001

70 7 43
                                    

– Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam...

Komisariat policji w Detroit grzmiał coraz to donośniejszymi okrzykami i nie zawsze czystym śpiewaniem gdy tłum około trzydziestu policjantów zgromadził się przy jednej z koleżanek i piosenką postanowił uczcić jej urodziny. Ktoś wręczył jubilatce widocznie zmiędlonego kwiatka, inna osoba wydobyła skądś confetti i przekręciła tubę, czemu towarzyszył głośny trzask, czyjś pisk i mnóstwo kolorowych papierków wyrzuconych w powietrze i teraz powoli opadających na podłogę komisariatu.

Cole, teraz siedząca przy swoim biurku i popijająca bardzo niesmaczną kawę, aż podskoczyła, kiedy usłyszała wystrzał armatki. Natychmiast obrzuciła wzrokiem otoczenie, ale zaraz tylko westchnęła ciężko. Zamknęła oczy na moment, a wtedy odezwała się inna osoba, obecnie siedząca przy biurku ustawionym po ukosie.

– Świeżaki – burknął tylko pod nosem Gavin Reed, gapiąc się w zbiorowisko nieco zirytowanym wzrokiem. Siedział z nogą założoną na nogę, a jedno kolano drżało mu w geście zniecierpliwienia. – Co to za głupia tradycja? Świętowanie urodzin.

– Brzmisz, jakby nikt nigdy nie świętował twoich – odparła tylko Cole, starając zachować się neutralny ton.

– Kiedy dołączyłem do policji, nie było czegoś takiego jak, cholera, urodziny w pracy – ironizował Gavin zrzędliwym tonem. – Przecież Sulivan dopiero co dołączyła. Jak tak ją traktują, to zaraz będzie żądała specjalnego traktowania.

– Wychodzi z ciebie uraz z przeszłości? – Cole obrzuciła mężczyznę wzrokiem, a ten tylko prychnął.

– Czy ktoś ci kazał się nad tym zastanawiać, Harrison?

– Nie. Tak samo jak nikt nie kazał ci nagle zwracać się do mnie po nazwisku.

Reed burknął coś pod nosem do siebie i w ten sposób rozmowa dobiegła końca. Cole znowu zerknęła na zbiorowisko policjantów. W samym centrum uwagi była młoda partnerka Ezry Garcii, teraz uśmiechnięta i wyraźnie zadowolona z faktu, że jej koledzy pamiętali o szczególnym dniu jej urodzin. Harrison uśmiechnęła się lekko pod nosem. Kiedyś ona pewnie też by się tak cieszyła, gdyby ktoś odśpiewał jej „Sto lat" i wręczył ledwo żywego kwiatka. Teraz jednak pewnie by tylko uśmiechnęła się niezręcznie i podziękowała, mając nadzieję, że tłum wkrótce się rozejdzie, biorąc pod uwagę jej obecną sytuację.

Cole nie pracowała na co dzień na komisariacie w Detroit. Pochodziła z Chicago, tam mieszkała, tam znalazła posadę w placówce zajmującej się zleceniami detektywistycznymi. Pracowała jako detektyw już siódmy rok, miała sporo doświadczenia, lubiła swoje zajęcie. A jeszcze kiedy pewnego dnia dowiedziała się, że komisariat w Detroit zaprosił kogoś z ich środowiska w gości – chociaż adekwatniej byłoby tu powiedzieć „na wymianę" – Harrison nawet się nie zastanawiała. Prawdą było, że w ostatnich tygodniach wiele się o Detroit mówiło. Miasto przyszłości. Ludzie, którzy żyją pięćdziesiąt lat do przodu niż reszta Ameryki. Tylko ostatni głupek nie chciałby tu przyjechać i zobaczyć, czy te wszystkie plotki były prawdziwe. Dlatego Cole od razu złożyła prośbę do zarządu, razem z prawie setką innych osób. A kiedy okazało się, że to właśnie ona będzie miała okazję przekonać się na własne oczy, jak się żyje w Detroit, prawie podskoczyła pod sam sufit z radości.

Jednak wyjazd Cole okazał się nie być taki kolorowy, jak kobieta to sobie wyobrażała. Owszem, przyjechała tutaj w ramach wymiany, wszyscy traktowali ją z szacunkiem, a ona mogła wreszcie zobaczyć, jak to jest żyć w mieście przepełnionym androidami. Jednak jej euforia trwała może dwa pierwsze dni. Potem Cole dowiedziała się, że roboty nie są takie idealne. Mają awarie oprogramowania, przestają wykonywać polecenie, nabierają... dziwnej samoświadomości. „Przyszłość" okazała się być nie taka kolorowa, jaką ją reklamowano. To sprawiło, że Harrison zaczęła patrzeć na androidy z ukosa równie szybko, jak przybyła do Detroit. Starała się nie okazywać tego po sobie, kiedy już dochodziło do interakcji, zachowywała spokojny ton, jednak zawsze gdzieś z tyłu głowy siedziała jej obawa, że pewnego dnia nawet najbardziej cierpliwy android świata nie wytrzyma, złapie kamień leżący na chodniku i uderzy ją w głowę, bo coś mu się nie spodoba.

The Android Effect [Detroit: Become Human]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz