Przez kilka poprzednich miesięcy miałem dużo na głowie. Mój brat, Dominic faktycznie znalazł sobie mieszkanie niedaleko i dość często nas odwiedzał. Potem okazało się jeszcze, że Morus zachorował na raka i nadal z nim walczy, choć mało lekarzy chce nam pomóc. Jedyne co, to wpychamy mu jakieś tabletki, ale nie wiem czy coś się zmieniło.
Robiło się coraz zimniej, w listopadzie zaczął padać śnieg. Ja nauczyłem się grać na gitarze dziesięć nowych utworów. Mój zeszyt do zapisywania uczuć właśnie skończył mieć wolne kartki. Zwykle tak właśnie się dzieje gdy nadchodzi grudzień i nowy rok. Już niedługo będę musiał kupić nowy. W grudniu mama zawsze miała więcej pracy, więc coraz częściej zostawałem sam w domu, gdzie siedziałem głównie w pokoju z Morusem albo przychodziła do mnie Maya. W szkole nic się nie zmieniło oprócz tego że poznałem Anthony, rudowłosą dziewczynę. Zawsze rzucała się w oczy, ale była bardzo cicha. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać po tym jak zobaczyłem, że w torbie trzyma szkicownik, a w nim rysunek mojego ulubionego bohatera książki „lęk i odraza w las vegas" poznałem go, ponieważ tak właśnie go sobie wyobrażałem. Rysunek był staranny ale za razem miał coś w sobie ostrego. Pochwaliłem dziewczynę a tydzień później rozmawialiśmy jeszcze więcej, o naszej codzienności, zainteresowaniach. Opowiadała mi także, o tym, że była na wycieczce we Francji i zobaczyła wieżę eiffla.
W grudniu, jak co roku obchodziliśmy urodziny Juliett, na które zaprosiliśmy wszystkie klasy drugie i trzecie. Impreza odbywała się w domu Jacoba, znajomego Juliett, który mieszkał w pobliżu szkoły. Jak to na imprezach ostatnio bywa, było zioło, lekki, tani alkohol i muzyka.
Potem za to były urodziny Agathy, które zorganizowaliśmy wcześniej niż faktycznie ma, ponieważ jej urodziny wypadają akurat w wigilię, przez co nie mogliśmy się spotkać. Jej impreza nie była, aż tak huczna, ale to mi odpowiadało.
Potem była wigilia, wyjechałem do rodziny mamy, dostałem kartkę od cioci, Stanleya, taty i brata.
Pod choinką w tym roku zastał mnie stos super ubrań, jeansy, dużo koszulek zespołów i winyl led zeppelin i beatlesów. Do tego ciocia przysłała mi okulary przeciwsłoneczne i skórzaną kurtkę.
Od ojca dostałem stówkę.
Jak mogłem zapomnieć! Ja, Maya i Jadwiga, która pochodzi z Polski, jej rodzina uciekła przed wojną, rozpoczęliśmy co tygodniowe pogawędki o życiu codziennym, ale w trochę bardziej filozoficzny sposób. Jadwiga godziła do naszej klasy, od zawsze dobrze mi się z nią rozmawiało, ponieważ była naprawdę mądra.Teraz przyszedł czas na kolejne grudniowe wydarzenie. Mianowicie ostatnie w grudniu. Ostatnie w tym roku. Czyli powitanie tego nowego. Spytałem w tym celu mojej mamy czy może nas odwiedzić kilka osób, tego, że będzie moja szóstka, się spodziewała, ale gdy powiedziałem jej o Jadwidze, Anthony, Felicji, Margo, Jacobie (któremu chciałem się odwdzięczyć za imprezę urodzinową Juliett), trochę się zdziwiła. Ponieważ nigdy nie otaczałem się dużą ilością osób, a przynajmniej nie były to nowe osoby w moim życiu, tylko takie które znam już kilka lat. Oczywiście mama już wcześniej przynajmniej usłyszała o każdym z wymienionych, jedynie zdziwiła się, że przyjadą wszyscy na raz. Mimo zaskoczenia mama się zgodziła. Przeczesała mi długie blond włosy i uśmiechnęła się z czułością. Wiedziałem, co chce mi przekazać. „Dorastasz synku, wreszcie masz znajomych. Czas najwyższy, już po północy będziesz miał rocznikowo 17 lat, to bardzo odpowiedzialny wiek. Bo dostanę swoją pierwszą furę" dobra, o tym aucie to raczej by nie wspomniała. trochę mnie poniosło szczerze mówiąc.
Już wszystko było gotowe. Pierwszy raz w tym domu miało być tak wiele gości. Nie ukrywam że lekko się teraz zestresowałem. Przyszli jednak wszyscy i bawiliśmy się spokojnie, kulturalnie. Każdy mimo to miał niezły ubaw z żartów i wspomnień, które sobie nawzajem opowiadaliśmy. Gdy rozpoczęło się odliczanie wszyscy złapaliśmy się za ręce i wstaliśmy z kanapy, ustawiliśmy się w ten sposób, żeby móc zobaczyć fajerwerki. Czułem, że dla kogoś jestem ważny. Wiedziałem, że mogę na nich liczyć, oni mnie nie zapomną i będą tu ze mną. Nic a nic nie będzie się zmieniało. Wszystko nadal będzie się toczyło tu, w naszym miasteczku. W naszej małej szkole, w koktailu i na naszej dzikiej plaży. Nie miałem w końcu czym się martwić i czego obawiać.
Chwilę o tym myślałem ale przypomniało mi się o Morusie. Mimo, że nie słyszał, wiedziałem, że się bał. Więc opuściłem znajomych, którzy obserwowali fajerwerki. I poszedłem do mojego pokoju, gdzie pies leżał na podłodze. Usiadłem koło niego i głaskałem, wydaje mi się, że był smutny, albo coś go boli. Po chwili zauważyłem, że w drzwiach stoi moja mama, podeszła do mnie
„Kewin, wiesz, że go bardzo boli. Jeśli nic mu nie pomoże będziemy musili go uśpić"
„Tak mamo, wiem"Morus nagle wstał i leniwie zaczął machać ogonem. Wolnym krokiem przemieścił się do salonu, gdzie rzuciły się na niego dziewczyny, każda chciała go pogłaskać. Ja i mama weszliśmy do salonu i śmialiśmy się z niego. Nasz psi casanowa.
Rano poszedłem do sklepu, kupiłem jakieś bułki, warzywa i ser. W sklepie spotkałem Lucasa, który nie wyglądał dobrze. Zakładam, że w nocy miał niezłą imprezę a teraz ma kaca.
Wracając zobaczyłem list od mojej cioci, natychmiast go otworzyłem„Hej Kewinie
Jak tam nastawienie na nowy rok? Mam nadzieje, że list przyjdzie do ciebie jeszcze przed sylwestrem. Chciałam Ci podziękować za kartkę i kubek, który mi przysłałeś w ramach prezentu świątecznego . Już niedługo będę mogła do ciebie przyjechać, mam nadzieję, że tak samo jak ja nie możesz się doczekać.
Słyszałam od twojej mamy, że masz trochę więcej znajomych, bardzo się cieszę z tego powodu Kewinie, już czas najwyższy!
Życzę ci spokoju, szczęścia w życiu codziennym i miłości do świata i samego siebie. Kocham Cię, ciocia Monica."List przeczytałem w drodze do pokoju, gdy już skończyłem czytać znalazłem się w moim pokoju i usiadłem na łóżku, wyciągnąłem spod łóżka karton po butach i tam schowałem list. Zawsze gdy dostawałem od kogoś list albo kartkę, chowałem go tam. Wydaje mi się, że kiedyś mogą mi się jeszcze przydać.
Po chwili zamyślenia wstałem i podszedłem do gramofonu gdzie odpaliłem nowy album, który dostałem na święta. Beatlesi byli zbyt weseli, żeby nie zacząć podrygiwać i skończyć na niezdarnym tańcu po całym pokoju.
CZYTASZ
Lemoniada w barze „Koktail"
Teen Fiction(...)„jesteśmy tak naprawdę na siebie nawzajem skazani. Nie ma żadnej młodzieży w zasięgu czterech przecznic. Mimo tak długoletniej znajomości nadal każdy z nas świetnie się ze sobą dogaduje"(...) Ale czy napewno? Klimatyczna opowieść o codziennym ż...