13

11 3 1
                                    

Szebora energicznie wkroczyła do chaty i stuknęła wiadrem o podłogę.

- Gdzie jest moja krowa? Sprzedałaś ją? - zwróciła się oskarżycielsko do Libuszy.

Kobieta przerwała polerować kielich i uniosła go pod światło. Trudno było nie zauważyć, że ostatnio zajmowała się mało istotnymi sprawami, co było do niej niepodobne. A kielich czyściła już od tygodnia. Szebora zaczynała podejrzewać, że Libusza traci rozum. Pozbyła się krowy, więc wszystko na to wskazywało.

- Słyszysz, co mówię? - Stanęła naprzeciw niej.

- To, że się do niej przywiązałaś, nie oznacza, że była twoja. - Skrzywiła się. - Jesteś taka impulsywna, dokładnie jak twój ojciec. To się dla ciebie źle skończy.

- Uważasz, że nie mam powodów do paniki? Prawdopodobnie będziemy głodować! - Miała wrażenie, że wali czołem w mur.

Kobieta ziewnęła.

- Krowa nie jest nam potrzebna, co innego pieniądze. Tak, sprzedałam ją i dobrze mi zapłacono. Kozy też się pozbędę. Nawet świni.

- Dowiem się, jaki jest powód? - wycedziła z płonącymi ze wściekłości policzkami.

- A ile masz lat?

- Co?

- Ile masz lat, Szeboro.

Odsunęła z czoła kosmyk włosów.

- Dwadzieścia. Za trzy miesiące.

- I sądzisz, że to w porządku trzymać się jeszcze mojej spódnicy?

Szebora wzdrygnęła się, kompletnie zbita z tropu. Dotąd Libuszy nie przeszkadzało, że razem mieszkały. Sądziła, że staruszka zechce zatrzymać ją przy sobie do momentu, aż ta osiągnie słuszny wzrost. Zresztą, spełniała każdy jej kaprys.

- O czym ty mówisz?

- Rozleniwiłaś się.

- Słucham? Chyba żartujesz...

- Za dobrze ci tu. Nie zaprzeczaj.

Zwinęła palce w pięści.

- Przecież ciężko pracuję!

- Nie to mam na myśli...

Szebora zakasała rękawy i oparła dłonie o biodra.

- Czego ode mnie oczekujesz? Mam odejść? Znaleźć sposób na funkcjonowanie w świecie anakimów w ciele niedorostka? Gdyby chodziło o prosty wybór, już dawno by mnie tu nie było. Do stu diabłów! Potrzebuję czasu! Może za pięć lat... - Kwasy żołądkowe podeszły jej do gardła. Przesunęła językiem po spierzchniętych wargach. - Może wtedy odrobinę podrosnę. Ale tylko na mnie popatrz. Jeśli teraz mnie dopadną ja... zupełnie się nie obronię.

Libusza wzięła zamach i uderzyła dziewczynę łaską w ramię. Zabolało.

- Nie obronisz się?! - ryknęła, opryskując ją śliną. - Chcesz powiedzieć, że te wszystkie lata poszły na marne?! Że wychowałam tchórza?

- To nie tak. Czy ty zupełnie nie rozumiesz?

Wskazała na nią zakrzywionym palcem.

- Słyszałaś o jakimkolwiek potężnym wojaku, który zdołałby pokonać anakima siłą pięści? Wzrost i tężyzna w niczym ci nie pomogą! Przeciw nim masz tylko głowę. - Głęboko westchnęła i zapadła się w krześle wyściełanym kocami. - Wiem, że chcesz ich dopaść. Bredzisz o tym przez sen. Jesteś zdeterminowana, więc się nie wycofuj. Musisz tylko przekroczyć granicę wioski i spojrzeć przed siebie. Tylko tyle. Potem zrozumiesz, co robić.

AbaddonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz