Rozdział 4

10 0 0
                                    

Poprawiłam kokardę wpiętą we włosy i uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. W tym samym czasie usłyszałam, jak drzwi do apartamentu się otworzyły. Samuel wrócił pewnie od Denise. Zgasiłam światło w łazience i wyszłam na przywitanie bratu, który odwieszał niedbale marynarkę na wieszaku. Przewróciłam oczami, bo nie zliczę, ile razy mówiłam mu, żeby tak nie robił, bo potem cała się odkształca i nie wygląda ładnie, ale mój brat nic sobie z tego oczywiście nie robił. Samuel spojrzał na mnie zdziwiony chyba tym, że byłam w pełni wyszykowana i ogarnięta w niedzielę przed dziesiątą rano. Ja też byłam w szoku, że dałam namówić się na tę kawę, a jeszcze bardziej w szoku była wczoraj Ashley. Oczywiście nie szczędziła mi wyrzutów, że za szybko oceniłam Christophera, a teraz się z nim umawiam na kawę.

— Dobrze się czujesz? — Sam zaśmiał się drwiąco.

— Tak — spojrzałam na niego jak na wariata. — Idę na kawę.

— Z Ashley? — dopytał.

— Nie, kocham ją, ale nie szykowałabym się tak dla niej — odpowiedziałam, narzucając na siebie biały sweterek. — Idę z tym policjantem, który chciał nas podwieźć z imprezy.

Samuel przyglądał mi się intensywnie. Wiem, że zatrzymał się na wersji wydarzeń Ashley, która narzekała, że go spławiłam.

— Skąd ta zmiana?

— Okazało się, że mieszka w kamienicy obok i w sumie jest całkiem...

— Słodki? — mój brat postanowił mi się wtrącić udając głos Ashley. Przewróciłam ostentacyjnie oczami, bo kompletnie nie to miałam na myśli.

— Chodziło mi o to, że jest sympatyczny.

— A takim razie powodzenia — zaśmiał się cicho. — Jakby jednak okazał się creepem to dzwoń.

— Dzięki — uśmiechnęłam się do brata. — A ty odbieraj.

Samuel pokęcił rozbawiony głową i udał się do siebie na górę. Przewiesiłam przez ramię niewielką białą torebkę i wyszłam z kamienicy. Ósma pięćdziesiąt pięć, delikatne pięć minut spóźnienia, ale nadal w granicach grzeczności. Wyszłam z budynku i faktycznie Christopher stał przed kamienicą. Trzymał dłonie w kieszeniach czarnych spodni, a błękitny sweter idealnie układał się na jego klatce piersiowej.

— Przepraszam, że musiałeś czekać. Mój brat wrócił od dziewczyny i trochę się zagadaliśmy — powiedziałam grzecznie, podchodząc do Christophera.

Szatyn uśmiechnął się nieznacznie do mnie, i wyciągnął dłoń w moją stronę na przywitanie. Nie miałam doświadczenia w takich sytuacjach, nawet na randki z Tindera nie chodziłam, chociaż Ashley namawiała mnie już wiele razy. Miałam wewnętrzny opór przed tą aplikacją. I chyba przed facetami ogólnie. Musieliśmy wyglądać strasznie głupio, stojąc tak na środku chodnika, on z wyciągniętą dłonią i ja patrząca się na niego zakłopotana. W końcu zdobyłam się na drobny gest podania mu swojej dłoni, którą on delikatnie uścisnął na przywitanie.

— Cześć. I nic się nie stało — odpowiedział spokojnie.

Prowadziłam Chrisa w stronę bistro Samanthy. Lubiłam to miejsce i często albo zamawiałam od nich śniadania, albo po prostu tam chodziłam. Nie było tam nigdy tłumów i panował ogólny spokój. Poza tym bardzo lubiłam przemiłą obsługę. Nawet jeżeli nie była to pięciogwiazdkowa restauracja, to było to jedno z moich ulubionych miejsc w okolicy. A dodatkowo sprowadzali kawę z Włoch, więc była przepyszna.

Szatyn grzecznie przepuścił mnie w drzwiach lokalu. W środku jak zawsze panował spokój, a mój ulubiony stolik przy oknie był wolny.

— Spodziewałem się... — zaczął kiedy siadaliśmy.

Risking  everythingWhere stories live. Discover now