22

15 3 0
                                    

Następnego dnia o świcie cała trójka stała na dziedzińcu ruin. Dwa osiodłane konie rżały radośnie. Jakby zdały sobie sprawę z tego, że opuszczają obce, przerażające ruiny.

Caspian cały czas spoglądał przez machikuły. Dziesięciu rycerzy cesarza trzymało wartę przy bramie mostu. Most przez noc został odbudowany. Nie można było dostrzec w nim śladu zawalenia z poprzedniego dnia. Jednak żaden z rycerzy nie odważył się przekroczyć bramy. Estera dopakowywała do swojego małego kuferka zioła i inne rzeczy, które uznała za najbardziej potrzebne.

Syreni diadem również został spakowany do jednej z dwóch toreb, które później założono na bok konia.

- Spakowałam też opatrunki. - powiedziała do Dianny siedzącej na schodach przy wejściu do zamku. - Pomyśl czy nie zapomniałam o czymś przypadkiem.

Królewna mogła jedynie przyglądać się temu jak Caspian i Estera pracują i zazdrościć im pełnej sprawności. Była zła, zawiedziona i zrozpaczona. I to wcale nie tym, że jej kostka nie była w pełni zdrowa. W innych okolicznościach nie stanowiłaby to dla niej żadnego problemu. Jednak w tych ból rujnował jej plany. Gdyby nie to pewnie już dawno powróciłaby do Marecity po głowę cesarza.

Teraz z powodu kostki była pod stałym nadzorem. Uwielbiała towarzystwo Caspiana i Estery. Jednak teraz cały czas ktoś przy niej był. Cały czas ktoś sprawdzał jak się czuje. Irytowało ją to. Jakby zabrano jej wolność. Nie była nawet w stanie wstać z miejsca by schować się w kącie i opłakać porażkę.

I mimo zapewnień Dobravy wątpiła, że uda jej się stanąć w boju. Z upływem czasu wątpiła w to, że pokonają kiedykolwiek cesarza. Caspian i Estera byli osobami, które czasami martwiły się za bardzo. Była pewna, że każą jej się ukryć u mniszek. Caspian poszedłby sam do boju. Dianna siedziałaby wtedy bezczynnie wyglądając za nim przez okno.

To ją najbardziej przerażało. Niemoc. W tym momencie właśnie ją naszła. Tkwiła by tej niemocy pewnie tak długo aż jej kostka by nie wyzdrowiała. A kto wie, może jeszcze dłużej.

W obliczu tego co widziała przez cały czas spędzony w Terre des Tenebres, nie chciała siedzieć bezczynnie. Lecz nie mogła nic z tym zrobić.

- Już czas. - Caspian rzekł podchodząc do niej. - Jedziemy już. - książę podniósł królewnę.

- Pójdę sama. - oznajmiła chłodno i wbiła swój wzrok w ziemię.

Caspian postawił Diannę na ziemi. Królewna wsparła się na jego ramieniu.

- I tak będę musiał posadzić cię na konia.

- Tak. Sama nie dam rady. - powiedziała a do jej oczu napłynęły łzy.

- Dianno, co z tobą? - spytała troskliwie Estera.

- Nic się nie stało. - warknęła sfrustrowana na przyjaciółkę. - Naprawdę, nie patrzcie tak na mnie. Ruszajmy póki czas.

- Powiedz, co cię trapi? - Caspian przytulił ją do siebie. - Widzę, że coś się stało.

Dianna odepchnęła księcia.

- Jeszcze jedno głupie pytanie, a nigdzie nie pojadę. - oznajmiła oschle. - Wsadź mnie na tego konia. Dalej.

Caspian w ciszy podniósł Diannę i wsadził na konia. Jego twarz okrył smutek. Dianna to zauważyła. Było jej głupio, że odpowiedziała tak niemiło Esterze i Caspianowi, którzy przecież chcieli dla niej dobrze. Negatywne emocje stłumiły jednak wstyd.

Dianna siedząc już na koniu wyprostowała się i dumnie uniosła głowę. Po chwili Caspian dosiadł się do niej.

- Ruszamy? - spytał Esterę.

Dynastia Rexów. Królewna DiannaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz