007

32 7 48
                                    

Connor sięgnął ręką do teczki leżącej na metalowym stole w pokoju przesłuchań. Otworzył ją, a następnie wysunął ze środka kilka zdjęć. Położył je przed siedzącym przed nim androidem ubranym w stare i zniszczone ubranie, ubrudzone ludzką krwią i kobaltowym tyrium. SK300, teraz z diodą migającą wściekle na czerwono, spojrzał się na podsunięte mu fotografie, ale nic nie powiedział.

Cole, stojąca za lustrem weneckim i wciąż odczuwająca lekki ból z tyłu głowy, obserwowała całą sytuację z uwagą. Dotychczas Connor radził sobie nawet nieźle. Defekt, którego wczoraj złapali na opuszczonej farmie, nie wykazywał zbytniej wrogości, na wszystkie pytania odpowiadał mniej lub bardziej wyczerpująco. Nie trzeba było go nawet zbytnio szantażować lub przekonywać do tego, by zaczął mówić. Kobieta zmarszczyła tylko brwi, myśląc intensywnie. W głowie miała mętlik. Kolejne pytania cisnęły jej się na język, ale mimo wszystko postanowiła ich nie zadawać. Czekała na rozwój wydarzeń.

RK800 wyprostował się i spojrzał na Defekta.

– Poznajesz ich? – Wskazał palcem na zdjęcia. – Rose Anna Jackson. I jej android, model CX100. Zostali zamordowani kilka dni temu na ulicach Detroit. – Connor urwał na chwilę, lustrując przesłuchiwanego androida wzrokiem. – Na twoich ubraniach są ślady krwi i tyrium należące do ofiar. A to wskazuje na to, że to właśnie ty jesteś sprawcą.

SK300 milczał. Cole poczuła, że zaczęła się pocić. Bała się tego, co miała usłyszeć.

– Ty również byłeś androidem należącym do pani Jackson – ciągnął Connor. – Musi być jakiś powód, dla którego ją zabiłeś. Ją i jej drugiego androida.

– Nie zrozumiesz – rzucił nagle Defekt, zaciskając pięści. Dioda na jego skroni nie przestała migać.

Gavin Reed, dotychczas stojący w kącie pomieszczenia obok Cole, prychnął z niezadowoleniem. Kobieta ręką dała mu znak, że miał się zamknąć i nie hałasować. RK800 przez moment analizował usłyszane słowa, a następnie zapytał:

– A może zrozumiem? Skąd wiesz, że nie?

– Jesteś tylko gliną – wycedził przez zaciśnięte zęby Defekt. Harrison, czując znowu to dziwne mrowienie na karku, zrozumiała, że z jakiegoś powodu zrobiło jej się żal SK300. Wyglądał jak załamany życiem człowiek. W jego oczach kryły się łzy, zaciskał pięści w geście frustracji, a jedynym, co zdradzało, że nie miało się do czynienia z prawdziwą istotą ludzką, była dioda na jego skroni.

– Jeżeli mi nie powiesz, dlaczego postanowiłeś zabić tą dwójkę, nie będę w stanie ci pomóc – odpowiedział natychmiast Connor, starając się zachować neutralny ton.

– I tak mnie wyłączą, prawda? – SK300 przeszedł od razu do sedna.

– Tego nie wiem. – Cole aż się skrzywiła na tę próbę manipulacji. RK800 jednak nawet nie drgnęła powieka. – Jeśli będziesz współpracował, może uda mi się coś wskórać.

Na chwilę zapadła cisza, kiedy Defekt zastanawiał się, co ma dalej powiedzieć. Harrison pokręciła tylko głową i skrzyżowała ręce na piersi w geście niezadowolenia. Dziwne uczucie na jej karku nie zniknęło. W końcu dioda na skroni Defekta zmieniła kolor na żółty, a on sam zaczął mówić:

– Mieliśmy... mieliśmy być razem. – Jego głos był jakby przytłumiony, nieobecny. – Rose i ja. Widziała we mnie... coś więcej niż tylko głupią maszynę. Niż kawałek plastiku stworzony ku uciesze ludzi.

– Twój model wskazuje na to, że zostałeś wyprodukowany do zawierania relacji romantycznych z ludźmi – wyjaśnił od razu Connor. – Takie było twoje zadanie.

The Android Effect [Detroit: Become Human]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz