Nadchodzi wielkimi krokami dzień wyjazdu mojego brata. Przez ten tydzień wcale ze sobą nie rozmawialiśmy, gdy tylko złapaliśmy kontakt wzrokowy odrazu uciekaliśmy od siebie. Najbezpieczniejsze było go totalnie ignorować, ale nie w sposób tak oczywisty, żeby mama się nie zdenerwowała, że w ten sposób traktuję gości. Nie powiem, było to dla mnie pewne wyzwanie. Unikanie kogoś tak, żeby otoczenie myślało, że świetnie się dogadujemy. Ale jakoś z tego wybrnąłem. Po pierwsze byłem w szkole w tym czasie, a po szkole mówiłem, że wychodzę z Morusem (którego przywiózł mój ojciec kilka dni temu. Tata nic do mnie nie mówił. Nawet go nie widziałem, zostawił psa na smyczy przywiązanego do bramy.) albo mówiłem, że muszę robić jakiś projekt u Agathy albo Mai, co nie było prawdą. Nienawidzę kłamać, ale nie widziałem w tym wypadku żadnych innych rozwiązań. Więc mijałem w ten sposób się z moim bratem. Dominic był już dorosły i zapewne pod nosem podśmiechuje się z mojego nastoletniego, gówniarskiego życia. Co byłem w stanie zaakceptować, bo rozumiałem zapewne więcej ważnych rzeczy dotyczących życia takich jak wartości, empatia albo moralność, jednocześnie będąc od niego młodszym. Więc sam się z niego podśmiechuję.
Lecz dziś napotkała mnie pewna przeszkoda- rodzice Mai nie zgodzili się abym dziś przyszedł ponieważ mama Mai jest chora i nie chce mnie zarazić. Agatha ma szlaban, Morus był na spacerze z mamą a ja musiałem zostać w domu sam na sam z moim bratem, bo mama miała nockę a ja miałem zrobić piątkowe pranie i umyć łazienkę. Świetnie. Pokarzę się bratu jako domowa gosposia. Zwykle domowe obowiązki mi nie przeszkadzały, ale tym razem wiedziałem że będę oceniany przez postronnych.
Mój brat nigdy nie hamował się w odzywkach które miały mi uprzykrzać. Także teraz miał na to świetną okazję.
Zatrzymał mnie w drzwiach łazienki, gdzie właśnie miałem zamiar się zamknąć, aby wykonać obowiązki.
Był ode mnie dużo wyższy i starszy, myślał, że da mu to nade mną przewagę. Nie dałem się jednak mu podpuścić, stałem i czekałem aż albo coś powie, albo (moja ulubiona opcja) sobie odejdzie i zostawi mnie w spokoju aby oglądać mecz i pić lemoniadę, którą mama zrobiła dla wszystkich. Ale Dominic nie był chyba na tyle spostrzegawczy ani miły aby usunąć się z mojej drogi. Otworzył usta i czekałem już tylko na cios. „Jak w szkole, baranie?" To nie było złe pytanie, gorzej jeśli odpowiem coś nieprzemyślanego. Więc odparłem tylko krótkie „dobrze" było bezpiecznie.
„Nie wierzę Ci, nie ma opcji żeby taki ktoś jak ty sobie radził w szkole"
„Jak wiesz, szkoła w tym mieście nie ma zbyt wysokiego poziomu"
„Widzę właśnie"
„Możesz się, przesunąć? Miałem zamiar pomóc mamie. Poprosiła mnie o to"
Po tych słowach mnie przepuścił, kucnąłem aby zebrać brudne ubrania ale Dominic nadal mnie obserwował.
„Czyli teraz ty jesteś panią domu, jak nie ma mojego ojca?"- po raz pierwszy potwierdził, że mąż mamy jest jego ojcem.
„Zdarza się"
„Masz dziewczynę?"
„Tak"
„Jaka jest"
„Ładna, miła i mieszka niedaleko. Powinieneś ją kojarzyć z naszego dzieciństwa"
„Żadna wtedy nie była ładna"
„byliśmy dziećmi, nie dziwię się, że nie zwróciłeś uwagi"
„Nadal grasz?"
„Na gitarze"
„A mi na nerwach przez twoje krótkie odpowiedzi, nie rozmawiamy przez kilka lat a teraz nie chcesz nic naprawić?"
„I tak wyjedziesz i się już pewnie w życiu nie zobaczymy, po co?"
„tym razem nie wyjdziemy, chcę kupić dom w mieście wraz z moją dziewczyną, po to tu przyjechałem, żeby zobaczyć stan mieszkania. Cholera, Kewin, jaki ty masz do mnie problem"
Wstałem i po raz pierwszy spojrzałem mu w oczy
Chyba zrozumiał.Następnego dnia rano wyjechał, opisałem nasz spór w pamiętniku. Wciąż zastanawiam się czy faktycznie zrozumiał co mu chciałem przekazać. Nie wiem. Tak bardzo chciałbym mu zaufać, co dzieje się za tą wrogością, którą się broni? Nie rozumiem go, może dlatego właśnie nie potrafię się z nim porozumieć.
Wieczorem odwiedziłem Juliett, pomogła mi z pracą domową a ja jej wytłumaczyłem historię.
Potem wyszedłem na spacer z Morusem. Zabrałem ze sobą jednego papierosa, teraz w szafce zostały mi tylko dwaMorus już naprawdę był głuchy, chyba jeszcze tego nie pojął. Głaskałem go i przytulałem, nie wiem czy rozumiał.
Następnego już dnia pojechałem w odwiedziny do mojej babci i cioci od strony mojej mamy, było bardzo miło. Babcia zrobiła dla mnie zupę a ciocia po chwili powiedziała że ma do załatwienia kilka spraw
Następnego dnia spałem, miałem chyba gorączkę. Dziewczyny mnie odwiedzały i pomagały mi w lekcjach. Teraz, pod moją nieobecność, radiem opiekowała się ta dziewczyna, którą wcześniej wygryzłem z konkurencji. Bardzo nudziłem się gdy nie chodziłem do szkoły. Nic się nie działo gdy byłem sam w domu, nawet Morus nie był skory do zabaw.
CZYTASZ
Lemoniada w barze „Koktail"
Teen Fiction(...)„jesteśmy tak naprawdę na siebie nawzajem skazani. Nie ma żadnej młodzieży w zasięgu czterech przecznic. Mimo tak długoletniej znajomości nadal każdy z nas świetnie się ze sobą dogaduje"(...) Ale czy napewno? Klimatyczna opowieść o codziennym ż...