Rozdział 3

11 0 0
                                    


 Stałyśmy z Ashley w długiej kolejce przed domem bractwa, żeby wejść na imprezę. Miałam już moment zawachania kiedy uznałam, że gra nie była warta świeczki. Natomiast moja przyjaciółka, stwierdziła, że skoro już się odstawiła, to wejdzie tam, chociażby na piętnaście minut. I akurat miała rację z naszej dwójki, to ona była odstawiona. Niebieska krótka sukienka idealnie opinała ją we właściwych miejscach, a dekolt idealnie uwidoczniał biust. Ja natomiast stałam obok niej w klasycznych skinny jeans i świecącej srebrnej bluzce. Miałam z tyłu głowy to, że muszę tam wejść i coś załatwić. Nie miałam w planach pić tego wieczoru, wolałam zachować trzeźwy umysł, żeby w razie czego móc zareagować. Ashley natomiast wypiła już kilka drinków w samej kolejce, a teraz narzekała, że było jej zimno. Wieczór był chłodny, a drinki były z lodem.

W końcu udało nam się przekroczyć próg domu bractwa Skull & Bones. W powietrzu unosiła się woń dymu papierosowego, alkoholu i trawki. Przewróciłam oczami, bo wiedziałam dokładnie, jak kończyły się te imprezy. Miałam plan wyjść krótko, po północy załatwiając wcześniej sprawę z Adamem. Przyjaciółka wskazała mi, że idzie w stronę kuchni, a ja rzuciłam tylko okiem czy był tam ktoś, kogo mogła znać. Nie chciałam jej zostawiać samej. Jednak przy blacie widziałam dwie znajome dziewczyny, które chodziły z nami na zajęcia z własności intelektualnej. Ashley ruszyła radośnie w ich kierunku, a ja zaczęłam rozglądać się za Adamem. W głowie dudniła mi jedna z piosenek Jenifer Lopez, którą tańczący w salonie wyśpiewywali radośnie. Przeciskałam się przez tłum, pytając co jakiś czas czy nikt nie widział Adama, jednak nie byłam w stanie przekrzyczeć muzyki.

W końcu brunet sam się znalazł. Siedział na schodach, prowadzących na piętro wyglądał, jakby na mnie czekał. Na mój widok wstał i schował dłonie w kieszeniach spodni.

— To, co cię do mnie sprowadza — próbował przekrzyczeć muzykę, jednak słyszałam tylko pojedyncze wyrazy. Wskazałam dłonią na drzwi wyjściowe na ogród, a Adam dokładnie zrozumiał aluzje.

Przepuścił mnie przodem. W ogrodzie i tak bawiło się dużo ludzi, udało nam się znaleźć miejsce do siedzenia gdzieś na uboczu. Adam z zaciekawieniem wpatrywał się we mnie. Nie wyglądał na pijanego i chyba faktycznie wziął sobie do serca moją prośbę o rozmowę.

— Muszę dokopać Margot — powiedziałam krótko.

Adam wyprostował się na krześle ogrodowym i zaskoczony wpatrywał się we mnie. Zastanawiał się nad czymś intensywnie.

— Czym ci zawiniła? — dopytał.

— To nieistotne. Masz coś na nią? Chodziliście ze sobą bardzo długo, więc na pewno wiesz coś więcej. Masz może, nie wiem jakieś zdjęcia...

— Lottie, nie zapędzaj się — przerwał mi. Adam odetchnął ciężko.

Zaskoczyło mnie jego podejście. Liczyłam na łatwiejszą współpracę z Hillsem.

— Dobra, a masz na nią cokolwiek? — ciągnęłam dalej swoje. Nie mogłam pozwolić, na to, żeby wyjść stąd bez niczego. Skoro już przyszłam do bractwa musiałam dostać to czego chciałam.

— A mogę, chociaż wiedzieć co ci zrobiła? — dociekał.

Przewróciłam oczami. Serio przeliczyłam się co do Hillsa. Myślałam, że skoro na mnie leciał, to załatwię, to raz-dwa i wrócę do domu.

— To nie jest dla ciebie istotne, ale mało brakowało, żeby pół uniwerku widziała moją dupę — odpowiedziałam szybko.

Hills zaśmiał się cicho, na co spotkał się z moim gniewnym spojrzeniem. Nie rozumiał powagi sytuacji.

Risking  everythingWhere stories live. Discover now