Gdy obudziłem się rano mamy już nie było. Napisała mi że musiała bardzo wcześnie wyjść załatwić jakieś sprawy. Dla innych taki tryb życia mógł byc denerwujący. A mi on pasował. Dopóki nie zapomniałem o lekcjach gry na fortepianie miałem chill. Mogłem wracać poznio i wychodzić mega wcześnie. Lub siedzieć cały dzień w domu.
Gdy się ubrałem w mundurek raimona szedłem na dół. Pożegnałem się z służba w domu i wyszedłem kierując się do szkoły. Droga była dość długa patrząc na to że Raimon znajdował się w centrum a ja mieszkałem na zboczach miasta.
Gdy doszedłem do szkoły odrazu usłyszałem czyść krzyk. Był to AITOR. Walony Cazador. Odrociłem się do chłopaka.
- RICCARDOOOOOOOO... kapitanie mam pytanie.- powiedział ledwo łapiąc powietrze.
Spojrzałem na niego nie zrozumiałe.
- a więc słucham? Jakie pytanie.- założyłem ręce na siebie czekając na odpowiedź
- opowiesz mi gdzie na lekcjie Lucjan?- wypowiedział na jednym dechu odrazu się przy tym rumieniąc.
- a po co ci ta wiedza..? - dalej nie rozumiałem co chłopak ma na myśli.
- chciałem go zaprosić po szkole na wspólny trening. Tylko w dwójkę. - stanął już prosto.
Po szkole? Sami? Więc mogę liczyć że jednak on nie odzajemnia uczuć. W sumie można było widać że coś łączy ta dwójkę... Ale ja nic nie mówię.
- powinien mieć aktualnie japoński. W sali 208. - powiedziałem patrząc na chłopaka który już uciekł. Znałem plan lekcji prawie każdego z raimona. Ja za tem ruszyłem w swoją stronę. Czyli stronę swojej klasy. Wszedłem gdy akurat zadzwonił dzwonek na lekcjie. Rozejrzałem się po klasie i nie zauważyłem nigdzie Gabiego.
Usiadłem na swoim miejscu mając nadzieję że za chwilę chłopak przyjdzie. Jednak mijała tak lekcjia.. za lekcja. A Gabiego dalej nie było. Po lekcjach poszedlem na trening z nadzieją ze Gabi przyjdzie chociaż na niego. Jednak chłopaka dalej tam nie było. Przeprowadziłem trening i tak szybko jak wszedłem do szatni klubowej tak szybko z niej wyszedłem.
Ruszyłem prawie że biegiem do domu Gabiego. Ani nie odbierał ani odpisywał.. miałem prawo się martwić?. Prawda. Byłem jego przyjacielem. Gdy stanelem przed domem Gabiego zobaczyłem ze światło w jego pokoju się świeci. To mnie jakoś uspokoiło. Zapukałem do drzwi.
Otworzyła mi mama Gabiego.. Gabi odziedziczył po niej wszytko. Oczy. Włosy. Rysy twarzy. Kobieta jednak wyglądała na zmarnowana. To mnie zaniepokoiło.
- dzień dobry jest Gabi? - zlapałem ramiączka plecaka zestresowany.
- tak Gabi jest u siebie.. możesz do niego iść Rick. Tylko.. ma dzisiaj ciężki dzień.- wiedziałem po kobiecie że ona również ma ciężki dzień. Zdjełem buty i ruszyłem do pokoju Gabiego. Stanęłam przed jego drzwiami i do nich zapukałem. Jak miał ciężki dzień to nie chciałem naruszać jego prywatnosci.
Gdy chłopak mi otworzył aż się przerazilem. Miał przecięta brew rozwiązane włosy. Był blady jak ściana a na szyji miał odcistniate ślady rak.
- o Rick.. proszę wejdz. - odsunął się od drzwi. Wszedłem do pokoju lekko wystraszony jego stanem.
- Gabi..? Co ci się stało..?- odłożyłem plecak i podszedłem do chłopaka aby spojrzeć na jego brew.
- pokłóciłem się rano z ojcem jak znów wrócił pijany i no..- różowo włosy odrazu się do mnie przytulił. Lekko szokowany też go przytuliłem. To wszytko tłumaczyło.
Ojciec Gabiego od zawsze miał problemy z alkocholem. I byłem tego świadomy. Ale Gabi nigdy mi nie mówił o aktach przemocy z jego strony. Niby zawsze jak wracał to były kłótnie. Wtedy zazwyczaj Gabi wychodził po cichu i pisał do mamy że idzie do mnie. A u mnie dom był wiecznie pusty.
Pokierowałeem chłopaka tak abyśmy usiedli aby dwoje na łóżku. Złapałem jego dłoń a drugą złapałem jego twarz by ją dokładniej obejrzeć. Zobaczyłem kontem oka że na jego buzie wkradł sie minimalny uśmiech..
- mogłeś zadzwonić. Zerwał bym się z szkoły i bym z tobą tutaj posiedział. Były by ci napewno lepiej...- martwił mnie jedno stan. Ale przynajmiej wiedziałem że żyje.. może nie zdrów ale żyje.. spojrzałem mu w oczy zmartwiony. Jednak na jego buzie wkardl się większy uśmiech już że chłopak się totalnie uśmiecha. To uspokoiło moje przekonania.
- nie chciałem ci zawracać głowy.. wiem że szkołą jest u ciebie na wysokim miejscu.- przechylił głowę w bok tak aby moja ręka była bardziej na jego policzku.
- ale ty jesteś Gabi wyżej.. znacznie wyżej. - powiedziałem patrząc w ziemię czując się jak się rumienie.
- no już...- chłopak się zaśmiał i rzucił na mnie by się na mnie położyć i mnie przytulić.
My jesteśmy przyjaciółmi.
Położyłem ręce na tali chłopaka delikatnie i spojrzałem na jego szyję gdzie miał odbita rękę.. ten gnój go poduszał. Nie wierzyłem w to.
- jeśli moge spytać.. gdzie twój ojciec?- spojrzałem mu w oczy. Gdy zobaczyłem że Gabi nie wie co odpowiedzieć wzięłem wdech.
- możesz z twoja mama przyjść do mnie na kilka dni. Porozmawiam z rodzicami i napewno się zgodzą. A dla was będzie to bezpieczniejsze.. - włożyłem chłopakowi włosy za ucho.. widziałem zachloptowanie w wzorku chłopaka. Chciałem jak najlepiej dla tej słodkiej landryneczki..- myślę że to dobry pomysł. Ale nie wiem co na to moja mama.- westchnął ciężko.
- porozmawiamy o tym z nią później dobrze..? Gdy trochę ochlonie. Idź z nią pogadać.. martwi się. - mama Gabiego była wspaniała kobieta. I liczyłem na jej dobro tak jak na dobro Gabiego.
CZYTASZ
♪♪≈≈Taniec w Deszczu≈≈♪♪
FanfictionA co jeśli to nie normalny ff z Riccardo x Gabi? Co jeśli Gabi by pochodził z Family issues a Riccardo nie był by zwykłym chłopakiem? Jeśli zaciekawił cię opis książki zachęcam do przeczytania. Nawet jeśli nie zachęcił jakoś bardzo to polecam