– Wyjeżdżam.
Cole zerknęła na Connora, teraz stojącego obok jej biurka, nie przerywając pakowania swoich rzeczy do kartonowego pudła. Android obserwował pracę kobiety, jednak sam nie kwapił się, by jej pomóc. Harrison otworzyła jedną z bocznych szuflad, chwyciła jakiś notatnik, który się tam znajdował, obrzuciła go spojrzeniem, a następnie wsunęła go do kartonu, starając się sprawić, by zeszyt nie przewrócił się pół sekundy później.
– Miałaś wyjechać dopiero w sobotę – zauważył tylko Connor.
– Ale wyjeżdżam dzisiaj – stwierdziła tylko Cole, starając się nie nawiązywać niepotrzebnego kontaktu wzrokowego. Nie była zadowolona ze swojej decyzji, ale z drugiej strony coś mówiło jej, że jeżeli zostanie tu choć jeden dzień dłużej, odbije to się na jej zdrowiu psychicznym. Które ostatnimi czasy i tak nie było w najlepszej kondycji.
Dioda na skroni androida zamrugała, ale nie zmieniła koloru.
– Czy to z powodu tego, co wydarzyło się wczoraj w nocy? – zapytał.
Harrison pomyślała sobie, że to pytanie zabrzmiało bardzo niepoprawnie. Pokręciła jednak tylko głową i postanowiła nie komentować swoich myśli.
– Nie, Connor – odparła. – Będę szczera. Nie nadaję się tutaj. Wracam do Chicago. Do rozwiązywania spraw zaginionych psów i kłótni sąsiedzkich. Tam przynajmniej nie będę miała takich dylematów moralnych jak tutaj.
– Nie zgadzam się z twoją opinią, że się tutaj nie nadajesz – odpowiedział natychmiast RK800. – Jesteś bardzo utalentowaną detektyw, Cole. Cieszę się, że miałem okazję z tobą współpracować.
– I nawzajem. – Harrison postarała się uśmiechnąć, ale wypadło to wyjątkowo słabo. Wrzuciła do kartonu ostatnie szpargały, a następnie chwyciła pudło. Jej biurko wyglądało teraz przerażająco pusto. – Słuchaj... odprowadziłbyś mnie do samochodu? Rozmawiałam już z Fowlerem. Sprawy formalne już załatwione, ale nie chcę wyjeżdżać bez pożegnania.
– Oczywiście.
Cole i Connor spokojnym krokiem przeszli przez wnętrze posterunku w Detroit. Mijali innych policjantów, de facto zupełnie nimi niezainteresowanych, wyszli przez bramki bezpieczeństwa, a następnie skierowali się w stronę głównego wyjścia z komisariatu. Samochód Harrison stał na parkingu. W porównaniu do innych pojazdów prezentował się wyjątkowo mizernie, ale tak naprawdę za jakiś czas problem ten zniknie. Bo czarny poobijany złom całkowicie przestanie pojawiać się przed budynkiem.
Cole przytrzymała sobie pudło kolanem, a następnie wygrzebała z kieszeni kluczyki i wyłączyła alarm w samochodzie. Connor wyprzedził ją nieco, a następnie otworzył tylne drzwi, żeby kobieta mogła bez trudu wrzucić na siedzenia swoje rzeczy. Harrison podziękowała mu skinieniem głowy i postawiła pudło na podłodze za fotelem pasażera. Potem otrzepała ręce i spojrzała się na RK800 nieco zadumanym spojrzeniem.
– Cóż... – zaczęła, ale zaraz urwała, zastanawiając się nad doborem odpowiednich słów. – No... to chyba trzeba się pożegnać.
Connor patrzył się przez chwilę na teraz już byłą partnerkę.
– Miło mi było cię poznać, Cole – powiedział całkiem szczerze, a przynajmniej tak zabrzmiał. – Szkoda, że pracowaliśmy ze sobą tak krótko. Zgrany był z nas zespół.
Kobieta roześmiała się, ale w śmiechu tym był smutek.
– Prawda – zgodziła się. Zaraz jednak westchnęła, jakby się nad czymś zastanawiała. – Connor... mam nadzieję, że wszystkie inne sprawy, które będziesz rozwiązywał... nie będą aż takie trudne do... no wiesz... – Cole machnęła ręką, starając się zobrazować to, co miała na myśli.
CZYTASZ
The Android Effect [Detroit: Become Human]
FanficMówią, że najsilniejszą i jednocześnie najgroźniejszą z broni jest miłość. Cole Harrison przekonała się o tym na własnej skórze, kiedy powierzona zostaje jej sprawa, z jaką jeszcze nie miała do czynienia. Widywała już przypadki, kiedy człowiek zakoc...