Lemoniada w koktailu

5 1 0
                                    

Stanley obudził mnie wskakując na mój materac i krzyczał „Wszystkiego najlepszego!!!"
Wreszcie wyczekiwane urodziny znów cieszyły. Stan wręczył mi prezent, była to moja ulubiona czekolada dostępna tylko w mieście, paczka papierosów (Stan powiedział, że jeśli ich nie chce, to mogę je sprzedać, z czego chętnie skorzystam) i przepiękne buty, martensy.
Nie ukrywam, popłakałem się.
Następnie do pokoju wkroczyła moja mama z tortem. A na torcie zapalone szesnaście świeczek, chciałem już zdmuchnąć, ale mama powiedziała, abym poczekał sekundę, ponieważ do pokoju weszły wszystkie moje przyjaciółki i dziewczyna, no i oczywiście Morus, który gdy zobaczył tort, uznał, że to dla niego i ugryzł naprawdę spory kawałek. Tort był bardzo ładny, z wierzchu cały biały, lecz w środku miał śmietankowo- czekoladowe nadzienie. Każdy się świetnie bawił, oprócz mamy, która była załamana zachowaniem psa.
Miałem zdmuchiwać
Najpierw życzenie...
Życzenie, życzenie

Hmm

„Błagam, aby takich chwil było tylko jak najwięcej" pomyślałem i zdmuchnąłem świeczki.

***

Wszyscy po zjedzeniu śniadania- naleśników na słodko- pośpieszył nad jezioro. Każdy doskonale się bawił.
Po godzinie wróciliśmy cali mokrzy wodą.
Powietrze było gorące, więc dość szybko wyschły nam ubrania.
Na naszej ulicy było bardzo dużo słupków telefonicznych. Ale ten wydał nam się specjalny. Każdy zdjął swoje trampki. Związaliśmy ze sobą dwa buty sznurówkami i zarzuciliśmy je na kablu. Byliśmy z siebie bardzo dumni. A nasze mamy będą zawiedzione.
Resztę drogi przebywaliśmy boso 
Kierowaliśmy się do Koktailu.

Zafundowałem każdemu po lemoniadzie, która jest moim ulubionym napojem. W koktailu spotkaliśmy dwie dziewczyny z naszej szkoły- Margo i Felicię. Są bardzo zróżnicowanymi osobami. Margo świetnie się uczy a jej wygląd jest raczej przeciętny, a Felicja to rzucająca się w oczy dziewczyna ubrana najczęściej na czarno. Ale mimo różnic świetnie się ze sobą dogadują. W dodatku są też prze-miłe i chwilę z nami porozmawiały.  

Mama zadekowała, że dziś dom jest cały mój, aż do jutrzejszego popołudnia. Otworzyłem drzwi mieszkania i wpuściłem po kolei moich przyjaciół.
Ostatnia weszła Maya, gdy już miała zniknąć z pola widzenia zatrzymałem ją łapiąc za talię i kiwnąłem głową oznajmująco.  Pocałowaliśmy się, spojrzeliśmy na siebie nawzajem. Maya miała w końcu takie radosne, pełne nadzieji oczy, co mnie strasznie ucieszyło. Złapała mnie za rękę i poprowadziła do salonu gdzie siedzieli nasi kumple.
Agatha, Juli i Emily siedziały na podłodze, Nathalie na fotelu a Stanley, ja i Maya na kanapie.
„Zagrajmy w prawda czy wyzwanie, ale bez wyzwań bo i tak nikomu nie chce się ich robić"- wszyscy się roześmialiśmy na słowa Emily, ale po chwili każdy po kolei przytakną na zgodę rozpoczęcia rozgrywki.
Pierwsze pytanie otrzymała Agatha: „Czego nie lubisz w swoim bracie" odpowiedziała „tego, że jest moim bratem" po chwili jednak się zreflektowała: „myślę, że po porostu gdy jest z nami w domu bardzo dużo rozrabia, mimo, że jest starszy. I to mi najbardziej przeszkadza"
Następne pytanie było skierowane do Nathalie: „co z tym chłopakiem z galerii?" Nat odpowiedziała tylko, że dzwonili do siebie kilka razy ale potem obojgu się znudziło.
Rozgrywka rozwijała się w ten sposób aż doszliśmy do mnie. Agatha się spytała mnie o moje marzenie poza gitarą elektryczną, własnym domem i autem. Powiedziałem bez zastanowienia: kolczyk w uchu.
To zdanie spowodowało, że już kilka minut po wypowiedzeniu leżałem na kanapie, na mnie siedziała Maya, co wcale mi nie przeszkadzało, i wymierzała igłą do szycia w płatek mojego ucha. W drugiej, lewej, ręce trzymała ziemniaka.
„Gotowy? 1... 2... 3!"
„NIE, JESCZE NIE-„  krzyknąłem ale już było po fakcie

Ucho pulsowało i bolało dość krótko. Kolczyk bardzo mi się podobał. Teraz to już jestem prawdziwą gwiazdą.

                                            ***

Byliśmy już bardzo zmęczeni taką ilością radości więc w moim domu po 22 nie było już połowy gości. Została Agatha, Stan i Maya. Rozmawialiśmy o ważnych dla nas rzeczach. O takich których się boimy. O takich, dzięki którym jesteśmy tu i teraz. Każdy z nas płakał. Wiedzieliśmy, że to i tak zostanie tylko między nami. Więc pozwalaliśmy sobie na to. Obok mnie siedział Morus. Całą rozmowę dotykałem jego głowy. Miziałem po czubku jednym, potem drugim palcem. A pies wydawał się być bardzo zadowolony.

Teraz już nic nie chcę zmieniać. Niech tak zostanie.
Chce mieć przy sobie przyjaciół i Morusa. Chcę się cieszyć i płakać. Czy tym właśnie jest bycie człowiekiem?

Lemoniada w barze „Koktail" Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz