4

26 2 3
                                    

- Masz naprawdę śliczne oczy. Zupełnie zielone. Prawdopodobnie wyrosłabyś na całkiem ładniutką dziewczynę. Ale tego już się nie dowiemy, niestety. - Zachichotała, zakleszczając palce wokół jej nadgarstka. - Chodź.

Pociągnęła ją w stronę schodów. Skrzypiały pod ich stopami i Szebora pomyślała, że robią o wiele więcej hałasu niż słowa, które mogłaby wypowiedzieć szeptem. Jednak nie chciała prowokować Złej Pani pytaniami, bo sprawiała wrażenie osoby, która spełnia najgorsze obietnice.

Weszli na piętro.

- Jesteśmy na miejscu. Jak dotąd byłaś bardzo dzielna. Ale to jeszcze nie koniec.

Otworzyła drzwi do jednego z pomieszczeń i wepchnęła Szeborę do środka. Dziewczynka wylądowała na czworakach, tuż przy połamanym stołku. Przerażona wsparła się na nim i wlepiła wzrok w zapaloną latarnię, bardzo podobną do tej, którą zdobył kiedyś tatko. Rzucała przyjemne przytłumione światło i Szebora przypomniała sobie jak pewnego grudniowego wieczoru siedziała z rodziną przy palenisku. Było jej tak dobrze, gdy matula otulała ją szorstkim kocem i łaskotała w nos jego końcem. Tymczasem tatko starał się podpalić drwa, a Jeromił próbował pomóc, choć wtedy bardziej przeszkadzał. Zimy bywały srogie, lecz nigdy w ich chałupie. Żałowała, że nie może się tam teraz przenieść.

- Na co patrzysz? Śnisz na jawie? Odwróć się do mnie.

Szebora dźwignęła się ciężko na nogi.

- Jak myślisz, czy twojemu bratu nie byłoby przykro, gdyby wiedział, że chciałaś odejść bez pożegnania? Co to w ogóle za pomysł, niemądra dziewczynko? Na pewno byś tego żałowała całe życie. - Ruchem ręki wskazała na łóżko. - Smutny obrazek, nie sądzisz? Nawet mnie to porusza w pewien sposób. Pewnie myślisz, że nienawidzę dzieci. Ach, kochana! Nie zawsze tak było. Chcesz poznać moją historię?

Szebora zacisnęła zęby, żeby nimi nie dzwonić. Powoli skierowała wzrok na Jeromiła. Od początku wiedziała, że tu jest, choć nie miała odwagi na niego spojrzeć. Brat nie okazywał żadnych emocji, wyglądał jakby spał. Ale coś było nie tak - zazwyczaj kładł się na lewym boku, nigdy na wznak. Poza tym oczy wpatrywały się w sufit, a usta były rozchylone, jakby zamierzał coś powiedzieć, ale przez długi czas nie wydobywał z siebie żadnego dźwięku, nawet oddechu.

- Widzę, że nie jesteś zainteresowana tym, co mówię.

- Jeromił... - Szebora zbliżyła się dwa kroki, niepewna czy to, na co patrzy jest prawdziwe. Wtem zauważyła coś, co sprawiło, że jej serce zamarło. Bratu brakowało fragmentu policzka, jakby go dopadł dziki pies. Na ten straszliwy widok zesztywniała z rękoma przyciśniętymi do boków.

- Ach t o... Przepraszam. Zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać. Były takie mięciutkie i pyszne!

Szebora potrząsnęła głową, pragnąc zaprzeczyć temu, co się przed nią rysowało. Ale obraz nie znikał. Wdzierał się do oczu i głowy. Głęboko i boleśnie. Zakołysała się bliska utracenia kontaktu z rzeczywistością. Jednak wtedy przestrzeń wypełnił piskliwy dźwięk, który natychmiast przywrócił ją światu. Był to śmiech Złej Pani - przenikliwy i upiorny, zupełnie nieludzki. Bo Ita nie była człowiekiem, tylko potworem. Najprawdziwszym potworem z najgłębszego piekła.

Szebora przypadła do brata i szarpnęła go za ramiona. Musieli uciekać, natychmiast. Byle najdalej od tego śmiechu!

- On jest martwy, głuptasko - Ita pociągnęła Szeborę za włosy, odchylając jej głowę. - Zupełnie martwy. Wiesz, co to znaczy?

Dziewczynka próbowała się wyszarpnąć, ale wtedy chwyt palców Złej Pani sprawiał jej ból. W końcu zamachnęła się desperacko ręką, celując w twarz pani. To było bardziej impulsywne niż świadome działanie, lecz skutek okazał się natychmiastowy. Zaskoczona diablica odskoczyła i przycisnęła do policzka palce, chociaż dziewczynka ledwie ją drasnęła. Niemniej to wystarczyło, by w oczach kobiety zamigotał gniew.

AbaddonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz