W powietrzu unosił się zapach wilgoci i moczu. Szebora ścisnęła brzeg czapki nasuniętej niemal na same oczy i rozejrzała się dyskretnie. Mimo, że było południe, miasto dopiero zaczynało budzić się do życia - bez większego entuzjazmu. Szebora przyjrzała się ciasno ustawionym budynkom, po czym spojrzała na mur. Wątpiła, że wybudowano go po to, by chronił mieszkańców. Przyszło jej do głowy, że jego celem jest zatrzymać ich w mieście.
Dreszcz wstrząsnął jej ciałem. Potarła ramiona, wzdychając ciężko. Wyglądało na to, że chwyciła ją gorączka. Tego nie przewidziała. Zatrzymała się i wydobywał z torby skórzany woreczek, w którym przechowywała proszek z suszonej kory wierzby. Posypała odrobinę lekarstwa na język i przełknęła. Na razie musiało wystarczyć.
Ruszyła w kierunku rynku, tam gdzie ponad dachami kamieniczek mieniła się w słońcu wieża świątyni. Po drodze mijała niewielu ludzi. I chociaż ją ciekawili, nie przyglądała im się, aby nie przyciągać ich uwagi. W pewnym momencie zauważyła większą grupkę osób idącą z naprzeciwka. Głównie mężczyzn, bo kobiet nie było prawie wcale w Abaddonie, a przynajmniej odniosła takie wrażenie. Nie mogła ryzykować, że ją zaczepią. Pochyliła głowę, przytrzymała się kurczowo latarni i zaczęła spazmatycznie kaszleć, aż ślina pociekła z jej ust. Mężczyźni zostawili ją w spokoju, choć przynajmniej kilku z nich musiał zastanawiać jej niski wzrost. Ruszyła dalej dopiero, gdy przestała słyszeć odgłos ich butów szorujących o ziemię.
W końcu dotarła na ogromny plac. Jego środek zdobiła niewielka fontanna z której wydobywał się przyjemny szum. Tu i ówdzie rozmieszczono kilka kolorowych kramów, ale najwięcej było straganów nad którymi unosił się zapach warzyw i mięs. Po brukowanej ulicy śmigał za gołębiami łaciaty kot, a tuż obok ktoś czerpał wodę ze studni. Jakiś człowiek rozłożył na ulicy płaszcz i położywszy się na nim, przesłonił kapeluszem twarz.
Szebora pomyślała, że jest tu zadziwiająco zwyczajnie i spokojnie, jednak to wrażenie szybko zniknęło. Nagle z jednego z budynków rozległy się podniesione głosy, które szybko przybierały na sile, przekształcając się w burzę obelg i gróźb. A potem rozległ się łoskot, czegoś ciężkiego upadającego na ziemię.
Szebora wbiegła w ciasną, ocienioną uliczkę, nie bardzo wiedząc, czy zmierza w dobrym kierunku. Wciąż myślała tylko o tym, aby nikt jej nie zauważył. Jednak końcu pojęła, że miasto jest zbyt wielkie, aby zdołała samodzielnie odszukać siedzibę Anmaela. Musiała zapytać o drogę, chociaż wiązało się to ze sporym ryzykiem. Abaddon nie tylko zamieszkiwały anakimy, ale i najgorsi zbrodniarze z którymi nie chciała mieć do czynienia. Zagubiony chłopiec aż prosił się o kłopoty, a jeśli wyjdzie na jaw, że jest dziewczyną...
Dość - nakazała sobie w duchu. - Nie powinnam teraz karmić własnego strachu!
Przechodziła na drugą stronę uliczki, gdy nagle ktoś się wyłonił zza rogu. Gwałtownie zaczerpnęła powietrza, pewna, że zaraz na niego wpadnie, ponieważ patrzył wyłącznie pod nogi i z pewnością jej nie zauważył. Zatrzymała się raptownie, mocno zapierając się nogami, żeby nie upaść. Jednakże nic takiego się nie wydarzyło. Osobnik jedynie otarł się o jej ramię i nie zwalniając kroku, ruszył dalej. Szebora obejrzała się za nim zdumiona. Spod kaptura wystawały niespotykanego koloru włosy. Czerwone jak krew. Tajemnicza postać szybko zniknęła za następnym zakrętem uliczki.
- Anakim... - usłyszała własny szept. Serce zaczęło jej walić, jak młotem.
Przesunęła językiem po spierzchniętej wardze i ruszyła za demonem, zanim jeszcze zdążyła dobrze to przemyśleć. Otuchy dodawał jej nóż ukryty w zagłębieniu rękawa, po którym przebiegała palcami. Wiedziała, że wystarczy choćby draśnięcie ostrzem, aby trucizna zaczęła działać. Jednak, aby to zrobić, musiała znaleźć się blisko anakima, tak blisko, że mógłby ją zauważyć.
CZYTASZ
Abaddon
FantasyGdy w zapomnianej przez bogów wiosce pojawiają się tajemniczy intruzi, życie małej Szebory zmienia się na zawsze. Osierocona dziewczynka znajduje schronienie u wiedźmy, a ta postanawia nauczyć ją sekretów zielarstwa i opowiedzieć o mrocznych istotac...