EPILOG

42 6 6
                                    

DWA MIESIĄCE PÓŹNIEJ


Cole siedziała przy stole nad kubkiem parującej herbaty i coraz usilniej zastanawiała się, czy przypadkiem to właśnie dzisiaj nie będzie dobry dzień na to, żeby odpuścić sobie pracę. Fuksja siedziała na krześle obok niej, myjąc sobie pyszczek i zupełnie nie przejmując się humorem pani. Kobieta odnosiła wrażenie, że kot to ma niezłe życie. Nic tylko śpi, je, nie przejmuje się niczym. Byleby w misce pełno było.

Odkąd Harrison wróciła z Detroit, czuła się jak układanka, którą jakieś dziecko cisnęło na ścianę. Jedna część potoczyła się pod kanapę, druga schowała gdzieś pod dywanem, jeszcze trzecia wylądowała w jakimś wysokim miejscu. Cole po prostu nie umiała się pozbierać. W pracy nie mogła się skupić, nie chciała podejmować coraz to bardziej wymagających tematów. Żyła z godziny na godzinę, starając się nie zasnąć przy biurku. I nie przedawkować kofeiny. Przez jakiś czas kobieta myślała, że to po prostu echo całej sytuacji, jaka wydarzyła się kiedy jeszcze prowadziła śledztwo związane z androidem o modelu SK300. Cole sporo myślała o tym całym „Efekcie Androida". Jak się później dowiedziała, faktycznie takie zaburzenie istniało, a kiedy Connor jej o nim opowiadał, nie kłamał. Według informacji w internecie Efekt lub też Syndrom Androida był stosunkowo niegroźny. Nie było za to wzmianki o czymś odwrotnym. Harrison nawet się temu nie dziwiła.

Zaczęła jednak coraz mocniej podejrzewać coś innego.

Tyle myślała o Efekcie Androida. Tyle się naczytała. I w końcu z tyłu jej głowy zaczęła pojawiać się jedna natrętna myśl.

A co, jeżeli ona sama została dotknięta tym zaburzeniem? Co w przypadku, kiedy zaczęła czuć coś, czego nie powinna, do de facto jedynego androida, z jakim miała dobre stosunki...?

Ta myśl była tak absurdalna, że Cole przez kolejny dzień nie była na tyle odważna, żeby spojrzeć sobie w oczy w lustrze. Ale cała sytuacja eskalowała. Z dnia na dzień chciało jej się coraz mniej. Wizja pracy była nie do zniesienia. Kobieta czuła, że miała coraz mniej energii. Nie pomogły zachęty i próby zmiany swojego życia. Ciągle jej czegoś... lub kogoś brakowało. Co skutkowało takimi dniami jak ten, kiedy Cole siedziała, dumała nad głupią herbatą i zastanawiała się, ile jeszcze wytrzyma na tym łez padole.

Zanim jednak Harrison zdążyła na dobre stwierdzić, że ma wszystkiego dosyć i rzuca tą robotę w diabły, rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Detektyw jakby się obudziła, natychmiast przestała wpatrywać się w herbatę, podniosła się z niechęcią z krzesła, a potem podeszła do drzwi. Prawie zapomniała, że umówiła się z Gissy. Przyjaciółka obiecała, że odwiedzi ją przed ich wspólną zmianą, a następnie razem pojadą do pracy. Kilka dni temu pomysł ten brzmiał naprawdę fantastycznie, jako że Cole nie miała okazji zobaczyć się z Giselle odkąd wróciła z Detroit. Zawsze coś wypadało, a to mijały się w pracy, a to którejś nie pasowało, no i w ten sposób minęły dwa miesiące.

Ale teraz Cole wiele by oddała, żeby po prostu wszystko odwołać, zamknąć się w pokoju i oglądać tureckie seriale przez całe popołudnie.

Harrison otworzyła drzwi i wpuściła do środka dość postawną kobietę o włosach czarnych jak smoła, teraz ubraną w gruby wełniany płaszcz, jako że temperatury w Chicago ostatnio były naprawdę niskie. Gissy przez moment patrzyła się z radością na Cole, a następnie mocno ją wyściskała. Na jej ustach tańczył promienny uśmiech.

– No cześć, Cole! – wykrzyknęła. – Ile to już czasu minęło odkąd wreszcie mogłyśmy porozmawiać? Oczywiście, nie licząc Messengera. – Giselle wywróciła lekko oczami.

Harrison również się uśmiechnęła, jednak w jej wydaniu wypadło to dużo słabiej.

– Zdecydowanie za długo – odparła dość szczerze. – Daj mi chwilę. Skoczę po kurtkę i już idziemy.

The Android Effect [Detroit: Become Human]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz