W krzyżowym ogniu

77 8 3
                                    

Przyznaję na wstępie, że pomimo ukończenia całej fabuły Hogwart Legacy, niezbyt zwracałam uwagę na postacie poboczne. Dopiero czytanie fanfików zainspirowało mnie do stworzenia własnego. Dlatego charaktery Ominisa i Sebastiana mogą odbiegać od tych w grze.

Niemniej zapraszam do zabawy :)

I miłego rozpoczęcia nowego roku szkolnego! (jak ja się cieszę, że mam jeszcze miesiąc wakacji na studiach haha ;)

_+_+_

Biegł przez las, potykając się o konary i kamienie, choć zazwyczaj tak doskonale panował nad magią, by instynktownie wyczuwać przeszkody. Jego różdżka tryskała czerwonymi iskrami, wyrażając niewerbalnie zmartwienia, nawet jeśli nie dopuszczał ich na swój beznamiętny wyraz twarzy.

Syreny wyły w jego głowie, namawiając do powrotu. Przez chwilę Ominis opierał się temu przemożnemu przeczuciu, że coś jest nie tak. Że powinien zawrócić i pomóc nowemu studentowi w powstrzymaniu Sebastiana przed czymkolwiek, co on planuje.

Bo nic związanego z Czarną Magią i Inferiusami nie mogło być dobre.

Ale nie mógł zawrócić. Nie, kiedy musiał powiadomić o tym kogoś dorosłego, gdy jego wpływy jako najlepszego przyjaciela Sebastiana zostały zignorowane i tak łatwo odrzucone. Jego wszystkie prośby docierały do głuchych uszu. Błagania, groźby... nic nie przebiło się przez grubą czaszkę Sebastiana do jego rozumu.

Różdżka wystrzeliła kolejną porcję iskier, gdy Ominis potknął się niezgrabnie, zahaczając o konar. Jego ślepota zawsze była kłopotem, lecz teraz wydawała się niewyobrażalnym ciężarem. Wszechogarniająca czerń napierała na niego ze wszystkich stron i dusiła, szum w uszach, zawroty głowy. To wszystko zebrało się, skumulowało i postanowiło właśnie w tej chwili zaatakować czułe zmysły Ominisa.

Sapnął, podnosząc się chwiejnie na nogi, zbierając resztki godności, które mu pozostały. I zawrócił, by jak najszybciej znaleźć się u boku przyjaciela - powstrzymać go przed popełnieniem największego w życiu błędu.

Fetor spalonych kości wdarł się do nosa Ominisa, zapiekł w oczy, aż kaszlał bez tchu. W oddali słyszał odgłosy walki, wściekłe wrzaski, które nabierały coraz większego sensu. Już czuł gorąc ognia, gdy ślizgał się na kościach, rozkopywał je czubkami butów na boki, próbując jak najszybciej dostać się do Sebastiana.

Szybki wyrzut mocy ujawnił, że w podziemiach nie ma dwóch osób, a trzy. Jawiły się Ominisowi jak fizyczne obecności, choć ich nie widział. Ale je czuł. Ognistą i gwałtowną magię Sebastiana, spalającą się jasnym płomieniem. Elektryzującą aurę nowego studenta jak burza z piorunami. Oraz jeszcze jedna - surowa stal, nieugięta magia, cięta i niebezpieczna. Groźna.

Swoją obecnością zaszczycił Katakumby wuj Sebastiana, Solomon Sallow.

– Ominis?! – dobiegł go zdziwiony krzyk z prawej, a za ramię chwyciła go ręka. Palce wbiły się w jego skórę, ostre paznokcie, animowane kości. Pociągnęły w tył, by ugryźć jego szyję. Inferius pochwycił go w swoje szpony. – Ominis!

Powieki go zapiekły, zabolały od nagłej jasności, o której wiedział, że spowodował ją ogień tryskający z różdżki Sebastiana. Ominis potknął się, wolny, wpadając w ramiona swojego pierwszego i najlepszego przyjaciela, któremu obiecał kiedyś, że nie pozwoli upaść. Nie da mu zagłębić się w Czarną Magię i powstrzyma metaforyczne zgnicie od środka.

Teraz zamierzał dotrzymać obietnicy.

– Sebastian – syknął, zacieśniając uścisk jak kleszcze na przedramieniu chłopaka. – Musisz zakończyć to szaleństwo. Nie możesz...! Nie pozwalam ci bawić się Czarną Magią!

– Ale... – zdezorientował się chłopak, a potem wpadł w nagłą wściekłość, którą Ominis wyczuwał szóstym zmysłem magii jak żywą. – Nie mogę teraz przestać! – warknął, na wpół zdesperowany. – Nie mogę! Nic nie rozumiesz...!

– Nie, Sebastianie – zaprzeczył gorzko Ominis, uchylając się przed ręką Inferiusa, gdy ten próbował go pochwycić. Wystrzelił szybkie Incendio i zwrócił się z powrotem do przyjaciela, skupiony na celu i bezbłędny. – To ty nie rozumiesz. Ten Artefakt... to nie zabawka. On źle na ciebie wpływa. Wypacza twój umysł i postrzeganie świata.

– Nieprawda! Nic nie wiesz!

– Przykro mi, Sebastianie, ale musisz to zakończyć. Teraz – ciągnął nieubłaganie Ominis, z zaciśniętymi zębami, powiekami płonącymi od suchoty i żaru, magią trzeszczącą w stawach, płynącą w żyłach i gotową, by uderzyć w razie potrzeby. – Nie mogę... nie mogę stracić także ciebie przez Czarną Magię.

– A ja nie mogę stracić Anne! – wrzasnął, wyrywając się i Ominis poczuł dziwną energię. Falowanie zgniłej magii, obrzydliwej na jego języku, kwaśnej i zepsutej. Wzdrygnął się, niechciane wspomnienie bólu Cruciatusa przepłynęło mu przed oczami, lecz nie skulił się, milcząc. Nie tym razem.

– Sebastian! Przestań! – krzyknął, łapiąc przyjaciela za dłoń, w której Artefakt pulsował niebywałym ciepłem. Inferiusy trzaskały kośćmi, nieruchome i czujne. Nowy uczeń powstrzymywał wuja Sebastiana przed atakiem. A ta dwójka - nieświadoma świata, a jednocześnie tak świadoma sytuacji - szamotała się w uścisku, walcząc o kontrolę.

Nagle Ominis wyczuł drgania. Przeczucie, które zawsze pomagało mu w korzystaniu z lokalizacyjnej magii - a jeszcze nigdy go nie zawiodło - odezwało się w tej chwili. Właśnie w tym momencie. Coś było bardzo nie tak.

– Sebastian! – krzyknął ponaglająco z nutą przestrachu. Chciał wynieść się z Katakumb i porzucić animowane trupy, nie widzieć więcej Artefaktu, nie słyszeć o badaniach nad Czarną Magią, które jego przyjaciel skrycie prowadził. Ten odłam mocy był zły. Nie przynosił nic dobrego. Nie mógł uleczyć. On tylko niszczył. – Proszę cię... błagam! Odpuść! Zostaw to! Ranisz nie tylko siebie i mnie, ale też Anne!

– Nie! – ryknął Sebastian, nie słuchając, jak w amoku. Ominis był przerażony. Nie poznawał przyjaciela. – Ja jej pomagam! Uratuję Anne! Jestem już tak blisko... tak bardzo blisko – sapnął z nutą fanatyzmu w głosie, która przeraziła Ominisa do cna. – Artefakt jest kluczem. Jak możesz tego nie widzieć?! On pomoże Anne. Ja pomogę Anne! Ty chcesz mi tylko w tym przeszkodzić! – zarzucił i Ominisowi zrobiło się niezwykle przykro. Zabolało mocno i dotkliwie, że Sebastian już mu nie ufał. Nie wierzył w jego dobre zamiary jako zmartwionego przyjaciela. – Nie pozwolę ci! Nie powstrzymasz mnie! Dokończę to, co zacząłem. Właśnie teraz – syknął zimno, miażdżąc ramię Ominisa w żelaznym uścisku, a w tle było słychać trzask łamanych kości.

I jak potwierdzenie jego słów magia wylała się z Artefaktu. Gęsta, lepka, dusząca. Ominis nie mógł oddychać, gdy wdzierała się do jego płuc jak trucizna i tam postanowiła osiąść. Zakaszlał, nie słysząc krzyków. Nie widząc, jak Solomon Sallow rzucił w szale zaklęcie. Jak nowy uczeń coś warknął w odpowiedzi i błękitny błysk zagnieździł się w jego dłoniach, lecz atak Inferiusa pozbawił go równowagi, a starożytna magia skumulowała się w promień, celując w Artefakt, zaklęcie Solomona poszybowało wprost na Sebastiana i...

Wszystko wydarzyło się w jednym momencie. Oślepiający błysk magii, ogłuszający wrzask Sebastiana i bezkresna cisza.

Ominis pogrążył się w ciemności dotkliwszej niż wieczny mrok jego niewidzących oczu.

_+_+_

Jestem szalona, mówią mi.

I tak się czuję, zaczynając nowego fanfika tuż po skończeniu jednego.

Cień jutra || SebinisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz