Rozdział 19

62 5 0
                                    

Mimo tego, że urodziny Cassly miały mieć miejsce dopiero pojutrze i teoretycznie Jake miał jeszcze czas na zdobycie swojego prezentu, ale jego mała przyjaciółka zdecydowanie nie.

I dlatego teraz byli w pomieszczeniu pełnym klatek, w których znajdowały się psy.

Byli w pobliskim schronisku, by przygarnąć jakiegoś czworonoga, co wcześniej uzgodnił z panem domu, który poparł ten pomysł, całkowicie ufając mu w wyborze odpowiedniego psa.

- Nie macie przypadkiem jakiegoś obronnego psa? - spytał się kobiety, która ich oprowadzała, a ta pokazała im kilka z nich, lecz każdy z nich powodował strach u jego towarzyszki, więc zrezygnował z tego pomysłu.

- Popatrz wujku, jaki uroczy szczeniaczek - zwróciła jego uwagę niebieskooka, spoglądając na klatkę, w której siedział i cicho piszczał czarno-biały kłębek. - Wydaje się bardzo wystraszony... - powiedziała z przejęciem, łapiąc ze szczeniakiem kontakt wzrokowy.

- Cóż, właśnie z tego powodu został tu jako jedyny z rodzeństwa. Ma kilka miesięcy i jest mieszanką Husky'ego z Border Collie - wytłumaczyła wolontariuszka, a brunet spojrzał na szczeniaka.

Jego oczy miały dwa różne kolory, jedno było niebieskie jak niebo, a drugie brązowe. Spoglądał na niego bystro i z czymś, czego sam długo nie mógł odnaleźć.

Z nadzieją.

- Weźmiemy go - stwierdził jednoznacznie, ku uciesze Sky, która posłała ostatnie spojrzenie pieskowi, zanim odeszli by podpisać wszelkie dokumenty... oczywiście nazwiskiem ojca jego ukochanej, na co się zgodził.

I tak, już po wizycie u weterynarza itp. wrócili do domu, już wcześniej kupując swojego nowemu gościowi wszelkie potrzebne mu rzeczy, w tym zabawki.

Maluch po mimo tego, że oczekiwał od niego wystraszenia i dość głośnego zachowania, zajęty był bardziej chodzeniem za nim, niż zwiedzaniem domu, którego nieznane kąty przepełniały go strachem.

A w konsekwencji cały dzień spędził w towarzystwie szczeniaka i Sky, która chciała się z nim pobawić, ale ten nie odstępował hakera na krok.

- Bardzo mu się spodobałeś - skomentował to właściciel domu, który oficjalnie był jego opiekunem, gdy siedzieli wieczorem w salonie, a szczeniak leżał na nogach zielonookiego.

- Mam nadzieję, że polubi Cassly - odparł spokojnie, delikatnie głaszcząc nienazwanego jeszcze psa, co ten z ochotą przyjął, przewracając się na brzuch.

- Na pewno, w końcu będzie widział jak ją traktujesz - rzucił jedynie w przestrzeń, spoglądając na drzwi, jakie uchyliły się, a do pomieszczenia weszła właśnie wspomniana kobieta z towarzyszem.

Na to nagłe zamieszanie szczeniak poderwał się na nogi, wydając z siebie jedynie warknięcie, co bardziej rozśmieszyło niż przeraziło szatynkę, która po chwili spojrzała również na bruneta.

- Co to za śliczny piesek? Czyżby mój prezent urodzinowy? - rozszyfrowała zagadkę, przykucając przy szczeniaku, jaki niepewnie obwąchał jej dłoń, delikatnie się w nią wtulając.

- Tak jakoś wyszło - odparł tylko jej ukochany, spotykając się wzrokiem z kimś, kogo znał tylko ze zdjęć.

Był to wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o ciemnobrązowych, niesfornie ułożonych włosach i brązowych tęczówkach, jakie przenikały go na wskroś, mogąc wyczytać z niego wszystko. A przynajmniej takie miał wrażenie.

- Miło mi cię poznać - przywitał się z nim haker, nie otrzymując jednak od niego odpowiedzi, bo szatyn od razu udał się w stronę pokoju swojej córki. - Tak, to było do przewidzenia - powiedział bardziej do siebie, na co szarooka westchnęła ciężko.

- Tony jest uparty, ale w końcu zmieni zdanie. Daj mu tylko trochę czasu - odezwała się po chwili ciszy, przestając głaskać szczeniaka, który zdążył to polubić.

- Czyżbyś się z nim pokłóciła, kochanie? - to pytanie zadał jej ojciec, wyczuwając w jej głosie lekki żal, który to zwiastował.

- Nie byłby to pierwszy raz... On zawsze znajdzie jakiś powód do tego - stwierdziła niechętnie, nie mogąc powstrzymać się od ziewnięcia, co rozbawiło Jake'a, który wstał, proponując jej pomoc w dotarciu do łóżka, za prawą wyciągniętej ręki, jaką złapała.

Zielonooki zaprowadził ją do ich pokoju, a za nimi powędrował ich czworonożny przyjaciel, jaki nie chciał stracić swojego właściciela z oczu.

A w salonie pozostał tylko Thomas, rozbawiony tym, jak bardzo jego córka zaufała chłopakowi, który pomimo dobrego serca, wplątany był w niezbyt legalne sprawy.

Była przy nim bezbronna jak dziecko, a on stawał się nim bez niej. Zawsze radosna, nigdy nie mająca problemów w nawiązywaniu relacji międzyludzkich i on, opanowany, tajemniczy, nie potrafiący często przekazać tego, co ma naprawdę na myśli.

- Nasza córka naprawdę bardzo go kocha, a on nią... - wyciągnął dość oczywisty wniosek, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu. - Mam nadzieję, że będą mieli więcej czasu niż my, May... - zwrócił się do kobiety na zdjęciu, gdzie byli świeżo po ślubie. - Moja kochana May... gdybyś tylko mogła tu ze mną być...

Cassly obudziła się, czując jak coś trąca jej rękę, a tym czymś okazał się mały szczeniak, który zaczął machać ogonem na widok swojej zaspanej pani.

- Już cię obudził? - ten głos należał nie do kogo innego jak do jej ukochanego, który wszedł do środka, przynosząc ze sobą kubek ciepłej herbaty i kanapki, które położył na jej biurku. - Zastanawiałaś się już nad jego imieniem?

- Właściwie to mam nawet jedno - mruknęła, przecierając oczy, by wstać z łóżka i podejść do swojego towarzysza. - Co powiesz na Cookie? - zaproponowała z dziecięcym uśmiechem, spoglądając na zwierzaka, który zaszczekał, najwyraźniej zadowolony z tego wyboru.

Ale mimo tego, iż szarooka czuła się świetnie, cały czas towarzyszyło jej nieprzyjemne uczucie, że coś za niedługo zniszczy ich bajkową rzeczywistość. Tylko nie mogła przewidzieć kiedy i kto to zrobi.

Love is a promise || Jake DuskwoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz