Radiowęzeł i spotkanie w koktailu

13 1 0
                                    

Radiowęzeł i spotkanie w koktailu

sprawy szkolne przebiegały jak najbardziej pomyślnie. Rozpocząłem naukę,tym razem na poważnie. Nie mogę stracić pozycji w samorządzie bo wykopaliby mnie z radiowęzła. Ostatnio dostałem kilka dobrych ocen, z historii, filologii angielskiej, matmy i oczywiście geografii. Od tamtej akcji z moją nauczycielką sprawy szkolne faktycznie się rozwiązały. Co było przynajmniej dla mnie bardzo dziwne, według mojej nauczycielki sprawę rozwiązał jakiś list który do tego wcale nie miał na celu nic dla niej dobrego. Sam nie rozumiem całej sytuacji ale trzeba było zaakceptować stan rzeczy.
Oprócz sytuacji powyżej jeszcze chciałbym zainformować ze byliśmy z Morusem u weterynarza, ponieważ coś nieprzyjemnego stało się z jego uchem, okazało się, że w niedalekiej przyszłości mój pies może nie słyszeć. Narazie oczywiście słyszy, ale napewno nie bardzo dobrze. Co się dziwić jeśli znalazłem Morusa na ulicy a uciekł właścicielom którzy mieli w zwyczaju znęcać się nad wszystkim co się rusza i ma do nich "przynależność".
Całe szczęście teraz należy do nas i mam szczerą nadzieję, że tym razem czuje się dobrze zaopiekowany.

Spojrzałem w kalendarz, na kartce widniała data: Wrzesień, 27. Dziś są urodziny mojej dziewczyny, Mai. Oczywiście w prezent zaopatrzyłem się kilka dni wcześniej.
Po przygotowaniu się do szkoły, ubraniu białej koszulki, na której widniała okładka płyty Led Zeppelin i założeniu długich, poszerzanych w nogawkach spodni, wyszedłem na spacer z psem. Morus był, jak zawsze, szczęśliwy. W trakcie spaceru spotkaliśmy solenizantkę. Jak się tylko zobaczyliśmy, przybiegliśmy do siebie i przytuliliśmy na powitanie.
Maya zawsze wygląda olśniewająco ale dziś chyba przekroczyła swoje wszystkie możliwości. A nawet w tej chwili, gdy się spotkaliśmy na spacerze z naszymi psami, nie miała na sobie makijażu.
Pięknie ułożyły jej się brązowe włosy sięgające do łopatek, z emocji jej twarz promieniała i na policzkach pojawił się rumieniec, który dotychczas widywałem tylko ja i jej rodzice. Nie wiem dlaczego ale pozwalała sobie na takie okazywanie szczęścia tylko w domu. Założyła na sobie przewiewną czerwoną koszulkę z dekoltem i długimi, szerokimi rękawami, w różne wzorki. Spodnie, które dziś postanowiła wyjąć z szafy to jeansowe dzwony, które kiedyś kupiła jej mama. Założyła też piękne brązowe buty, dające jej charakteru i srebrne kolczyki przedstawiające kwiaty. Bez przechwałek, ale to właśnie ja kupiłem jej te kolczyki i pasują jej idealnie.
Spacerowaliśmy przez dłuższą chwilę, jej piesek, Ayla biegała wokół spokojnego Morusa. Maya zauważyła, że nasze psy są bardzo podobne do nas. Według niej, ja jestem spokojnym i opanowanym Morusem a ona, to szalona i niezrównoważona Ayla. Rozbawiło mnie to, ponieważ poniekąd miała ona rację. Maya złapała mnie za ramię i spytała co ode mnie dostanie na urodziny. Jednak nie dałem się zwieść i wytrzymałem presję, nie powiedziałem. To ma być niespodzianka.
Po spacerze udaliśmy się do niej, poszła do pokoju aby się umalować do szkoły. Ale moja spostrzegawczość pozwoliła mi zauważyć, że w domu Mai nie ma nikogo, oprócz nas. Pytacie co mogłem zrobić w takiej sytuacji? Odpowiedź chyba jest oczywista.
Po godzinie siedzenia u Mai pobiegłem tylko na chwilę do swojego domu aby zabrać swoje rzeczy do szkoły i razem z dziewczyną ruszyliśmy do przystanku autobusowego. Spotkaliśmy tam Juliett, dziewczyny się przytuliły i Maya otrzymała od przyjaciółki prezent w postaci własnoręcznie robionej bransoletki. Maya uwielbia biżuterię więc bardzo się ucieszyła z prezentu.
W szkole jednak odłączyłem się od grupy i poszedłem do łazienki, gdzie byłem umówiony z gościem, który był o dwie klasy wyżej. Sprzedałem mu paczkę papierosów, którą sam dostałem na urodziny. Jednak paczka nie była pełna, co mu jasno zaznaczyłem, ponieważ cztery wyjąłem i schowałem we własnej szufladzie w pokoju.
Potem ruszyłem do pokoju radiowego.

„Witamy w liceum ogólnokształcącym. Chciałem was poinformować o tym, że dziś obchodzimy szesnaste urodziny Mai z klasy 2a. A to piosenka specjalnie dla niej."

Standin' on a corner
Suitcase in my hand
Jack's in his car, says to Jane, who's in her vest
Me, I'm in a rock n' roll band
Ridin' in a Stutz Bearcat, Jim
Those were different times
The poets studied rules of verse
And all the ladies rolled their eyes
Sweet Jane
Sweet Jane
Sweet Jane
Now, Jack, he is a banker
And Jane, she is a clerk
And the both of them are saving up all their money
When they come home from work
Sittin' by the fire
Radio just playin'
A little classical music for you kids
"The March of the Wooden Soldiers"
And you can hear Jack say
Sweet Jane
Sweet Jane
Sweet Jane

Piosenka pochodziła z albumu „all the young dudes" od mott the hoople.
Zaraz po sweet jane na głośnikach zagrało

Cant take my eyes of you

You're just too good to be true
Can't take my eyes off of you
You'd be like Heaven to touch
I wanna hold you so much
At long last, love has arrived
And I thank God I'm alive
You're just too good to be true
Can't take my eyes off of you
Pardon the way that I stare
There's nothin' else to compare
The sight of you leaves me weak
There are no words left to speak
But if you feel like I feel
Please let me know that it's real
You're just too good to be true
Can't take my eyes off of you
I love you, baby
And if it's quite alright
I need you, baby

Nie mam pojęcia co się działo poza pokojem radiowym, ale chyba szczęście Mai samo do mnie przyszło. Maya wbiegła do pokoju i wręcz rzuciła się na mnie. Usiadła mi na kolanach i puszczała jakie piosenki jej się podoba.

***

Wychodząc ze szkoły Maya zaprosiła wszystkich z paczki na imprezę, sam wszytko zorganizowałem. Maya tylko wiedziała o tym, że taka sytuacja zaistnieje. Nie wiedziała co dla niej zaplanowałem. Nikt nie wiedział co dla niej przygotowałem.

Po godzinie siedemnastej kazałem dziewczynom zebrać się pod domem Mai. Tam dziewczyny wręczyły jej jakieś upominki. Sam dałem jej naszyjnik, który kiedyś moja mama dostała od taty na swoje szesnaste urodziny. Dziś to Maya dostaje ode mnie ten sam na swoje szesnaste urodziny.
Po odłożeniu prezentów do domu, wszyscy razem ruszyliśmy w stronę koktailu.
W barze zebrało się sporo ludzi, niecodzienne było to, że w barze było teraz bardzo ciemno. Dziewczyny wpadły w zakłopotanie. Sam nic nie wyjaśniałem

Nagle na podeście zapaliło się światło, gdzie kiedyś były stoliki, stała wystrojona pani za mikrofonem i tamburynem w ręce, długowłosy basista, wysoki mężczyzna z gitarą elektryczną i pan około czterdziestki za perkusją.
Była to mała kapela wykonująca covery znanych artystów, sam ich tutaj sprowadziłem przez znajomości w mieście. Stanley wyczaił tą grupę i napisał mi w liście o ich spektaklu.

Moja przyjaciółki były zachwycone, nie było piosenki, której nie śpiewały. Krzyczały i wiwatowały. Z urodzin tym razem skorzystali wszyscy. Nie powiem, mi koncert także niesamowicie się spodobał. Raz w życiu słyszałem muzykę na żywo, i było to piękne wspomnienie.
Ale najważniejsze dla mnie było to, że przyjaciółki się świetnie bawiły.

Lemoniada w barze „Koktail" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz