– Notatki z sekcji zwłok gotowe.
Beżowa teczka upadła lekko na biurko Harrison, sprawiając, że papierek po drożdżówce kupionej w cukierni na rogu podskoczył, a następnie zsunął się na podłogę. Cole podążyła za spadającym śmieciem wzrokiem, a potem jak gdyby nigdy nic podniosła go, zwinęła w kulkę i wyrzuciła do kosza na śmieci stojącego obok jej krzesła. Następnie skierowała wzrok na androidkę w ciemnym uniformie. Napis na jej piersi głosił, że kobieta miała do czynienia z modelem PM700.
– Dziękuję bardzo – odpowiedziała Cole spokojnie, ale jednocześnie niezbyt zachęcającym tonem. – Możesz wracać do pracy.
Androidka bez słowa odwróciła się i odeszła w tylko sobie znanym kierunku. Kobieta nie patrzyła w ślad za nią. Westchnęła cicho i zaraz chwyciła teczkę.
– Wszędzie te zasrane roboty – mruknęła do siebie, otwierając akta i przerzucając wzrokiem po tekście.
Żeby odwrócić uwagę od niezbyt wygodnego tematu, jakim były androidy kręcące się po posterunku w Detroit, Harrison zajęła się analizowaniem danych, jakie miała przed nosem. I równie szybko zrozumiała, że sekcja zwłok nie wykazała de facto niczego nowego. Wszystko to, co zaobserwował wcześniej RK800, potwierdził koroner. Android modelu CX100 zginął pierwszy, osiem pchnięć ostrym narzędziem, najpewniej nożem, potem kobieta, siedem ciosów, bla, bla, bla. Harrison poczuła, jak w jej piersi znowu gnieździ się to samo nieprzyjemne uczucie, które powodowało irytujące mrowienie na jej karku. Wcale nie miała ochoty tego przyznawać, ale nie podobało jej się to, w jakim kierunku to wszystko zmierzało. Connor ją niepokoił. A kiedy dochodził do tego fakt, że to właśnie on pchał to śledztwo mocno do przodu, analizując wszystko znacznie szybciej niż zwyczajne procedury, bez udziału androidów, kobieta tylko zastanawiała się, czy nie będzie lepiej, jeśli w środku nocy spakuje manatki, wyjedzie w nieznane i nikt o niej więcej nie usłyszy.
Trudno było jej się oderwać od sytuacji, jaka wydarzyła się poprzedniego dnia po południu. Cole przetarła twarz ręką, przymykając na chwilę szare oczy. Z ust wymknął jej się pomruk niezadowolenia, ale mimo to postanowiła skupić się na chwilę i pomyśleć, co miała... a raczej, co mieli.
Dwa ciała. Bardzo wysokie prawdopodobieństwo zabójstwa. Brak narzędzia zbrodni. Brak odcisków palców. Brak śladów prowadzących na miejsce zabójstwa. A do tego podejrzany fakt, iż ofiarami byli człowiek i android. Cole chyba jeszcze nigdy nie spotkała się z czymś takim. Co to miało znaczyć? Jakby został zaatakowany tylko android, najpewniej sprawę dość szybko by zamknięto i nic by się dalej nie stało. Jakby został zaatakowany człowiek, no, to faktycznie mogłoby być gorzej, zapewne śledztwo by zostało wszczęte. Ale to? Co ma znaczyć fakt, że...
– Dzień dobry, pani detektyw.
RK800 pojawił się przy Harrison zupełnie niespodziewanie, aż kobieta poderwała głowę i wydała z siebie krótki okrzyk zaskoczenia. Przez moment rozglądała się dookoła, a kiedy zobaczyła brązowe oczy Connora, teraz wpatrujące się w nią intensywnie, mruknęła coś pod nosem do siebie i spróbowała uspokoić oddech. Zupełnie nie usłyszała, kiedy android zbliżył się do jej biurka.
– Czy wszystko w porządku? – zapytał Connor, przechylając nieco głowę na bok. Cole pomyślała, że miało to imitować ludzki ruch zainteresowania. Ale przecież maszyna nie mogła być czymś zainteresowana. To tylko kupa plastiku, metalu i przewodów.
– Kiedyś przyprawisz mnie o zawał – rzuciła tylko, przecierając oczy palcami.
– To by było bardzo trudne – odezwał się tylko RK800, nie spuszczając wzroku z detektyw. – Jest pani młoda, pani stan fizyczny jest w normie. Ryzyko zawału serca u pani jest niskie.
CZYTASZ
The Android Effect [Detroit: Become Human]
FanfictionMówią, że najsilniejszą i jednocześnie najgroźniejszą z broni jest miłość. Cole Harrison przekonała się o tym na własnej skórze, kiedy powierzona zostaje jej sprawa, z jaką jeszcze nie miała do czynienia. Widywała już przypadki, kiedy człowiek zakoc...