Rozdział 7

14 0 0
                                    


 Wiadomość o dwóch zabójstwach na YALE rozeszła się bardzo szybko. Nawet jeżeli policja próbowała utrzymać śledztwo w tajemnicy to informacja o dwóch trupach była w każdej gazecie, we wszystkich portalach społecznościowych, programach informacyjnych i w radiu. W przeciągu ostatnich dwóch dni starałam zajmować się bieżącymi sprawami i nauką. Nie myślałam o Margot i Adamie, a przynajmniej starałam się jak najmniej to analizować. Napisałm oczywiście do Iana o tym co zaszło. Chyba sam w to nie wierzył, nie wiedziałam, co zrobić z tą wiadomością. Margot już nie żyła, a mnie dręczyły małe wyrzuty sumienia, że chciałam zemścić się na dziewczynie, której już z nami nie było. Ashley odradzała mi rozdmuchiwanie tej sprawy, Sam tak samo i powtarzał mi, że lepiej wiedzieć mniej, albo chociaż udawać. I miał trochę racji. Natomiast dręczyło mnie to, że może powinnam powiedzieć o tym Christopherowi.

Opadłam ciężko na oparcie kanapy. Od razu po zajęciach zajęłam się gazetą i artykułami. Chciałam, żeby w nowym numerze poszedł artykuł Ash o sztuce w Paryżu, bo był po pierwsze fenomenalny, po drugie widziałam, ile pracy w niego włożyła. Sama, póki co miałam jedynie zaczęty krótki artykuł o francuskich projektantach. Nie miałam pomysłu, żeby go dokończyć. Zresztą miałam wrażenie, że był to jeden z wielu takich i nie był oryginalny. Może Chris miał rację z tym, że będę pisać o paznokciach i gwiazdach. Ściskałam w dłoni Applepena i kątem oka zerkałam na ekran telewizora. Nie miałam nigdy parcia na to, żeby robić w życiu wielkie rzeczy. Nie musiałam. Ostatnie wydarzenia jednak dostarczyły mi adrenaliny i bałam się powrotu do monotonii. Ian pisał do mnie, jak czułam się w związku z tym wszystkim, miałam wrażenie, że chyba każdy przeżywał śmierć Margot oprócz mnie.

Patrzyłam w migający na ekranie kursor i próbowałam coś dopisać. W tym samym czasie na pasku powiadomień wyskoczyła mi informacja o przychodzącym mailu. Nie znałam tego adresu i byłam zdziwiona, że wiadomość nie wpadła do spamu, zwłaszcza, że zawierała załącznik. Otworzyłam skrzynkę i kliknęłam wiadomość.

whokill@gmail.com

Ależ fakty to jeszcze nie wszystko; przynajmniej połowa zależy od tego czy się umie faktami operować.

[OTWÓRZ ZAŁĄCZNIK]

Nic nie rozumiałam. Patrzyłam w wiadomość, nie rozumiałam z niej nic. Miałam przeczucie, że były to słowa kierowane do mnie. Ktoś wiedział. Przełknęłam ślinę z trudem, bo mięśnie mojego gardła napięły się do tego stopnia, że trudno było mi nawet oddychać. Patrzyłam w załącznik i zastanawiałam się, co mogłoby tam być. Ciekawość zwyciężyła. Po chwili na moim ekranie otworzył się filmik. Siedziałam sparaliżowana, bo nie docierało do mnie to, co właściwie teraz oglądałam. Ostatni kadr, zakrwawiona koszulka i koniec. Patrzyłam się w jeden punkt w pomieszczeniu. Nie powiedziałam Chrisowi całej prawdy, ale obiecałam, że jeżeli dowiem się czegokolwiek, to go poinformuję, a to było to cokolwiek.

Wyłączyłam telewizor. Chyba skończę z tymi kryminałami. Wzięłam iPada do ręki i prawie wybiegłam z mieszkania. Znowu nie upewniłam się, czy szatyn był w mieszkaniu, ale sprawa była pilna. Prawie przebiegłam trzysta metrów dzielące nasze kamienice i byłam w szoku, że moja kondycja jeszcze istniała, bo z aktywnością fizyczną nie było mi nigdy po drodze. Nie przejmowałam się, że miałam na sobie różowe dresowe spodnie i bluzę w kotki, którą dostałam zresztą od Samuela. Dotarłam w końcu pod mieszkanie Christophera i zapukałam. Słyszałam kroki po drugiej stronie, więc ktoś musiał być w mieszkaniu. Po kilku sekundach zamek w drzwiach drgnął, a drzwi uchyliły się. Tym razem nie wparowałam gwałtownie do środka, tylko poczekałam, aż dotrze do mnie, kto otworzył drzwi. Odetchnęłam z ulgą, widząc Christophera.

— Charlotte? — spojrzał na mnie zaskoczony.

— To ważne — wyminęłam go i weszłam do środka, nie czekając na zaproszenie.

Risking  everythingWhere stories live. Discover now