Rozdział 1

24 3 0
                                    


Położyłam białe lilie na nagrobku i spojrzałam jeszcze raz na datę śmierci mojej mamy. Mijały dokładnie trzy lata od tego okropnego dnia. Wróciłam z zajęć na uczelni, a z sypialni rodziców dobiegał krzyk Samuela. Pobiegłam wtedy na górę, a brunet klęczał nad ciałem naszej matki. Pierwszy raz widziałam go tak sparaliżowanego strachem. Powtarzał, w kółko, że nie oddychała, a on nie wie, co robić. Zachowując resztki zimnej krwi, zadzwoniłam wtedy po pogotowie, a wszystko działo się tak szybko, że nie byłam w stanie tego zarejestrować. Pamiętam tylko lekarza, który powiedział, że jest mu przykro.

Jeszcze chwilę stałam nad grobem matki, a następnie wyszłam z cmentarza. Nie lubiłam tu przebywać, zresztą kto lubił. Przed cmentarzem czekał na mnie Thomas — kierowca. Był z naszą rodziną praktycznie od zawsze. Usiadłam na tylnym siedzeniu, a starszy mężczyzna z widoczną siwizną uśmiechnął się do mnie w lusterku. Odwzajemniłam ten gest bladym uśmiechem.

Myślałam, że z każdym rokiem będzie mi łatwiej. Jednak nic bardziej mylnego. Z roku na rok było mi coraz trudniej, bo uświadamiałam sobie ile czasu, mojej mamy nie było już nami. Bolało to, że odeszła tak bez pożegnania. Może byłoby mi łatwiej gdybym wiedziała, że zmagała się z chorobą, ale Elizabeth Handerson była na to zbyt dumna.

— Na uczelnię? — Thomas odwrócił się w moją stronę.

Skinęłam delikatnie głową. Odjechaliśmy spod cmentarza, a ja czułam jak coraz większa gula rosła w moim gardle. Nie chciałam się rozpłakać. Obiecałam sobie rok temu, że ostatni raz płakałam w rocznicę śmierci mojej matki. Chociaż obiecywałam sobie to każdego roku. Ten był ostatni.

Wytarłam chusteczką spływającą po moim policzku łzę. Thomas spojrzał na mnie czule. Nie pytał o nic, doskonale wiedział, że pytanie o to jak się czułam, było zupełnie niepotrzebnie, czułam się fatalnie.

Sam: Tradycyjnie dziś w Ultimate?

Odczytałam wiadomość od brata. Mieliśmy tradycję, każdego roku w rocznicę śmierci naszej matki zapijaliśmy się w jednym z klubów w mieście. Tak też miało być tym razem.

Lottie: Tak.

Odpisałam mu krótko, bo dotarliśmy pod wydział. To był mój ostatni rok studiów na Yale. Po śmierci matki zastanawiałam się nad tym czy nie zrobić sobie przerwy tak jak mój brat, ale to chyba wykończyłoby mnie jeszcze bardziej. Sam zaczął pracować w firmie ojca, a potem wrócił skończyć studia. Ja czułam się paskudnie, ale potrzebowałam kontaktu ze znajomymi, a to w miarę umożliwiały mi codzienne zajęcia.

— Bądź po mnie tak o siedemnastej — powiedziałam do Thomasa, gdy wysiadałam z samochodu. Mężczyzna skinął głową. Zamknęłam za sobą drzwi i wysiadłam pod wydziałem.

Wygładziłam szare eleganckie spodnie i poprawiłam torebkę. Wyprostowałam się i przeszłam przez niewielki dziedziniec. Przybrałam pozę, pewnej siebie, wszyscy mnie znali, a każdy wiedział, że dziś była rocznica śmierci mojej matki. Rok w rok media o tym trąbiły. To nie była żadna sensacja. A ja miałam gdzieś wewnętrznie żal do ojca, że pozwalał na tę szopkę. Chciałam chociaż raz móc przeżyć ten dzień na spokojnie.

Przeszłam przez hol w stronę sali wykładowej. Miałam teraz w planie wykład z etyki dziennikarskiej, a potem spotkanie działu promocji uczelni, później miałam kolejne zajęcia. Próbowałam maksymalnie zapełniać ten dzień każdego roku, żeby nie musieć myśleć.

Pod salą siedziała już Ashley. Znałyśmy się od drugiego roku studiów. Blondynka od razu stała się bliską mi osobą i złapałyśmy dobry kontakt. Usiadłam obok niej. Ona uśmiechnęła się do mnie blado. Wyczuła, że nie miałam ochoty na rozmowy. Po prostu w ciszy czekałyśmy na profesora. Pod salą zbierało się coraz więcej studentów, którzy nie kryli się z tym, że szeptali o mnie i wymieniali się wiadomościami. Media co roku wymyślały coraz to nowsze przypuszczenia co do śmierci mojej matki. Westchnęłam ciężko. Normalnie wstałabym z miejsca i opierdoliła ich wszystkich za sianie herezji, ale nie dziś. Wiedzieli, że dwudziesty dziewiąty października był moim czułym punktem i wtedy pozwalali sobie wykorzystywać moją słabość.

Risking  everythingWhere stories live. Discover now