Jak śliwka w kompot

19 5 1
                                    

Ominis znał uczucia. Tak wiele razy jego magia pozwalała mu widzieć więcej, nawet jeśli widział mniej, dostrzegając w schowkach i wnękach całujące się pary. Rozumiał, czym jest to bolesne odczucie w żołądku, gdy się o kogoś martwił. Także zaznał szczęśliwej beztroski, gdy Sebastian rozśmieszał go niemal do łez, kiedy pewnego dnia gonili się po szkolnych błoniach. Wiedział również, jak wiele znaczy wsparcie i bezinteresowna pomoc przyjaciela za każdym razem, gdy na wakacje nocował w domu rodzeństwa Sallow, ukrywając się przed rodziną.

Jednakże teraz czuł się skonfliktowany. Pomimo że Sebastian i Anne nauczyli go uczuć, nie potrafił rozwikłać pewnych swoich przemyśleń. Nie był już tym zamkniętym w sobie, zgorzkniałym chłopcem, który nie pojmował koncepcji przyjaźni. Odciął się od rodziny, która wpajała mu, że liczy się tylko władza i moc, a sojuszników - nigdy przyjaciół - można wykorzystać i wymienić. Teraz znał sens głębszych relacji, jakie mogą nawiązać normalni, troskliwi ludzie.

A jednak męczyła go własna niewiedza i niezdecydowanie.

To wszystko zawsze była wina Sebastiana. Oczywiście, że tak.

To przez niego Ominis czuł się tak niepewnie i dostawał wypieków na twarzy, gdy chłopak kusił łobuzerskim tonem lub śmiał się zaczepnie.

To przez niego Ominisa przechodziły przyjemne dreszcze, gdy ten go dotykał i obejmował ochronnie ramionami, nawet jeśli niewidomy chłopak nie potrzebował obrońcy, samemu radząc sobie doskonale z magią.

To przez niego Ominis tracił siły na kłótnie, a zarazem zyskiwał tak wiele pozytywnej energii, gdy Sebastian robił coś miłego, czy choćby tak trywialnego jak zwrócenie się do Ominisa po radę.

To znaczyło tak wiele, że Sebastian mu ufał i był gotów wysłuchać. Nawet jeśli drugi mógł nie zdawać sobie z tego sprawy.

Pewnego dnia Harry spytał Ominisa:

– Czy jesteście parą?

– C-co...?! – zakrztusił się sokiem dyniowym, wypluwając go na czystą koszulę, ku chichotom przeklętego Gryfona. – N-nie! Skąd taki pomysł?

– Bo tak się zachowujecie. Obrzydliwie słodko – wyjaśnił Harry tonem, który sugerował wielkie rozbawienie. – Jak Ron i Hermiona... albo jak Ron i Lavender. Och, Merlinie! Ta dwójka nie potrafiła się od siebie odkleić. Jak dobrze, że już nie są razem...

Tym sposobem Ominis dowiedział się, co naprawdę czuł.

Nie tylko lubił Sebastiana jako pierwszego i najlepszego przyjaciela. On też kochał go całym swoim sercem, które popękało. Sebastian zdołał je posklejać, nawet jeśli Ominis uświadamiał sobie istnienie zasklepionych rys dopiero teraz.

Był ślepy. Dosłownie i w przenośni. Sebastian naprawdę nie był zbyt subtelny, przytulając Ominisa, niemal nieustannie dotykając i parę razy całując we włosy. Po prostu niewidomy chłopak tego nie dostrzegał, częściowo przez swoje ograniczenia, a po trochu będąc nowym na tym polu uczuć.

Sfera miłości była mu nieznana, ale gdyby Ominis miał o tym mówić, wyznałby, że przy Sebastianie czuł się jak przy nikim innym - bezpieczny w jego ramionach, a zarazem żywy, kiedy się w czymś nie zgadzali i zażarcie dyskutowali.

Dlatego nie krępował się, kiedy Sebastian pocałował go w czoło na powitanie ani gdy chwycił go za rękę w bibliotece w obecności nie tylko Harry'ego, ale też wielu innych uczniów.

A Ominis poczuł się wtedy na tyle odważny, by nachylić się i pocałować Sebastiana w policzek, ale nie trafił i zamiast tego pocałował go w kącik ust. I czuł pod własnymi wargami, jak Sebastian uśmiecha się, a potem przybliża, by oddać pocałunek właściwie.

Cień jutra || SebinisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz