2. Pierwsze spotkanie...

38 15 21
                                    

Prawdą ogólnie znaną było to, że w życiu nigdy nie można było do końca wszystkiego się spodziewać. Losy targające egzystencją różnych istot zwykły układać się nieprzewidywalnie. Nikt nie mógł mieć w pełni kontroli nad swym przeznaczeniem. Choć można było się starać ułożyć swą przyszłość, mało kto mógł mieć wpływ na pojawienie się nieprzewidzianych wypadków.

Słynny Książę Saiyańskich Wojowników nie był w tym temacie odosobniony... Miał na imię Vegeta i był jednym z najsilniejszych żołnierzy Freezy. Mało kto mógł się z nim mierzyć, nie mówiąc już o tym by ktokolwiek śmiał mu dorównywać. Płynęła w nim królewska krew Saiyan. Był potomkiem samego Vegety III, nikt nie śmiał go znieważać, ani wchodzić mu w drogę. Za wszelkie próby stawiania mu się, odpłacał się zawsze pięknym za nadobne. Nie było żadnych szans, aby ktokolwiek mógł mu zagrozić. Jako książę dawno martwej planety wciąż był dumny i nieustraszony, jednak w tej konkretnej chwili... Nie czuł się ani trochę pewnie. Z jakiegoś powodu dał się zupełnie zaskoczyć tej śmiesznej kobiecie, a teraz ona z głupim wyrazem na twarzy, trzymała w swych dłoniach jego najsłabszy punkt - jego ogon...

- O jejku... nie sądziłam, że ktoś jeszcze może posiadać ogon podobny do tego, który miał Goku. Son jest jedynym znanym mi człowiekiem, który posiadał coś takiego... A tu takie odkrycie, powiedz też jesteś tak niesamowicie silny?- Plotła trzy po trzy nie zastanawiając się nawet nad tym, czy tak wypadało. Miała do czynienia z kimś zupełnie obcym, jednak z powodu jego podobieństwa do Ziemian, nie obawiała się go. Naiwnie zdawało jej się, że ktoś z podobnym atrybutem nie mógł być okrutny. Son w końcu był naprawdę dobrodusznym człowiekiem. Dlatego też zamierzała prosić o pomoc nieznajomego... Cóż... Briefs jeszcze nie miała pojęcia, jak bardzo przyszło jej się mylić w swych domniemaniach.

- Goku? Co za Goku? Kim on jest?- Mężczyzna zmarszczył brwi spoglądając na nieznajomą z niechęcią, ale i zaskoczeniem. Z jego informacji wynikało, że w całym kosmosie została tylko garstka Saiyan. A może... Ta dziewczyna mówiła, o bracie Raditza, którego na tę planetę przed laty wysłali rodzice. Jakiś czas temu próbowali go odnaleźć. Niestety bezskutecznie...

Niemożliwe...- Jakim cudem ktoś taki, jak ta dziwaczka mógł coś o nim wiedzieć? Chętnie by o to zapytał, lecz ta kobieta ani trochę nie zdawała się być skupiona na jego słowach. Na dodatek to, co robiła szczerze go rozpraszało...

J...jakim prawem?! Jak śmie... - W głowie wręcz huczało mu od myśli, gdy patrzył na nieznajomą czule gładzącą jego brązowe futro. Uczucie związane z tym dotykiem sprawiało, że przez jego plecy przebiegł dreszcz. Nie wiedząc czemu zrobiło mu się również gorąco. Działania nieznajomej jakimś sposobem wpływały na niego o wiele bardziej niż mógłby przypuszczać. Skupiona w wyciągniętej w jej kierunku dłoni kula energii momentalnie się rozproszyła. Zanim choćby pomyślał jej bliskość sprawiła, że pozostał kompletnie obezwładniony, pomimo tego, iż kobieta nie używała wobec niego siły...

W tamtym momencie pluł sobie w brodę, kiedy zrozumiał, że sam był sobie winien. Brunetowi nigdy z łatwością nie przychodziło przyznanie się do błędu. Został wychowany w kulcie siły i pewności siebie. Przenigdy, pod żadnym pozorem nie wolno było mu okazywać słabości. Dlatego poświęcał tak wiele czasu na trening. Nieustannie odczuwał potrzebę samodoskonalenia się. Wśród setek ćwiczeń i sparingów, które odbył w życiu zawsze dbał nie tylko o swą kondycję i siłę, ale także o wyćwiczenie wytrzymałości swego ogona. Nigdy o nim nie zapominał, ponieważ jako Saiyanin był doskonale świadom tego, że był on nie tylko źródłem jego mocy, ale i słabości...

Jak mógł więc dać się tak zaskoczyć? Bagatelizując warkot psa, czy kajdany nieznajomej przeszedł się kawałek po budynku. Nie zamierzał tracić sił na żadną z ludzkich miernot, jeśli nie było to konieczne. Ziemia od jakiegoś czasu znajdowała się we władaniu Lorda Freezera, który uznał, że planecie brakowało potencjału. Chciał jednak, aby Ziemianie stali mu się całkowicie posłuszni. Dlatego pozwolił swoim żołnierzom stacjonować na planecie i nieustannie gnębić jej mieszkańców. Wielu z nich potrafiło się ugiąć i ciężko pracować dla Imperium, co sprawiało, że byli doskonałymi niewolnikami. Ich wola przetrwania i różne starania podlizania się swym oprawcom wyłącznie wzbudzały niesmak księcia. Uważał mieszkańców Ziemi za zwyczajnie sprzedajnych, co czyniło ich również niegodnymi życia. W mniemaniu wojownika ludzie byli obrzydliwymi istotami. Z każdą wizytą na tej planecie tylko jeszcze bardziej się o tym przekonywał. Dlatego też nie przejął się kobietą uwięzioną przez jednego z jej pobratymców. Tracąc czujność podszedł bliżej, a ta bezwstydnie to wykorzystała.

Nieprzemyślane życzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz