Orszak królewski od świtu przemierzał drogę przez Cesarstwo. Jechali przez liczne miasta i wsie aby pod wieczór stawić się na zamku cesarza w Marecitcie. Królewna była bardzo śpiąca. Przysypiała i budziła się z każdym wybojem na drodze.
Dianna po kolejnej z rzędu koleinie przebudziła się na dobre. Zaspana spojrzała na Esterę. Miała na kolanach drewnianą szkatułkę.
- Schowaj to. - powiedziała królewna z trudem powstrzymując się od ziewnięcia. - Nikt z Terre Des Tenebres nie powinien tego widzieć.
Dianna dobrze wiedziała co się w niej znajdowało. Estera trzymała tam różne świece, kamienie i zioła. Ogółem szkatułka była niezbędnikiem czarownicy.
- Wiem. Właśnie próbowałam ją gdzieś upchnąć. - schowała szkatułkę w kuferku. - Za to poszłabym na stos. Ty pewnie też. - wzięła w dłoń swój naszyjnik przyjaźni i westchnęła. - A co z nimi?
- Powiemy, że to zwykłe wisiorki. - zaproponowała Dianna. - Nikt nie zorientuje się, że są magiczne. Wyglądają całkowicie normalnie. - królewna odsłoniła zasłonę i wyjrzała za okno. – Gdzie tak w ogóle jesteśmy?
- Właśnie wjechaliśmy do Marecity. - oznajmiła Estera.
- Naprawdę? Strasznie tu cicho. Nikt mnie nie wita. Nikt nie cieszy się na mój widok. Niedługo zostanę ich księżną. Powinni chyba cieszyć się z tego, że mnie widzą. – Dianna ponownie spojrzała przez okno.
Zobaczyła, że po obu stronach ulicy stoją poddani. Nikt z nich nie był jednak radosny. Bił od nich smutek. Byli ubrani w pocerowane szaty. Część była skrajnie wychudzona. Wyglądali na styranych życiem.
- Stoją tak po obu stronach drogi. – Estera spojrzała przez drugie okienko. - Nie witają cię. Stoją tu jak na skazanie.
- Może powinnam im pomachać. - pomyślała królewna i wychyliła rękę przez małe okno. Spodziewała się, że ten drobny gest rozweseli trochę poddanych. Nie wiedząc jeszcze jak bardzo się myliła.
- Patrzcie ją! Macha nam. Będzie żerować na nas tak samo jak cesarz. Obiecał, że będzie się tu dobrze żyło, że będziemy bogaci. Kraj się wcale nie wzbogacił, tylko cesarz! Nie szanują tu ludzi! Gardzą nami, zwykłymi mieszkańcami. I ona! – mieszczanin wskazał palcem na wóz – Ona będzie taka sama! Mówię wam! Bo nigdy nie zaznała życia w takiej nędzy jak my! - po chwili mężczyzna został zabrany siłą przez straże.
Nadal coś wykrzykiwał, lecz zagłuszył go równie oburzony tłum. Dianna szybko ukryła się w wozie i zasłoniła okienka aksamitnymi zasłonami. Dalej dobiegały do niej tłumione krzyki poddanych.
- Myślałam, że milej cię tu powitają.– zszokowana Estera drgnęła gdy jedna z zasłon sama uchyliła się.
- A nie mówiłem? – rzekł Harris, jadący na koniu obok nich. – Poddani cesarza go nienawidzą. To już coś o nim świadczy. - Harris puścił zasłonę i pojechał dalej.
- My, segaryjczycy żądamy odłączenia naszego państwa od Terre Des Tenebres! – wykrzyczał z tłumu kolejny głos, po czym część zebranego na ulicach miasta tłumu zaczęła mu wiwatować. - Cesarstwo Segaryjskie wolnym, niepodległym państwem!
- Może jak sypnę im trochę monet to się uspokoją. – Dianna wbiła wzrok w Esterę czekając na jej opinię.
- Zawsze można spróbować.– stwierdziła wzruszając ramionami. - Powinni to dobrze odebrać.
Dianna wyciągnęła sakiewkę z kuferka. Była ciężka. Królewna potrząsnęła nią. Złote monety głośno obiły się o siebie.
- A niech im będzie. Dam im wszystko. – dziewczyna oznajmiła wybierając po kolei monety i wysypując je po trochu na przemiennie raz z jednego okna wozu a raz z drugiego. - Ojciec mówił, że najważniejsze to zdobyć miłość poddanych.
![](https://img.wattpad.com/cover/355989613-288-k696607.jpg)
CZYTASZ
Dynastia Rexów. Królewna Dianna
Fiksi UmumGdy w wieku ośmiu lat zostajesz zaręczona z następcą cesarskiego tronu, wydaje ci się, że twój los jest już przesądzony. Gdy jesteś już dorosła i jedziesz spotkać się ze swoim narzeczonym, by ostatecznie go poślubić, myślisz, że nie masz już wpływu...