10

11 2 1
                                    


Goście rozsiedli się wygodnie. Odrażający osiłek od razu sięgnął z całą swą niezgrabnością po ser i grzane wino, które rozchlapał na obrus. Jadł łapczywie, jak bestia, a apetyt wzmagał się z kolejnym kęsem. Naraz potoczył spojrzeniem po jadalni i zauważył dziewczęta. W jego oczach zamigotał zwierzęcy błysk. Do kącików ust napłynęła ślina, wytarł ją rękawem i uśmiechnął się.

Czedrog przycisnął chustkę do krwawiącego nosa, zduszając jęk. Obecność tego człowieka przy stole, burzyła mu krew w żyłach. Nie dla niego przygotował kolację. Szkoda, że anakimy nie poświęciły dziewczętom należytej uwagi. Uznał, że to wysoce nieuprzejme, może nawet usiłowali go obrazić. Odchrząknął wymownie, zaznaczając swoją obecność, ale Rosier błądził spojrzeniem po ścianach, jakby przyglądał się własnym myślom. Również jego ponury towarzysz nie był zainteresowany gospodarzem. Siedział sztywno, prawie w ogóle nie mrugając oczami, jakby dopadł go marazm.

Zapowiada się katastrofalny wieczór - pomyślał, a wtedy na dobitkę, przeszył go ostry ból w skroniach. Skrzywił się i wytarł z czoła pot. - To z nerwów. Trzeba wziąć się w garść. Przejąć kontrolę nad sytuacją!

Wreszcie ból ustał równie szybko, jak się pojawił. Pozostało jedynie mrowienie pod czaszką. Odetchnął.

- Wszystko w porządku, gospodarzu? Nie wyglądasz za dobrze. - Rosier bawił się płatkiem ucha umazanymi czymś palcami. Przypominało krew.

- To nic. Czasami się zdarza... - Schował dłonie za plecami, zadowolony, że anakim wreszcie się nim zainteresował.

- Ból głowy? - drążył.

- Nie ma o czym mówić. Podać inne przekąski?

- Może ból spowodowały trunki? Tak mi się zdaje. - Powąchał zawartość butelki. - Zauważyłem, że ludzie piją na umór, jakby pragnęli oderwać się od myślenia. Bycie tak złożoną istotą bywa przytłaczające, czyż nie?

- Ja... nigdy się nad tym nie zastanawiałem.

- Wino rozgrzewa zimą wnętrzności - postanowił podzielić się myślą ludzki towarzysz anakimów. Opróżnił kufel i beknął.

Rosier podparł policzek na dłoni i spojrzał na niego z rozbawieniem.

- Ależ ten mój towarzysz Biezdar jest nieokrzesany. Przyszedł na świat w domu, w którym niczego nie brakowało. Nauczono go czytać, liczyć i pisać. Niestety, źle pokierował swoim życiem. Teraz ma trudności z ułożeniem najprostszych słów. Zaczęło się od zamiłowań do alkoholu, potem pojawiły się bóle głowy, aż wreszcie ... No cóż, spotkał mnie.

Czedrog zaśmiał się sztucznie i odchrząknął.

- Bardzo ciekawe. - Nie rozumiał celu tej rozmowy. Ale dźwięk głosu Rosiera i uwaga, którą mu poświęcał, sprawiały mu pewną przyjemność. - Ludzie w obliczu trudnych czasów szukają ukojenia w alkoholu, traktują go jak nektar dla znękanych dusz. Ja jednak znam umiar i nie pozwalam sobie na zatracenie, co jest rzadkością wśród wielu.

Jomuel uniósł ciężko wzrok, jakby wybudził się z głębokiego snu. Przysunął się bliżej stołu i ścisnął łyżkę.

- W obliczu trudnych czasów, tak? Mówi jeszcze najbardziej uprzywilejowany gatunek na ziemi.

Rosier zacisnął dłoń na karku towarzysza.

- No już już, przestań, bo się zbytnio zapalisz. Zresztą, ustaliliśmy, że masz ograniczoną ilość słów na dzień, prawda?

Jomuel zasznurował usta. I chociaż wyraźnie było widać, że ma jeszcze wiele do powiedzenia, z jakiegoś powodu nie podjął wątku.

- Och, chyba źle mnie zrozumiano! - Czedrog postąpił krok w ich stronę. - Nie uskarżam się. Zauważyłem tylko, że nie każdy potrafi dostosować się do nowych okoliczności. To przekleństwo ludzi słabych. Ze mną to jednak nie ma nic wspólnego. I bardzo szanuję tych, którzy wiedzą, jak wykorzystać okazję, by czerpać korzyści.

AbaddonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz