Rozdział 2

7 1 0
                                    

cześć!

oddaję drugi rozdział w wasze ręce 

kolejny 08.03

ściskam mocno 

#riskingeverythingwattpad na twitterze

*

Muzyka dudniła mi w uszach, a w żyłach razem z krwią płynął alkohol. Nie liczyłam już piosenek, które przetańczyłam, ale wiem, że moje nogi nie będą mi jutro za to wdzięczne. Mogłam założyć wygodniejsze buty. Kiedy poczułam silną potrzebę, żeby usiąść, przedarłam się przez tłum w stronę mojego brata, który siedział wygodnie przy barze i pił kolejnego drinka, przy okazji rozmawiając miło z barmanem.

Samuel nie miał problemów, żeby łapać kontakty z obcymi ludźmi, od razu wszystkich zagadywał i widział w nich bratnie dusze. Ja byłam mniej ufna w stosunku do ludzi i bardzo często trzymałam ich na dystans. Przez co bardzo często w oczach nowo poznanych osób uchodziłam za niesympatyczną. Usiadłam obok brata i poprosiłam barmana o mojito, ten uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i zaczął przygotowywać mojego drinka.

— Tak sobie myślałem — Sam próbował zagłuszyć muzykę. — To chyba trochę niezbyt w porządku, że w rocznicę śmierci naszej matki my co roku upijamy się do nieprzytomności...

— A ja myślę, że nasza matka by tego chciała — zaśmiałam się podpita. Wzięłam od barmana mojego drinka i uniosłam szklankę do góry. — Niech żyje Elizabeth Handerson! — wykrzyczałam. Mój brat spojrzał na mnie z litością, ale po chwili sam napił się swojego drinka i uśmiechnął się do mnie.

Wyciągnęłam rękę w jego stronę gdy z głośników usłyszałam Castle on the hill to była nasza piosenka. Sam szedł posłusznie za mną w stronę parkietu. Kochałam to, że miałam swoją bratnią duszę we własnym bracie, że to Samuel był tym, który znaczył dla mnie najwięcej i nawet jeżeli kiedykolwiek znalazłabym miłość, to nie byłabym w stanie pokochać nikogo bardziej niż mojego brata. I wiedziałam, że on miał tak samo.

Kochaliśmy się i wiedziałam, że to dzięki naszej matce. Ona od dziecka powtarzała nam, że mieliśmy siebie, nieważne co by się działo. To on krył mnie przed ojcem kiedy pierwszy raz wróciłam z imprezy. To on wziął na siebie kiedy w liceum robiłam test ciążowy i mama myślała, że to mój. Tak samo kiedy Sam był wzywany do dyrektora za bójki, ja brałam to na siebie, że to było przeze mnie, bo go podpuściłam. Zawsze mogliśmy na sobie polegać, Sam i ja byliśmy nierozłączni. Bałam się dnia kiedy każde z nas miałoby iść w swoją stronę. Byłam zbyt przywiązana do Sama. Wiedziałam, że na wszyscy na świecie mogli mnie zostawić, ale Samuel był na zawsze.

Brunet obrócił mnie na parkiecie tak, że prawie się wywaliłam, a on tylko wzruszył ramionami. Uszczypnęłam go w odwecie w bok, a ten zgiął się w pół, udając, jak bardzo go to nie zabolało. Wiedziałam, że go nie bolało. Miałam siły w rękach tyle, co pierwszy lepszy kurczak, a to on biegał codziennie rano i latał co drugi dzień na siłownię. Przez przypadek uderzył jakiegoś faceta, który spojrzał na nas jak na dwójkę wariatów. Samuel nic sobie z tego nie zrobił gdy piosenka się skończyła, ściągnął mnie z parkietu.

— Pójdę do łazienki, poczekaj przy barze — polecił. Skinęłam głową.

Usiadłam na krześle barowym. Zamówiłam dla siebie jeszcze jedno mojito, a dla Sama burbona. Nie rozumiałam, jak mógł to pić. Sam zapach mnie odrzucał. Po drugiej stronie baru od dłuższego czasu siedział mężczyzna, jego ciemne włosy były elegancko zaczesane. Czułam, jak zerkał na mnie ukradkiem, ale kiedy parzyłam w jego stronę, on odwracał wzrok. Przewróciłam ostentacyjnie oczami i wzięłam od barmana drinki, które zamówiłam. Spojrzałam jeszcze raz w stronę mężczyzny, ale już go tam nie było.

Risking  everythingWhere stories live. Discover now