14

11 3 1
                                    

Ze snu wyrwał ją stukot. Otworzyła szeroko oczy. Z początku myślała, że z jej dłoni wysunęły się nożyce i z hukiem upadły na podłogę, jednak nadal tkwiły zahaczone o palec. Podniosła się ciężko, strzepując z piersi kosmyki włosów. W tym samym momencie znów rozległo się stukanie. Ktoś stał pod drzwiami.

Szebora pewniej ujęła nożyce i ruszyła przez izbę.

- Kto tam jest? - rzuciła niezachęcająco i przycisnęła dłoń do rygla.

- To ja, Kama... - rozległ się niepewny, kobiecy głos. - Czy Libusza... Czy ona. Ona nie żyje, prawda?

Szebora potoczyła spojrzeniem po wnętrzu tonącej w półmroku izby. Rozjaśniał ją pojedynczy płomień z ogarka świecy. Okiennice pozostały zamknięte.

- Co powiedziałaś?

- Pamiętasz mnie? Mieszkam w pobliżu studni. Byłam tu dwa razy. Obiecałam Libuszy, że przyjdę tego dnia. Możemy porozmawiać?

- Nie ufam ludziom, dla których Libusza przygotowuje trucizny. Wynoś się z naszego podwórka, zanim...

- Miałyśmy układ, ona i ja. Pomogła mi, więc teraz ja muszę coś zrobić dla niej. Zażyczyła sobie, żeby ją pochować w lesie, pod starą buczyną. Potem mam cię zabrać pod bramę Abaddonu. Nie powiedziała ci?

Szebora przygryzła wewnętrzna stronę policzka, nieprzyjemnie zaskoczona, że Libusza już dawno zaplanowała swoje odejście.

- Odsuń się od drzwi dziesięć kroków.

Usłyszała szuranie butów na rozsypanych przed wejściem drobnych kamykach. Podeszła do okna i rozwarła okiennice. Słońce na moment ją oślepiło. Zmrużyła oczy.

Kama stała z przed chałupą z otwartymi dłońmi, pokazując, że niczego w nich nie trzyma. Spojrzenie miała nerwowe. Grzywka rudo-blond włosów przykleiła jej się do wilgotnego czoła. Posłała Szeborze sztywny uśmiech, odsłaniając ułamany ząb.

- Jesteś sama?

- Tak. Powiedziałam dzieciom, że idę zerwać czosnku niedźwiedziego. Mąż zasnął nad kuflem piwa. Proszę... - jej głos nabrał siły - obiecałam Libuszy, że spełnię jej wolę. Muszę to zrobić, inaczej jej duch opuści zaświaty żeby mnie nękać. Wiele zawdzięczam tej kobiecie.

- Kogo zamordowałaś jej ziołami?

Kama wzdrygnęła się.

- Uratowała moją córkę, naprawdę mnie nie pamiętasz?

Pamiętała. Kobieta przyszła do nich pod koniec sierpnia, dźwigając na rękach pół żywą czterolatkę. Przez cały czas bardzo trzęsły jej się ręce, nie wiadomo czy to z obawy o życie córki, czy raczej z lęku przed Starą Wiedźmą. Przyszło jej także do głowy, że powodem mógł być ogromny wysiłek, jaki włożyła w dotarcie do chaty wiedźmy z ciężkim dzieckiem w ramionach. Matczyna miłość i determinacja godna podziwu. Zwykle, gdy Libusza miała gości, Szebora opuszczała izbę. Ale wtedy została do końca.

- Dobrze... - mruknęła pełna sprzecznych odczuć. - Ona jest ze mną w środku. Uważaj, zmarła pięć dni temu.

Pochowały Libuszę w lesie, tam, gdzie sobie zażyczyła. Nad ich głowami słychać było stukanie dzięcioła, a między stopami podrywały się liście, jakby poruszone czyimś oddechem. Poza tym panowała osobliwa aura i Szebora rozglądała się czujnie, obracając w dłoni kawałek kory. Kama zmówiła krótką modlitwę pełna spokoju. Gdy skończyła, położyła na grobie polne kwiaty i wytarła z czoła brud od ziemi i potu.

Szebora zostawiła zmarłej przyjaciółce swój warkocz.

- Bądź gotowa, wrócę o świcie - oświadczyła Kama, gdy wychodziły z lasu. Przez całą drogę utrzymywały odległość od siebie trzech kroków i tylko czasami zerkały na siebie ukradkiem.

- To już jutro... - zauważyła Szebora, mocno ściskając łopatę.

- Chcesz zostać?

Na ustach Szebory pojawił się krzywy uśmieszek.

- Nie. Nie byłabym tu bezpieczna. Z wami.

Kama potarła ramiona, jakby ogarnął ją chłód.

- Chcesz poznać moje zdanie? Będzie ci lepiej poza wioską.

Dotarły do furtki. Wtedy Kama spojrzała dziewczynie prosto w oczy.

- Nie życzę ci źle.

- Mniejsza o to. Powiedz lepiej, kto zajmie się zwierzętami.

- No tak... - Poprawiła chustę na głowie. - Libusza powiedziała, żebym ja je wzięła. Nie masz mi tego za złe?

Szebora obróciła się w kierunku szopy, przez chwilę wsłuchując się w gdakanie kur. Budynek wyglądał o wiele lepiej niż wtedy, gdy go zobaczyła po raz pierwszy. Ciężko pracowała, aby nadawał się na schronienie dla zwierząt, niejednokrotnie narażając się na poważne kontuzje.

Bezwiednie dotknęła odcisków na palcach.

- Dobrze dbaj o te zwierzęta.

- Będę - zapewniła zmieszana.

Rozstały się.

Nadciągał świt. Za oknem słychać były pierwsze krakania srok. Zbudowały blisko gniazdo i robiły mnóstwo hałasu, strasząc wróble. Nad okolicą zawisła ciemna chmura zwiastująca ulewny deszcz. Prawe skrzydło okiennicy kołysało się na wietrze. Szebora siedziała na ulubionym krześle Libuszy i wędrowała spojrzeniem po izbie, starając się utrwalić każdy jej szczegół w pamięci. Nie umiała opisać swoich uczuć. Czuła lekkie otępienie, jakby częściowo oddzieliła się od ciała i obserwowała wszystko z dystansu. Jeszcze wczoraj trawiło ją rozgoryczenie, że przyjaciółka postanowiła odejść tak szybko i w taki sposób, nie dając możliwości pożegnania. Wiedziała, że to z nią zostanie na zawsze. Ale teraz czekały ją nowe wyzwania.

Rozległ się zgrzyt furtki. Szebora podźwignęła się z krzesła i przesunęła dłonią po krótkich włosach ściętych do podbródka. Miała wrażenie, że w jakiś sposób zatraca tożsamość, co było nieco wyzwalające. Ubrała się jak chłopak, w lnianą koszulę i spodnie, do tego wełnianą kamizelkę - tę samą, którą nosił Jeromił. Na stopy wsunęła buty z grubej skóry, które otrzymała w prezencie od Libuszy. Wreszcie idealnie pasowały, jakby czekały na właściwy moment. Nie były nowe, mimo to nadal dobrze pełniły swoją funkcję. Ostatnim, a zarazem najważniejszym elementem ze względu na cenną zawartość, była torba. Szebora zawiesiła ją na ramię, po czym poklepała się po wnękach odzienia, gdzie schowała narzędzia, na wypadek, gdyby została zmuszona bronić się przed napaścią. Wychodząc nasunęła lniany kapelusz.

- Od teraz masz na imię Niemir - powiedziała do siebie.

Czuła, że jest gotowa, a jednak, gdy opuszczała chatę, miała wrażenie, że coś zostawia. Obejrzała się, wstrzymując oddech. Dom wyglądał ponuro, jakby ogarnięty nieuchronnym upadkiem. Wysoka trawa sięgała prawie do okiennic. Zastanawiała się, co się z nim stanie. Ale wtedy usłyszała wymowne chrząknięcie Kamy.

- Zaskoczyłaś mnie. Ledwie cię poznałam. Ruszamy?

Szebora skinęła głową.

AbaddonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz