnym zabarwieniu.

- Dobra robota, Cassly – pochwalił ją, przez co delikatnie się zawstydziła, odwracając od niego wzrok, za to brunet złapał jej podbródek w palce, z powrotem obracając jej głowę w swoją stronę, aby niewiele później pocałować ją w czoło czule. – Naprawdę zasłużyłaś sobie na miano detektywa – dodał po tym geście, mogąc poczuć wbijające się w niego spojrzenie szatynki. – Chciałbym cię gdzieś zabrać – zmienił nagle temat, na co dziewczyna przekręciła lekko głowę w bok, w zaciekawieniu, domyślając się gdzie może ją zaciągnąć ten zielonooki haker, którego pokochała, nawet nie orientując się, w którym momencie.

Love is a promise || Jake DuskwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz