Wiosna

6 1 0
                                    

Przyjechała do naszego domu na kilka dni moja babcia. Miała nocować jedna noc ale poprosiłem żeby została, bo nie czuje się dobrze. Zgodziła się, po czym nastała niezręczna cisza, więc aby ją przerwać spytała czy pójdziemy na spacer. Mimo, że nie była w naszej okolicy często, to ona przejęła prowadzenie. Po schodach czy górkach jej pomagałem, ponieważ doskwierał jej ból w kolanie. Ale ogółem trzymała się mimo wszytko wyśmienicie, często ludzie, którzy nigdy nie widzieli mojej mamy, sądzili, że to ona nią jest, ponieważ wygląda na przynajmniej dwadzieścia lat młodszą. Zaprowadziła mnie do alejki, na której nie witałem za często. Spytała mnie czy to właśnie tu chodziłem na spacery z psem, ale przecież nie znałem tego miejsca, więc zaprzeczyłem. I poczułem się winny, bo nigdy nie zabrałem tu Morusa, a leśna droga wyglądała bajecznie. Zza drzew widać było przebłyski już ledwo świecącego słońca. A śnieg stopniał już kilka tygodni temu. Wszystkie kolory wyglądały na ponownie żywe. Pomyślałem, że niesamowicie kocham wiosnę i to jak nadaje mi nadzieji w każdym złym, zimowym momencie.

Wróciliśmy ze spaceru i oglądaliśmy zdjęcia, zawsze jak babcia do nas przyjeżdża, zabiera ze sobą rodzinny album i od początku muszę zgadywać , gdzie są mój tata albo ciocia na zdjęciu gdy byli dziećmi na tle innych dzieci ze szkoły. Było to dla mnie nie lada wyzwanie, ponieważ nie mam za dobrej pamięci do twarzy ani nie dobrze idzie mi ich rozpoznawanie.
Podczas oglądania wszystkich nieznajomych mi twarzy usłyszałem, że do drzwi ktoś włożył klucz, gdy drzwi się otworzyły krzyknąłem „cześć mamo!" Ale tym razem mama nie była sama, cała w skowronkach przyprowadziła do domu Mayę.
Babcia lubiła Mayę, uważała, że od małego była już nie tylko piękna i błyskotliwa ale i mądra czy kulturalna. Rozmawialiśmy o tym co się działo przez cały dzień w czwórkę.
Spędziliśmy wspólnie cale popołudnie i wieczór. Jutro już wybierałem się do szkoły po przerwie związanej z niezręcznością ale i moim stanem zdrowotnym. Więc spakowałem wieczorem wszystkie książki i zeszyty do plecaka myśląc „teraz napewno będę się więcej uczył" co zwykle finalnie nie wychodziło. Miałem w zwyczaju (niestety) odkładać rzeczy na później a potem o nich zapominać albo ignorować.
Do snu włączyłem płytę fleetwood mac, jedna piosenka, a dokładniej sands of time,  naprawdę mi się spodobała. Mówi o refleksjach dotyczących przeszłości, a ja bardzo lubię myślec nad tym co kiedyś się działo.
Leżałem w łóżku i myślałem o sobie, o mojej przeszłości. Nie wydawała się w końcu taka zła jak sobie ją wyobrażałem wcześniej.
Słuchając tej melodii powoli zamykałem każdą myśl, ale nie odkładałem ich na później. Tym razem faktycznie postawiłem kropkę. Już koniec.

And the falling sands of time
Blown by wind and drifted by
To and fro, the trees still band

Obudziłem się z obolałą głową i plecami, spałem całą noc w bardzo niewygodnej pozycji, oczy wydawały się suche jakbym nie zamykał ich przez noc, do pokoju weszła moja babcia z pobudką. Zastała mnie siedzącego na nogach wykrzywiającego się z bólu albo bardziej zdezorientowania. Mimo mojej miny babcia jedynie mnie poganiała do łazienki.
Aby nie sprawić zawodu mojej babci, założyłem rzucone w kąt jeansy-dzwony i t-shirta z rysunkiem sterowca. Udałem się natychmiast do łazienki nucąc The velvet underground, rock&roll.
Szybko ułożyłem włosy przeczesując je kilkakrotnie palcami, umyłem zęby niebieską szczoteczką i przemyłem twarz letnią wodą.
Wychodząc mama zatrzymała mnie z kanapkami w ręku, mówiąc, że to dla mnie. Podziękowałem, podbiegłem do pokoju po granatowy plecak i ruszyłem podskokami na przystanek. Po drodze przywitałem się z mamą i bratem Juliett. Bardzo lubiłem jej brata, mimo, że jest ode mnie starszy, niedawno zrobił prawko i dużo bardziej „fajny" przez co się do mnie odzywa. Ale czasem odwozi nas swoim autem ze szkoły, wtedy śpiewamy na cały głos the doors, których juli ma już zdecydowanie dość.
Brandon oczywiście udaje , że mnie nie słyszy, a mama Juli z uśmiechem odwzajemnia „dzień dobry".
Juliett w domu nie było, co oznacza, że wyszła do przystanku wcześniej. Nie myliłem się, stała tam i patrzyła się na Lucasa z dezaprobatą. Wyglądała na zniesmaczoną, więc krzyknąłem „hej!", gdy mnie usłyszała odrazu się odwróciła i na jej twarzy zawitał uśmiech. Chwilę gawędziliśmy, po czym powiedziała „fajne te spodnie, ale widać, że zrobiłeś je sam." Obróciłem tę sytuację w żart i odpowiedziałem „haha dzięki za komplement". Dziś do szkoły nie wybierał się nikt oprócz nas. Emily była zapisana na badania popołudniu a Maya wyjechała z rodzicami na kilka dni.
Jechaliśmy autobusem, a na miejscu Juli powiedziała mi, że dziś nie mamy lekcji. Ponieważ chciała mi zrobić niespodziankę (dlatego nic nie wspominała) i dzisiaj rozpoczynają się zajęcia praktyczne. Były co roku w innych porach, a do tego były brane pod uwagę jak lekcje, ale spędzaliśmy je praktycznie na uczeniu się na dworzu a tak naprawdę każdy robił co chciał w okolicach szkoły.
Szkoła brała to za długie lekcje wychowania fizycznego i chwilę odsapnięcia dla nauczycieli, a my jako samowolkę i najlepszą zabawę na świecie. Takie zajęcia organizowała jedynie moja szkoła.
Przed bramą stało całe stado nastolatków czekających na otwarcie, każdy był nabuzowany hormonami i niecierpliwością.
Za braną stał dyrektor gotów liczyć sekundy do otwarcia bramy.

[1/2]

Lemoniada w barze „Koktail" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz