Rozdział 10: Zakupy

52 25 5
                                    

TW: Zaburzenia odżywiania

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

TW: Zaburzenia odżywiania

Osiem mokrych godzin później wsiadłam za kierownicę samochodu otulona ciepłym swetrem, który trochę pomagał w ogrzaniu się po tym, jak wiele czasu spędziłam w wodzie. Opuszki moich palców wyglądały jak pomarszczone rodzynki, chociaż zdążyłam już przebrać się i chociaż częściowo wysuszyć włosy. Pozostawały lekko wilgotne, ale nie zamierzałam czekać dłużej, ponieważ umówiliśmy się, że wracając do domu, zrobię zakupy, a sklep zamykali za dwie godziny. Neon musiał zostać i dopilnować, żeby cały sprzęt wrócił do will w nienaruszonym stanie, a nagrania zostały zabezpieczone na komputerze.

Do dziś pamiętałam, jaki był wściekły, gdy przez błąd jednej z osób pracujących na planie, stracili godzinę nagranego materiału i zmuszeni byli to później uzupełniać. Nie dziwiłam mu się — każdy by się wkurzył. Dlatego teraz po kilka razy upewniał się, że wszystko jest tak, jak powinno.

Ostatnio uwielbialiśmy Lidl ze względu na ich marki własne, toteż właśnie tam podjechałam. Pobrałam bilet parkingowy i nie ociągając się, wkroczyłam do sklepu, włączając na telefonie program z listą zakupów. Od razu zauważyłam, że pojawiły się na niej cztery nowe pozycje, które Nikodem dodał — korzystając z tego, że aplikacje komunikowały się ze sobą. Na bieżąco widziałam wszystkie zmiany, jakie wprowadzał. Bardzo ułatwiało to życie codzienne – ograniczało przymusowe telefony w stylu: „Na pewno jeszcze czegoś nie chcesz?". Jeśli chciał, to uaktualniał listę. Oszczędziło nam to wielu kłótni typu: „czemu nie zadzwoniłaś zapytać?".

Stanęłam przy półce z jogurtami i wzięłam pierwszy z brzegu, odwracając go i sprawdzając skład. Rzadko kupowałam taki nabiał, ale dzisiaj miałam ogromną ochotę.

– Mleko, truskawki, cukier, skrobia, stabilizatory – przeczytałam pod nosem i odłożyłam na półkę.

Sięgnęłam po drugi z brzegu.

– Mleko pasteryzowane, wsad truskawkowy, cukier, substancje zagęszczające. – Kolejny powrócił na półkę.

Następny trafił do mojej ręki.

– Mleko, cukier, truskawki, skrobia modyfikowana kukurydziana...

Westchnęłam i odstawiłam produkt. Kucnęłam, żeby sięgnąć niżej i sprawdzić kolejne firmy. Ich składy czytałam już w myślach, bo miałam wrażenie, że osoby, które mnie mijały, zaczynały spoglądać na mnie i robić przy tym dziwne miny. Kobieta, która sięgnęła nad moją głową, po pierwszy lepszy jogurt i wrzuciła go do koszyka bez sprawdzenia składników, wyglądała na wyjątkowo zniesmaczoną moją szczegółową analizą.

Następny jogurt: Mleko kozie, wsad truskawkowy, cukier, syrop glukozowo–fruktozowy.

I kolejny: mleko, wsad truskawkowy, woda, syrop glukozowo–fruktozowy, substancje zagęszczające.

W końcu udało mi się trafić na Święty Graal: mleko, truskawki, cukier, aromat naturalny, zagęszczony sok z cytryny, koncentrat z marchwi, bakterie fermentacji mlekowej. Z uśmiechem wrzuciłam dwa opakowania do trzymanego w rękach koszyka i wstałam z ziemi, otrzepując kolana, które zebrały na siebie trochę brudu z zadeptanej przez kupujących podłogi.

Wyloguj się (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz