{Rozdział 11}

125 7 92
                                    

Rozdział na specjalne życzenie @dead_eather, dedykowany właśnie jej. Nie żeby coś, ale chyba jednak zmienisz zdanie na temat zabicia mnie @dead_eather ;) 

Mam nadzieję że nie będę musiała opłacać nikomu pobytu w szpitalu, więc proszę nie umrzeć z cringe'u.

PS. Czy Voldy ma być w swojej ludzkiej postaci czy ma zostać taki jaki jest? 

Dajcie znać ———————————>


(Nwm czy pamiętacie więc przypomnę. To się dzieje przed pobytem Belli w Azkabanie.)


Bellatrix szła przez ogród w Malfoy Manor, a jej długie, ciemne, kręcone włosy powiewały na wietrze gdy skręcała w kolejny różany zagajnik. 

Minęła kilka rabatów i przystanęła pod drzewem by odpocząć. Oparła się o nie plecami i wdychała zapach świeżej ziemi. W oddali ujrzała małą wioskę.

Zmrużyła powieki i przyjrzała się temu miasteczku. Było tam dużo małych, niepozornych domków, a sama wioska zajmowała niewielki skrawek ziemi. Dalej były już tylko lasy, jeziora i łąki.

Coś zaszumiało nieopodal. 

Bellatrix odwróciła się gwałtownie na ten  dziwny dźwięk. Wyjęła różdżkę i wycelowała w krzak z którego dobiegał tamten odgłos. 

- Imperio. - rzuciła, a zza krzaków wyłoniła się głowa Lucjusza. 

Bellatrix westchnęła z dezaprobatą i przyjrzała się swojemu szwagrowi. 

Wyglądał...  Niby tak jak zawsze. Włosy miał zaczesane, a ubrany był w zwykły garnitur. Coś jednak nie pasowało w jego zachowaniu. Nienawidzili się, owszem, ale nigdy nie śledzili siebie nawzajem. Lucjusz z reguły po prostu robił docinki a reszta Śmierciożerców mu zazwyczaj przyklaskiwała.

Bella przyjrzała się mu uważniej ale nie dostrzegła nic więcej.

Zza niewielkiego muru z białej cegły wyjrzała mała skrzatka. 

- Pani, obiad podany, goście zjawia się niedługo, Pani Narcyza prosi byś wracała już do domu -wyjąkała ta niewielka istota.

Było tylko kilka osób które mogły mieć jakakolwiek władzę nad panią Lestrange. Była to np.  troskliwa Narcyza, która będąc siostrą Belli, niegdyś oberwała od niej Cruciatusem. 

Gdy Bellatrix stanęła u szczytu marmurowych schodów dostrzegła Alecto Carrow, witająca się z Narcyzą oraz Lucjuszem. 

Bella obejrzała się przez ramię i przez kilka sekund wypatrywała swojego męża który, jak słusznie podejrzewała mógł zjawić się na tym „zebraniu" Śmierciożerców. Odwróciła się w tamtą stronę. Oczywiście dostrzegła jeszcze kilka innych podwładnych Czarnego Pana, ale bez większego zainteresowania przesuwała po nich wzrokiem. 

Wpatrując się tak w tamten istny harmider usłyszała za plecami aż zbyt dobrze znany jej głos.

- Co tu robisz Bellatrix? -  Czarny Pan lustrował ją zimnym wzrokiem, a Bella odwróciła się z powrotem do niego. 

- Sądziłam, że będzie to luźne przyjęcie, a nie kolejna impreza tych alkoholików Panie - Prychnęła z pogardą, dźwięczącą w jej głosie 

Czarny Pan uniósł lekko kącik ust na ostanie dwa słowa. 

- Czyżbyś nigdy nie wypełniała moich rozkazów na... Na kacu? - Zapytał spodziewając się jej reakcji. Bellatrix, jak zawsze zdenerwowała się zupełnie niepotrzebnie, w jego opinii.  Wiedział że zależy jej na jego zdaniu, często to sprawdzał, bawiąc się tą dziewczyną jak zabawką. W gruncie rzeczy Bella miała tylko dwadzieścia-parę lat. 

Jednak dziewczyna nie zdążyła mu odpowiedzieć gdy ten zbliżył się do niej. Bellatrix wstrzymała oddech, a mężczyzna oparł się dłońmi o ścianę, nie dając jej uciec. 

Bellatrix zapatrzyła się w jego oczy, o których  tak często marzyła. 

- Mój Panie, czy mogę... -szepnęła, a następne co poczuła to usta Voldemorta na swoich wargach. 

Wpiła się w jego usta, zaciskając dłoń na jego szacie. Ten odwzajemniał każdy jej pocałunek. Z zamkniętymi powiekami dalej całowała Czarnego Pana. 

Po kilku sekundach tego wspaniałego przeżycia usłyszała głos Rudolpha.

- Co tu... - Nie zdążył skończyć gdy oberwał nie nawistnym spojrzeniem Belli. Kobieta zdawała się nie wiedzieć co w tej sytuacji począć. Spojrzała w oblicze Czarnego Pana.

Voldemort obecnie lustrował spojrzeniem męża Bellatrix.

Widząc to Rudolph zaczął się wycofywać, cały czas przeklinając się za odezwanie się. 

- Crucio. - Bellatrix wiedziona impulsem rzuciła to zaklęcie. Zdając sobie sprawę jak bardzo ma aktualnie przesra*e u wszystkich Śmierciożerców którzy obserwowali tą scenę, cofnęła zaklęcie. 

Już dwie sekundy później pałeczkę przejął sam Czarny Pan, a ciszę ponownie przerwały wrzaski Rudolpha.

- Obliviate. - Syknął Voldy, zostawiając mężczyznę leżącego na ziemii, a następnie skierował różdżkę ku tłumu gapiów, którzy odsunęli się przerażeni. 

Voldemort nie był głupi.

Wiedział że jeżeli zabije teraz wszystkich swoich poddanych, zebranych wkoło to straci władzę. Rzucał zaklęcia na kolejne osoby aż w końcu skierował różdżkę ku przyglądającej się mu Belli.

Zbliżył się do niej, a ona wiedziała co ten nieobliczalny mężczyzna zamierza zrobić.

- Obliviate. - Powiedział Voldy, a wszystko wokół Bellatrix zanikło.

Pozostał tylko przyglądający się tej scenie ukryty w krzakach Lucjusz Malfoy.

My Lord   ❗️||ZAWIESZONE||❗️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz