Muzyczna opowieść

26 3 0
                                    

To dziś. 6 czerwca, 1972 rok.
Obudziłem się zgodnie z budzikiem. Leżała na mnie moja dość ciężka kołdra. Niezbyt mi się podobała. Powinna być czerwona, ale wyblakła i wygląda na różową. Podniosłem się powoli, czułem jak każdy kręg w kręgosłupie się porusza. Ubrałem koszulkę, spodnie a potem zarzuciłem na siebie koszulkę flanelową. Dzisiejsza pogoda była dość ciepła. Podeszłem do okna, po drugiej stronie mojego zabałaganionego pokoju i je szeroko otworzyłem.
Nagle usłyszałem wołanie mojej mamy. Podobno zadzwonił do mnie telefon. Podbiegłem do salonu gdzie wisiał na ścianie butelkowo zielony telefon
-„halo?"-wybrzmiał głos-„jesteś tam?"
-„tak, kto mówi?"-spytałem
-„to ja Agatha. Wiesz co dziś się dzieje?"- Agatha to moja przyjaciółka. Szczerze mówiąc to mam sporo przyjacioł. Jesteśmy tak naprawdę na siebie nawzajem skazani. Nie ma żadnej młodzieży w zasięgu czterech przecznic. Mimo tak długoletniej znajomości nadal każdy z nas świetnie się ze sobą dogaduje.
-„co się dzieje..?"-spytałem niepewnie, bo chyba powinienem pamiętać. Zastanowiłem się chwilę i z impetem i ekscytacją krzyknąłem do słuchawki: „Nowa płyta Davida Bowiego!"

***

Po szkole, w weekendy, zawsze spotkamy się w naszym ulubionym barze, jedynym barze dla osób w naszym wieku w okolicy. Więc jak to dzieci z przedmieścia, nie mieliśmy nic do gadania w tej kwestii.
Pierwsi byliśmy ja i Agatha, zaraz po nas wsiadła Maya, usiadła przy „naszym" stoliku i rzuciła swoją torbę, którą zawsze nosiła na ramieniu, obok siebie.
„Co się dzieje? Czemu spotykamy się tutaj teraz, a nie w weekend. Jest dopiero wtorek"
Maya patrzyła na nas ze zmieszaniem. Ja i Agatha pełni entuzjazmu spojrzeliśmy się na siebie, a Agatha kiwnęła do mnie głową. Po czym powoli wyciągnąłem tajemniczy przedmiot z mojego nowego granatowego plecaka, którego dostałem na święta od rodziny z innego stanu.
Maya zamarła, szczęka jej opadła i wpatrywała się na nowiuśkiego winyla. Po kilku sekundach spojrzała się na mnie, potem na Agathę. W jej jasnych oczach widać jedynie było „skąd wy to wytrzasnęliście?!"
Dziewczyna po chwili wstała i zaczęła nas po kolei przytulać. Kiedy nieco jej entuzjazm ostygł, zaprosiłem obie dziewczyny aby odsłuchać po raz pierwszy winyla.
The Rise and fall of Ziggy stardust and the spiders from mars.
Gdy tylko skończyła się ostatnia piosenka, cofaliśmy igłę gramofonu na początek. I tak w kółko.
Bardzo polubiliśmy twórczość Bowiego, ale to... to było cudowne. To było coś magicznego. Ja, Agatha i Maya byliśmy wprost zaczarowani.
Podczas przesłuchiwania płyty po raz czwarty weszła do pokoju moja mama „macie gości" powiedziała po czym do pokoju weszli: Juliett, Nathalie oraz Emily. Nasze życie odbywało się głównie w barze „koktail", razem w szkole, albo razem w naszych domach. Dziewczyny usiadły na moim łóżku. Juliett była najmniej podekscytowana naszym zdobyciem. Jej strata. Juliett to drobna dziewczyna o lokowanych ciemnych włosach, nosi okulary z ciebkimi oprawkami. Nosi zwykle swetry albo czasem sukienki. W naszej grupie jej cechą charakterystyczną jest fakt, że bardzo lubi czytać. Większość jej oszczędności idzie właśnie na książki, ale też na zajęcia taneczne. Słuchaliśmy winyla chyba sto razy, ale każdemu spodobało się na tyle, że gdy tylko się kończyła, wyciągaliśmy ręce do gramofonu.
Nagle Emily spytała nas „ale tak na serio, skąd macie to cudo?"
Wiec ja i Agatha postanowiliśmy wyjaśnić całą sytuację. „Kevin dostał na święta pieniądze, plecak i czekoladę. Pamiętacie? (Każdy pokiwał głową na znak, że potwierdza, ale przez niecierpliwość nikt nie powiedział tego na głos) więc za te pieniądze kupił sobie skórzaną kurtkę, ale była na niego za mała" Agatha spojrzała się na mnie abym to ja kontynuował „sprzedałem tę kurtkę za troszkę więcej niż kupiłem i zostawiłem sobie te pieniądze. Agatha gdy tylko usłyszała o premierze płyty napisała do rodziny z nowego yorku, którzy mają znajomego ze szkoły czy kogoś tam, który pracuje w wytwórni. Rodzina Agathy..." tu się zawahałem i chciałem aby to Agatha powiedziała im co było dalej, abym nie skłamał.
Westchnęła jedynie ale kontynuowała: „moja rodzina zaoferowała mu wakacje nad morzem, bo wynajmują domki, w zamian  za przedpremierowego winyla. Wysłali go nam, a ja i Kevin zapłaciliśmy."
Każdy popadł w „pół-zdziwienie" każdy był zaskoczony, że otrzymaliśmy winyl tak szybko, ale także każdy wiedział o rodzinie Agathy z Nowego Yorku, którzy mają wtyczki dosłownie wszędzie, czasem wszyscy myślimy, że to wszystko to tylko bujdy, ale tym razem i ja w tym uczestniczyłem.
Gdy tylko skończyliśmy opowieść zabrzmiała gitara z utworu Starman

Moja mama krzyknęła z drugiego pokoju, że wychodzi a dziewczyny mają wrócić do swoich domów przed 21

                                             ***

           Ostatnia z mojego domu wyszła Maya. Jako, że dostaliśmy choć chwilę sam na sam spędziliśmy je... bardzo przyjemnie. Jak tylko wyszła pobiegłem do pokoju i wysprzątałem go. Ułożyłem nowy winyl na półce. Gramofon podniosłem z powrotem z podłogi na biurko. Złożyłem ubrania i włożyłem do szafy. Podczas sprzątania zauważyłem, że Maya zostawiła u mnie bransoletkę. „Dobra, oddam jutro" pomyślałem. Po czym wrzuciłem ją do mojego granatowego plecaka.
Przypomniało mi się jednak, że wcale nie mam spakowanych książek do szkoły. Więc położę się spać trochę później niż miałem zamiar.

Wszedłem pod kołdrę, tą brzydką. Otuliłem się i leżałem tak chwilę. Ale po chwili pomyślałem, że to bezsensowne, bo i tak nie zasnę z emocji. Więc włączyłem gramofon.

Pushing throught the market square
So many mothers sighing

Pomyślałem, że też mógłbym zostać gwiazdą rocka. Ale na mnie jest już za późno. Mam już prawie szesnaście lat. Nie opłaca się. Poza tym nie potrafię śpiewać. Nie za bardzo mi to przeszkadza, szczerze mówiąc. Owinięty kocem wsłuchiwałem się w dźwięki z gramofonu. Leniwie ziewnąłem. Po czym zasnąłem na podłodze pod biurkiem, a nad moją głową Ziggy przeżywał po raz kolejny swoją niesamowitą przygodę z marsami, pająkami i tamtą Lady stardust.

Lemoniada w barze „Koktail" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz