{Rozdział 6}

99 9 5
                                    


Bellatrix, zostaw to. - tym razem Czarny Pan syknął jeszcze bardziej zdenerwowany. To wywołało u Bellatrix jeszcze większy stres. W którymś momencie oczy Bellatrix zaszły łzami. Nie miała wystarczająco sił by się z nim kłócić. Była zmęczona torturami przez co jej mózg przetwarzał informacje dłużej.

Mój Panie... przep.... - rozległ się lekki stukot gdy ręka Toma spadła na blat biurka w jego komnacie.

Bellatrix drgnęła i jeszcze mocniej zacisnęła dłoń na oparciu szklanego blatu biurka, o który się opierała. Najpierw Bella przez łzy zobaczyła czerwień i nie mogąc zrozumieć skąd się wzięła, rozejrzała się.

Zachwiała się.

Jej pan westchnął z irytacją i szybko odpchnął się od biurka. Szybkim krokiem zmierzył ku niej. Upadłaby gdyby nie silna ręka jej mistrza.

Czarny pan westchnął. Miał dość. Mial JEJ dość.

Torturowanie jego najwierniejszej Śmierciożerczyni nie napawało go radością.

Bellatrix. - Zanim jego Śmierciożerczyni zdołała zrozumieć co się dzieje, jego palce objęły jej nadgarstek i zmusiły ją do lekkiego uniesienia jej ręki do góry.

- Wstań Lestrange. - Tylko parę razy zwrócił się do niej w ten sposób, na początku jej wierności. To wywołało u Belli JESZCZE większe dreszcze. - . Bellatrix, proszę cię.

- Tak Mój panie, p...

- Zaraz. - Fakt, był na nią zły.

Miała poprowadzić misje. Nie zdołała NAWET zapanować nad sobą i ostatecznie rzuciła na Rudolphusa zaklęcie imperius., ale jednak starał się być dla niej delikatny. No cóż, żadnego innego Śmieciożercy nie traktował tak ulgowo.

Nie wiedział dlaczego, a co do misji, nie wiedział co tam się dokładnie stało. Nie wiedział co ją powstrzymało, nie wiedział że coś jej się stało, nie wiedział kto to zrobił. Bella miała mu to opowiedzieć jednak po jej... hm... ataku paniki nie wiedział również co ma w tej chwili zrobić. Zdawał się jednak wiedzieć co gnębił Lestrange.

Jej mąż.

Od kilku tygodni, tak jak wcześniej ustalili mieszkała wraz z Rudolphem.

Nie mówiła mu co się w jej, powiedzmy, „domu" się dzieje. Nie chciała mu powiedzieć, a i on nie naciskał. Miał tego ładnie mówiąc dość.

Ale jednak wkurzył się.

SKIP TIME. KILKA TYGODNI PÓŹNIEJ.

Bellatrix, sądząc po stanie w jakim była, wyglądała jakby odebrano jej najcenniejszą rzecz co nie było nie prawdą. Siedziała w czarnej sukience z wyszywanym koronkami dekolcie w kształcie serca.

Jej pan, ostatnio brutalny, nie zbyt cieszył się stanem jego najwierniejszej popleczniczki.

Sam ją do tego doprowadził, to fakt ale nie spodziewa, się że aż tak to odczuje. Nie spodziewał się że kłótnia z NIĄ, wpłynie również na niego. A jednak pozwolił jej pokrążyć się w myślach.

Widział że nie słuchała, widać było z daleka o czym myślała, nie przejmując się niczym.

Voldemort westchnąłem duchu, na zewnątrz pozostał jednak zimny.

Odepchnął się od stołu, a następnie podszedł do „fotela" Bellatrix. Bez zbędnego rozejrzenia się w koło położył białe, długie palce na oparciu jej krzesła.

Bellatrix zadrżała, nagle uświadamiając sobie kto stoi za nią.

Poczuła oddech przy swoim uchu, wpatrując się jak spetryfikowana w blat stołu.

Przyjdziesz dziś do mojego gabinetu o 11 wieczorem Bellatrix. - syknął a następnie zebranie dobiegło końca. (Tak jak ten rozdział). 



____________________________________________ 

I'm so sorry że nie było rozdziałów. Brakowało mi weny i nie miałam czasu. (You know, nauczyciele myślą chyba że nam uczniom się nudzi w życiu)


Po za tym troszkę nwm jak poprowadzić tą książkę 📖. Aha, i nie chce wam robić nadzieję ale postaram się robić więcej rozdziałów.


I PISZCIE CZY WOLICIE DŁUŻSZE ROZDZIAŁY RZADZIEJ CZY KRÓTSZE ROZDZIAŁY CZĘŚCIEJ

My Lord   ❗️||ZAWIESZONE||❗️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz