W centrum zamieszania

12 3 1
                                    

Wojna nie jest miejscem dla niewidomego chłopca – powiedział mu kiedyś profesor Sharp, wręczając listę eliksirów pomocnych w terenie. Samemu będąc nieuleczalnie kontuzjowanym, nie mógł dalej być Aurorem, ale nie oznaczało to, że kalectwo powstrzyma go od walki z lojalistami Ranroka, gdy zajdzie taka potrzeba. – Wojna nie jest dla słabych ciałem – drwił, zarówno z błędnego przekonania większości, jak i nie dopowiadając tego, co miał na myśli.

Wojna jest dla silnych duchem.

Ominis nie potrafił wyobrazić sobie innego miejsca, w którym mógłby teraz być. W samym epicentrum inwazji Śmierciożerców na Hogwart.

Sebastian ściskał jego dłoń, gdy przemykali korytarzem, obok którego maszerowały postacie w czarnych szatach. Ominis słyszał chrapliwy oddech przyjaciela, drżący z każdym krokiem, kiedy chłopak obracał się w jego stronę.

– Mam magię – argumentował Ominis, kiedy Sebastian próbował na siłę wcisnąć mu w dłoń fiolkę z ostatnią kroplą Felix Felicis. – Ona jest moim szczęściem.

– Które zawsze może się wyczerpać – odparł desperacko Sebastian, kiedy zrozumiał, że nie przekona Ominisa do wypicia kropli.

– Podobnie jak działanie eliksiru – uparł się chłopak, woląc pozostać świadomym sytuacji i mieć własną magię w pogotowiu, niż polegać na eliksirze, którego działanie częściowo kontrolowało wolę użytkownika. – Wypij to. Potrzebujesz szczęścia bardziej niż ja – polecił Ominis, otwierając fiolkę i przytykając ją do miękkich warg. Prześledził kciukiem drżący plusz, powstrzymując się od impulsywnego pochylenia i przytknięcia własnych ust. – Wypij to – zażądał, gdy Sebastian opierał się do samego końca, lecz ostatecznie uległ.

I od tego momentu chłopak był nadmiernie niespokojny. Ciągle obracał się ze zmartwieniem w stronę Ominisa, jakby wewnętrzny przymus kazał mu nieustannie sprawdzać, czy jest w porządku.

Wyprzedzili Śmierciożerców, niesłyszalni i niewidzialni dzięki zaklęciom. Ich kroki nie były rejestrowane, kiedy wybiegli zza zakrętu, powalając parę czarodziejów w czarnych szatach. Nie zdążyli krzyknąć, uciszeni celnym ogłuszaczem Ominisa. Sebastian nie miał tylu skrupułów, mocno odpychając magią przeciwnika. Ten uderzył z gruchotem o kamienną ścianę i osunął się nieprzytomny na posadzkę. Chłopcy pobiegli dalej.

Nie mieli wyznaczonego konkretnego celu. Harry pobiegł za zdrajcą, gdy tylko rozdzielili się po wyjściu z Pokoju Życzeń. Gryfon przekazał im resztkę eliksiru i zniknął, napędzany gniewem, jakiego Ominis nigdy wcześniej jeszcze od niego nie wyczuł.

Nagłe krzyki i panika powiedziały Ominisowi, że coś się stało. Umknął w bok, ratując się przed potrąceniem, wpadając jednak na kolejne ciało.

– Zgasili światło – szepnął mu do ucha Sebastian, gdy wmieszali się w walczący tłum.

Ominis wyczuwał ludzi jak iskierki magii, które wybuchały z nagłą intensywnością, gdy skupiali moc przed rzuceniem zaklęcia. Niektóre jednak gasły. Jedne gwałtownie, a inne powoli, wyciekając magią, jak i krwią z upadających ciał.

– Padnij! – syknął Sebastian, ciągnąc Ominisa w dół. Zaklęcie przeleciało nad jego głową, magia brzęczała, wywołując falę drgań w powietrzu. – Było blisko – westchnął z ulgą, wysyłając własną odpowiedź w stronę Śmierciożerców. Nawet jeśli działał na oślep w ciemnościach, Ominis podziwiał celność Sebastiana. Diffindo trafiło bezbłędnie.

Ruszyli dalej, a krzyki ucichły, kiedy wydostali się z centrum zamieszania. W pewnym momencie Ominisowi zdawało się, że słyszy głos Harry'ego. Nie mylił się, gdy wybiegli na korytarz, na którym jaśniały w magii sylwetki Gryfona i jego towarzyszy.

Cień jutra || SebinisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz